Rozdział 6

1.4K 85 22
                                    

Witam was w 6 rozdziale mojego opowiadania. Mimo, że długo mnie nie było z powodu braku wena powracam i postanawiam, że od tej pory będę wszystko planować. Dziękuję, dobranoc XD

_________________________________

Już świtało kiedy zapiekł go Mroczny Znak. Natychmiast się zerwał, przebrał w szatę śmierciożercy i wziął srebrną, przerażająco piękną maskę. Potem rzucając na siebie zaklęcie kameleona by żaden ranny ptaszek przypadkowo go nie zauważył przeszedł przez błonia. Po chwili aportował się na miesce spotkania Kręgu. Okazało się, że Czarny Pan upodobał sobie dom Malfoyów, gdyż wszystkie ostatnie spotkania odbywały się właśnie tam. Tak też było dzisiaj. Unosząc lewe przedramię przeszedł przez bramę. Z uznaniem pomyślał, że to sprytne, że jedynie śmierciożercy mogą z taką łatwością przejść na działkę Malfoyów. Dookoła rozciągnięte były najróżniejsze bariery i osłony. Ruszył w stronę domu lecz daleko nie uszedł gdyż z prawej nagle dało się słyszeć podejrzany dźwięk. Kierowany swoją paranoją gwałtownie odwrócił się w stronę z której owy dźwięk pochodził. To tylko paw. Lucjusz zawsze lubił eksponować swoje bogactwo. Severus prychnął i pospieszył do środka. Voldemort nie lubił czekać, a on doskonale o tym wiedział. Przekroczywszy próg zorientował się, że zebranie nie obejmuje jedynie Wewnętrznego Kręgu. Sądząc po hałasie Lord Voldemort zebrał wszystkich śmierciożerców. Mistrza Eliksirów nagle tknęło złe przeczucie lecz szybko zamaskował je Oklumencją. Cicho wszedł do pomieszczenia, w którym obecnie urzędował Czarny Pan i rozejrzał się dookoła. Mimo wysokiego wzrostu nie zdołał zauważyć czegoś poprzez taki tłum. Od razu dało się zauważyć, że działo się coś ważnego. Voldemort triumfował. Czyżby...? Nagle dało się słyszeć jęk, który po chwili przerodził się we wrzask. Snape poczuł jak stanęły mu włoski na karku. Potter. Złapali Pottera. Zbawcę czarodziejskiego świata. Przepychając się między innymi śmierciożercami w końcu dotarł do brzegu dużego okręgu, który otaczał obiekt zamieszania. Tak jak myślał na zimnej, kamiennej, zwykle czystej, a teraz splamionej krwią podłodze leżał Harry Potter. Był w złym stanie. Posiniaczony, z kilkoma dosyć głębokimi ranami na ciele i wielkim cierpieniem doskonale widocznym na bladej twarzy. Voldemort coś mówił, ale Severus wpatrywał się w 15-letniego chłopaka leżącego teraz na boku i nie zwracał uwagi na swego pana. Harry o dziwo wyglądał jakby już się poddał i nie widział żadnej szansy na ratunek. Czarny Pan uniósł głos co w końcu zwróciło uwagę Snape'a.

- Harry Potter wkrótce umrze! Teraz nie ochronią go przyjaciele, ani zmarli. Już nie będzie miał szczęścia. To będzie jego koniec. Pozwolę wam się trochę nim zabawić – Severus spostrzegł, że Lord Voldemort bawił się różdżką obracając ją w dłoniach - Ale to ja go zabiję kiedy nadejdzie odpowiedni czas - jego oczy rozjarzyły się szkarłatem.
Severus spojrzał jeszcze raz na Harry'ego. Kompletnie nie wiedział co robić. Dumbledore by go zabił gdyby Złotemu Chłopcowi stało się coś złego, ale wtedy musiałby się zdemaskować. Sam nie wiedział co gorsze. Rozejrzał się dookoła szacując swoje szanse na ucieczkę. Wokół dworu Malfoyów rozciągnięte było pole antyaportacyjne więc o szybkim zniknięciu nie było mowy. Świstoklika niestety nie posiadał... nie ma też jak obronić się przed blisko dwoma setkami sług Voldemorta i nim samym. Mimo tego niestety miał niezbyt miły zaszczyt mieć dwóch panów i to równie niebezpiecznych i potężnych. Tak może przynajmniej uda mu się zdobyć dla chłopaka trochę czasu. Wiedział, że notka wysłana na szybko dotarła do Dumbledora. Jak nie będzie długo wracał może się zorientuje. Mimo rosnącej guli w gardle już postanowił co zrobi. Kiedy Voldemort unosił rozdżkę by ugodzić Pottera kolejnym Cruciatusem Severus rzucił się przed siebie. Stanął przed chłopcem na czas. Zdążył wziąć klątwę na siebie i ujrzeć niedowierzanie oraz wściekłość w oczach Voldemorta.

