Erin Lareina Shannon z pewnością przez długi czas będzie wspominać ten wieczór, który był początkiem jej przeznaczenia. Oczywiście nigdy nie wierzyła w takie bzdury jak fatum, lecz po tym dniu jej sceptyczne serce zostało raz na zawsze zmiażdżone ciężkością nieuniknionego losu, z którym musiała się pogodzić.
Noc była ciemna niczym atrament i chłodna, jak na wczesną wiosnę przystało. Delikatne krople deszczu spadały z nieba, wirując jak tancerze pląsający wkoło i uderzały w twarz dziewczyny. Erin stała pośrodku chodnika z podniesionym ku górze podbródkiem i napawała się tą chwilą. Lubiła ciszę i spokój, w której deszcz mógł wygrywać przeróżne melodie, gdy odbijał się o różnorodne faktury. Krople spływały powoli po jej przymkniętych powiekach, a płuca zaczerpywały głębokiego, rześkiego oddechu.
Po chwili, która mogła trwać zarówno sekundy, jak i minuty, opuściła podbródek i powoli otworzyła oczy. Zamrugała nimi gwałtownie, chcąc nie dopuścić do dostania się wody pod powieki. Latarnie oświetlały ulicę ciepłym, żółtym światłem, a zimny wiatr szarpał jej długimi włosami. Ruszyła do przodu, a ciężkie buty rozchlapywały lekko wodę z kałuż na boki. Włożyła skostniałe dłonie do kieszeni kurtki i zaklęła pod nosem. Nie wiedziała, po co jej przyjaciółka, Blair, kazała jej do siebie przyjść. Zadzwoniła do niej godzinę temu i cała podekscytowana wręcz rozkazała Erin przybiec do niej jak najszybciej. Próby dowiedzenia się, co się stało, były bezowocne. Tak więc Erin wygrzebała się spod kaszmirowego koca i pełna niezadowolenia wyszła z domu, gdy dochodziła północ.
Alejka była opustoszała, a mroczne cienie pełzały po betonowym chodniku i ceglastych ścianach budynków. Erin przeklinała się w myślach, że mimo wszystko nie została w domu. Jednak zdecydowana słabość do przyjaciółki przeważyła szalę, więc starała się teraz wyprzeć lekki strach z umysłu. Nigdy nie była fanką horrorów, ale to nie znaczyło, że żadnych w życiu nie obejrzała. I oczywiście wszystkie naraz zaczęły przychodzić jej do głowy.
Zadrżała, opatuliła się szczelniej miękkim szalem i wetchnęła. Nieopodal na ławce przysiadł czarny jak węgiel kruk, który swoimi paciorkowatymi oczkami wpatrywał się w poruszającą się szybko postać. Zakrakał, a dziewczyna podskoczyła przerażona.
Erin nie wiedziała, czy serce bije jej tak mocno ze strachu, czy też ze złości na to przeklęte ptaszysko. Cmoknęła ustami butnie i przyspieszyła kroku. Latarnia na chwilę przestała świecić, jakby mrugając do niej. Głębsza kałuża rozprysła się na boki pod ciężkim stąpnięciem.
Krzyk Erin przeciął niemal złowieszczą ciszę, gdy silne ręce złapały ją za ramiona i brutalnie wrzuciły w ciemną uliczkę. Wpadłszy na ścianę, ledwie utrzymała się na nogach. Sapnęła i błyskawicznie odwróciła się. W załamaniu światła stał wysoki, postawny mężczyzna. Światło latarni oświetlało jego sylwetkę od tyłu, przy głowie tworząc, jak pomyślała Erin, aureolę. Twarz miał skrytą w cieniu.
— Zastanawiałaś się kiedyś, dziewczyno, czym tak naprawdę jest życie? — mężczyzna zapytał głosem głębokim i ochrypłym. Erin wzdrygnęła się i mimowolnie przysunęła plecami do ściany, wczepiając długie paznokcie w cegły.
— Ja... — wykrztusiła, lecz nawet szept jej się załamał. W głowie miała pustkę i wydawało jej się, że serce właśnie wybijało swoje setne uderzenie w ciągu tych niekończących się sekund.
Mężczyzna pokręcił głową i postąpił krok do przodu. Przygarbił się i zaczął dyszeć. Erin zdawało się, jakoby jego oczy zaczęły odbijać dziwne, niebieskie światło. Zerknęła w bok, kątem oka patrząc za siebie i uświadamiając sobie, że znajduje się w ślepym zaułku. Przerażenie wzrastało w niej niczym balon i wspinało się od żołądka, aż po gardło, utykając tam i tworząc gulę.
CZYTASZ
Breath at night [publikacja cofnięta; korekta]
FanteziePublikacja została cofnięta. Opowieść jest obecnie poddawana gruntownej korekcie. Poprawione rozdziały będą się tutaj pojawiały już niebawem.