Johnny rozkoszował się przepysznym gulaszem.
Siedział przy dużym, dębowym stole nieopodal kominka. Chłopi wokół niego starali się dać mu trochę prywatności, jednak nie mogli powstrzymać się przed zerkaniem na niego jednym okiem. Przed chwilą dał im wysłuchać paru piosenek w jego wykonaniu, co nie bez przyczyny wzbudziło zachwyt wielu z nich. Teraz jednak starali się nie przeszkadzać mu w spożywaniu posiłku.
Chłopak uważnie wpatrywał się w tłum wieśniaków, zebranych w pomieszczeniu. Wyglądali na takich żyjących w dostatku, wielu z nich posiadało nadwagę.
Zdecydowanie jednak nie wszyscy w karczmie byli stąd. Pośrodku pomieszczenia zauważył śniadego, cudacznie ubranego mężczyznę, który musiał pochodzić z dalekich krajów. Opowiadał coś uważnie słuchającemu go człowiekowi, mającemu na sobie bogate, choć araluańskie szaty. Dalej widział grupę pożądnie ubranych kupców, wyraźnie dyskutujących o towarze, o czym świadczyly walające się na stole kufle po piwie i mężczyzna, który gestykulował tak, że przez przypadek potrącił kelnerkę.
W jednym z rogów zebrali się nastolatkowie mniej więcej w jego wieku i bardzo entuzjastycznie komentowali wygląd jednej z dziewczyn, która podawała im picie. Była prześliczną brunetką o pełnych kształtach i prześlicznym uśmiechu.
Johnny przewrócił oczami.
- Chcesz coś jeszcze? Piwa, na przykład? - spytała karczmarka.
Była niską i pulchną blondynką, jednak wyjątkowo ładną. Chłopak nadal nie mógł uwierzyć, że znajduje się w słynnej jadłodajni Jenny, która swoimi umiejętnościami przerasta nawet Chubba, kucharza barona Aralda. Co więcej, z pewnością przerastała również kucharzy, których spotykał w innych lennach, a nie można powiedzieć, by oni nie znali się na swoim fachu.
Chłopak szybko przełknął, chcąc odpowiedzieć, a kawałek nie do końca pokryzionego mięsa wolno przesunął się wzdłuż przełyku, sprawiając mu ból.
- Nie, dziękuję. Nie lubię piwa - odparł.
- Dobrze. Jakby co, daj znać. Ściągasz ludzi do karczmy.
Uśmiechnęła się uroczo, gdy odeszła.
Chłopak pomyślał, że mając taką sławę w kraju, a nawet i na świecie, nie mogła narzekać na brak klientów.
Westchnął.
- Hej - usłyszał wesoły głos, który był wyraźnie skierowany do niego.
Przed nim siedziała prześliczna dziewczyna o niebieskich oczach i blond lokach. Miała wyrazistą urodę, a Johnnemu wydało się, że już gdzieś ją widział. Czy wówczas jednak bardziej nie zapadłaby mu w pamięć? W końcu pamiętał dziewiędziesiąt procent osób we wszystkich lennach, które odwiedził.
Dziewczyna nie miała jednak na sobie sukienki, typowej dla normalnych mieszkanek miasta. Była ubrana w wysokie, skórzane buty i brązowe spodnie, na które zarzuciła koszulę. Wyglądała na wysportowaną i zdecydowanie twardą psychicznie.
- Cześć - powiedział, znów zbyt szybko przełykając jedzenie. Przeklął w duchu fakt, że nie poczekał.
- Jestem Maddie - powiedziała, wyciągając w jego kierunku rękę.
Maddie? Gdzieś już słyszał to imię... nagle przypomniał sobie, z kim mu się skojarzyła dziewczyna i prawie zakrztusił się kawą.
- Wasza Wysokość... - zaczął i już zastanawiał się, czy się ukłonić, lądując przy tym czołem w gulaszu, czy lepiej wstać i przy tym przewalić stół, ale dziewczyna go uprzedziła, kładąc mu palec na ustach i skutesznie udaremniając jego wszelkie próby powiedzenia czegoś więcej. Może to nawet lepiej, bo chłopak sam nie wiedział, co powiedzieć.
- Cicho! - szepnęła teatralnie. - Jestem tu incognito.
John zezował chwilę na jej długi palec na jego twarzy, po czym zerknął na nią ze spokojem i odsunął rękę.
- Dobrze - zaczął, nie wiedząc, co dalej powiedzieć. - Dobrze...
Na szczęście Madelyn Altman doskonele sobie radziła w prowadzeniu monologu.
- Udawaj, że jestem normalną dziewczyną. Albo, przynajmniej, że niczego się nie domyślasz. I nie waż się do mnie mówić "panno", bo przyrzekam, że umiem posługiwać się nożem - przerwała, po czym zaczęła, zupełnie tak samo jak wcześniej: - Jestem Maddie.
- Mam na imię John. Już się chyba przedstawiałem, gdy wszedłem tutaj, prawda?
Maddie głośno wypuściła powietrze, gdy zauważyła, że kryzys tożsamościowy został opanowany.
- Możliwe. Ja się dopiero zjawiłam. A teraz, mój drogi minsterlu, powiedz, skąd wiedzialeś, że jestem... tym, kim jestem?
Johnny wzruszył ramionami, nagle okazując wielkie zainteresowanie miską gulaszu.
- Cóż... od początku wiedziałem, że skądś cię kojarzę. Pochodzę spod Araluenu, więc raz czy dwa cię widziałem z tłumu, a ponieważ nie zamienilem z tobą wcześniej słowa, to nie zorientowałem się, jak masz na imię, póki się nie przedstawiłaś. A potem było łatwo.
Włożył do buzi łyżkę gulaszu, który zdążył już wystygnąć.
Maddie patrzyła się na niego i mrugnęła dwa razy.
- Niewiarygodne. Niektórzy rozmawiali ze mną parę dni, ba! nawet poznali mnie całkiem dobrze i nie zorientowali się, kim jestem, a ty skojarzyłeś mój wygląd sprzed roku czy dwóch z moim pseudonimem. Naprawdę niewiarygodne.
John szybko przełknął gulasz i przeklął się w duchu. Czemu nie może choć raz zrobić to bezboleśnie?!
- Mam dość dobrą pamięć - stwierdził skromnie. - I szybko kojarzę fakty. Nic więcej.
Maddie patrzyła na niego chwilę, uśmiechając się do siebie.
- Rozumiem. To... hmmm... na czym grasz? - spytała.
Johnny postanowił tym razem skończyć gryźć kęs jedzenia, więc jedynie wskazał ręką na lutnię.
- To mandola? - spytała dziewczyna.
Johnny spojrzał ku sufitowi i wreszcie przełknął.
- Nie. Lutnia. Różnią się...
- Ilością strun, wiem - skończyła dziewczyna. - Tylko nigdy nie pamiętam, które jest które.
Johnny wyskrobał końcówkę sosu.
- To bardziej skomplikowane. Mandola jest przede wszystkim rzadziej spotykana. Oba instrumenty posiadają pary strun i...
- Dobrze, rozumiem. Widzę, że trafiłam na eksperta - uśmiechnęła się. - Ja się zmywam, publiczność się niecierpliwi.
- Rzeczywiście, madame, obowiązki wzywają.
Położył instrument na kolanach i przygotował się do grania.
- Mówiłam, że umiem się posługiwać nożami! - zagroziła dziewczyna, odchodząc.
- Nie mówiłaś za to nic o "madame" - odparł chłopak, uderzając w struny, które wydały czysty dźwięk.
Patrzył, jak dziewczyna odchodzi na tyły sali i siada przy stole znajdującym się tuż obok grupy nastolatków. Jeden z nich gwizdnął na jej widok, a Johnny zastanowił się, czy wie, z kim ma do czynienia.
Pewnie nie.
Dziewczyna zauważyła, że jej się przygląda i posłała mu promienny uśmiech.
Poczuł, że w Redmont zostanie dłużej, niż się spodziewał.