I wtedy się obudził.

***

Dzisiejszego dnia miała odbyć się rozprawa. Ron poszedł na śniadanie, które zjadł jak najszybciej nie odzywając się do nikogo, zignorował zmartwioną Hermionę, a potem przebrał się w swoje lepsze szaty. O dziesiątej stał już przy chimerze broniącej dostępu do gabinetu dyrektora i denerwował się. Co będzie jak go wyrzucą? To bardzo prawdopodobne biorąc pod uwagę, że w radzie nadzorczej jest Lucjusz Malfoy który nie dość, że i tak nienawidził wszystkich Weasleyów to jeszcze jeden z nich zaatakował jego syna. To po prostu nie mogło skończyć się dobrze. Na Merlina, matka będzie wściekła. Może mógłby założyć sklep z Fredem i Georgem? Bliźniacy cały czas o mówią tylko o tym. Tak czy inaczej wolałby zostać w szkole. Po kilku minutach schodkami zjechał Dumbledore w jasno-fioletowej szacie z malutkimi feniksami na rękawach i dziwnej czapce. Młody Weasley z trudem zachował kamienną twarz. Dlaczego on zawsze ubierał się tak śmiesznie?
- Dzień dobry - przywitał się wesoło Dumbledore. - Jak ci mija dzień, panie Weasley?
Zestawienie ze sobą bezpośredniej wypowiedzi i "panie Wealey" brzmiało doprawdy dziwnie. Ron przestąpił z nogi na nogę.
- Denerwuję się - odpowiedział po prostu.
Dyrektor pokiwał głową. Chłopiec postąpił bardzo niewłaściwie próbując zaklęcia Niewybaczalnego, ale mimo tego był młody i sprowokowany. A młodzi ludzie robią różne rzeczy. Kiedy już prawie popadł w głęboką zadumę Ron przypomniał mu o swojej obecności zadając nieco nieśmiałe pytanie.
- Profesorze Dumbledore, czy nie powinniśmy już iść?
- Ach tak, oczywiście - uśmiechnął się do zmartwionego Ronalda i poprowadził przez korytarze do wyjścia z zamku, a następnie do bramy i punktu aportacyjnego.
Do Ministerstwa weszli przez budkę telefoniczną. Zanim dostali się do niej wiele mijających ich mugoli oddalało się z przerażeniem lub śmiało się do rozpuku ze stroju prawdopodobnie najpotężniejszego czarodzieja tych czasów.

***

Harry usiłował za wszelką cenę ustalić kilka rzeczy, lecz jego umysł jakby na to nie pozwalał. Wszystko już mu się pomieszało. Jest ślepy? Umarł? Może to Voldemort go uwięził? Chwila... Voldemort? A kto to Voldemort? W takich momentach głowa piekielnie go bolała, jakby ktoś postanowił wbić w nią miliony cieniutkich igiełek. Kilka razy miał przebłyski wspomnień, ale tylko gdy bardzo mocno zacisnął oczy. Jakaś brązowowłosa dziewczyna i rudy chłopak uśmiechają się do niego wesoło siedząc przy niewielkim stole. Pokój jest ustrojony na złoto – czerwono. To jego pokój? Następne wspomnienie przedstawiało mężczyznę, który uśmiechając się do niego oznajmił mu, że może u niego zamieszkać. Wtedy Harry już całkiem nie rozumiał o co chodzi. Jego rodzice się rozwiedli, a to jego tata? W kilku wspomnieniach widział jeszcze tych dwoje, których zobaczył jako pierwszych. Może to jego przyjaciele? Miał nadzieję, że tak. Wyglądali na całkiem miłych. Po tych przebłyskach zamiast rozumieć więcej miał jeszcze większy mętlik w głowie. Kilka razy kiedy tak bardzo bolała go głowa chciał krzyczeć i wołać o pomoc lecz z jego gardła nic się nie wydobywało. Tylko jakby wydychał powietrze ustami. Chciał żeby to się skończyło. Bo to na pewno nie było normalne. Dryfował więc w nieskończonym oceanie ciemności.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Jul 19, 2016 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Samotny w ciemnościach...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz