Droge zatorował mi olbżym ktury wyglondem przypominał bochatera Shrecka.
-Yo frajerze dawaj buty -rzekł i zapierdzielił mi oba lacze
Biegałem za nim w tom i spowrotem hcąc odzyskać moje códne obuwie z najka *co z tego że to podruba. som gupi i nikt sie nie skapnie kekke*
Zmenczony całym wydażeniem zapierdzieliłem pod kibel dla nauczycieli, aby hronić plecy. Nagle z ubikacji wyszła kobieta niczym dumny pingwin w czarnej sókni z akrylu. Zagadałem do niej muwiąc
-Pani ładna! Bo lacze mi zadupili te ziomeczki co stojom pod oknem
-A to wariaty -żekła i odeszła machając przy tym dupom niczym tap szpadel z potenszjalem
No i dópa se pomyślałem
Nagle obok mnie pszeszła pani dyrka. Popaczała na mnie i poszła dalej w stronę mojch drenczycieli.
Pogadała z nimi i ze śmiechem na mordce odeszła w sinom dal. No żem zjebał se rzycie.
Gdy po dzwonku szłem do klasy ziomek ktury był jak bruno mars w dresach rzucił we mnie mym obówiem i powiedział
-Łap śmieciu, musisz się jakoś prezentować
No i poszed do klasy.