.:6:00:.
Jest wtorek. Na dworze pogoda dopisuje.
Mama- Sophi wstawaj!
Sophi- Już wstaje.
Ledwo co mogłam ściągnąć się z łóżka, ale od czego jest mój kochany piesio Berni!
Berni jest czarnym kundlem. Gdy byłam mała i jeszcze mój tata żył przyprowadził mi go do domu na moje 5 urodziny. Pies miał wtedy dwa tygodnie, więc był bardzo malutki.
Pupil wstał i zeskoczył z mojego wyrka i ściągnął ze mnie cieplutką kołderkę.
S- Berni...czemu mi to robisz? Dobra, dobra już wstaje.
Jakimś cudem wstałam i pokierowałam się w kierunku łazienki.
Po ogarnięciu się podeszłam do komody i wyjełam z niej mój ulubiony strój letni. Krótkie, czarne, bawełniane spodenki oraz czarną bluzkę z krótkim rękawkiem i granatowe trampki.
S- Wychodzę!
M- A śniedanie?
S- Mamo!
M- Spakój śniadanie. Jest w lodówce.
S- Ale spóźnie się zaraz!
M- Jeździsz na rowerze, nie przesadzaj.
Stwierdziłam iż nie ma się co kłucić i poszłam posłusznie po śniadanie i wyszłam z domu po rower. Zjechałam windą na parter i pojechałam do szkoły. Oczywiście pierwsze co było widać na pierwszy rzut oka to korek ciągnący się aż po centrum handlowe w dzielnicy obok.
Po 7:45 jest bardzo trudno się poruszać, a szczególnie na rowerze.
"Czemu ludzie przypominają sobie dopiero po 7:40, że jest dzień powszedni i trzeba iść do pracy lub szkoły?!"~pomyślałam.
Miku- Sophi, czekaj!
S- O, siemano!
Mk- Po co tak gnasz?
S- Nie chce się spóźnić...znowu.
Mk- Stara, no błagam! A ty znowu nie w temacie i się dowiadujesz w ostatniej chwili.
S- co masz na myśli?
Mk- Pani Light odwowała lekcję biologii, bo jest taki korek.
Zazwyczaj nie lubiłam korków bo nigdzie nie można dojechać albo się spóźniam. Lecz tego dnia było inaczej, ponieważ pokochałam korki! Wolę się poszlajać z najlepszą kumpelą po dzielnicy niż słuchać o tym gdzie co i jak w ciele ślimaka.
S- Kocham korki!
Mk- Ta, ja też. Mam pomysła! Chodźmy do skate!
S- Spoko, tylko nie mam rolek.
Mk- Nie możemy się wrócić do ciebie i je wziąć? Od twojej haty jest jakieś 10 minut do skate.
S- No to...GO!
.:8:09:.
Jesteśmy w parku. Po założeniu rolek poleciałam jak strzała na rampę, a Miku za mną. O dziwo było pusto...choć komu by się chciało przychodzić o ósmej na rampy i jeździć.
S- Jak tam ci idzie?
Mk- A może być. Tylko nie jestem przyzwyczajona, że tu tak pusto.
S- No to fakt.
Nie byłyśmy jednak długo same, bo przyszedł pewien chłopak.
Mk- Sophi! Pokaż mi ten trik co ostatnio zgasiłaś Juliet.
S- Luz!
Odjechałam kawałek, wziełam rozpęd i wystartowałam. Na samym początku szło mi dobrze ale gdy chciałam powtórzyć wyczyn jakaś stara gazeta została przywiana na moje oczy.
Mk- Sophi!
Pamiętam tylko krzyk Miku i ciemność przed oczami.
S- Co się dzieje?
?- obudziła się!
Mk- Jakie szczeście!
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
To pierwszy rozdział nowej książki.
Mam nadzieję że się spodobał!
Gwiazdki i komentarze mile widziane!
Do kolejnego! (=ˇωˇ=)