~Rozdział 1~

212 8 4
                                    

Jestem Lily Lightwood. Mam 18 lat, niecałe 160cm wzrostu, blond włosy i zielone oczy. Mieszkam w Miami razem z moim ojcem. Matki nie widziałam od 5 lat, czyli od rozwodu rodziców. Jeśli zastanawiacie się czy bardzo to przeżyłam od razu uprzedzę was, że nie. Nie byłam z nią w dobrych kontaktach i niejednokrotnie zastałam ją w łóżku z przypadkowymi facetami. Taa... moja matka jest dziwką... ale cóż, życie nie wybiera.

***

-Lily!- zawołał Jake, mój chłopak. W sumie to nie łączy nas zbyt wiele, głównie seks. Postanowiliśmy być razem, aby stworzyć jedną z ważniejszych par elity szkolnej.


-Co chcesz?- odpowiedziałam ze znudzeniem.


-Co chcesz na śniadanie?


-Nalesnikiii!! Mógłbyś mi je przynieść? Nie mogę się ruszyć...


-Sado-maso nie wychodzi Ci na dobre.- zaśmiał się. Idę o zakład, że gdyby mój wzrok potrafił sprawiać ból, to on leżałby w tym momencie na podłodze trzymając się za krocze...

Po dłuższej chwili wrócił z całym talerzem naleśników z nutellą, dżemem, truskawkami i zapewne wszystkim co znalazł w lodówce. Kiedy miałam już zamiar sięgać po nie, Jake rzucił się na mnie i zaczął całować.


-Odsuń się debilu!- krzyknęłam ze śmiechem. Sięgnęłam po śniadanie i po pierwszym kęsie zrozumiałam, że coś jest nie tak...


-Czy to do cholery jest musztarda?!


-Suprajs! Suprajs! -parsknął śmiechem.


-Wyjdź!


-Co? Ale jak to?!


-Tak po prostu! Do widzenia!


-Na żartach się nie znasz. -burknął obrażony. Zabrał swoje rzeczy i wyszedł.


Wyrzuciłam jego danie popisowe i poszłam sprzątać pokój.

Tata niedługo miał wrócić z pracy. Musze mu jakoś powiedzieć o zagrożeniu z matmy. Ten debil Harrison nie chciał naciągnąć mi dwójki, a ja totalnie nie ogarniam algebry i trygonometrii. Zapewne żeby zdać będę potrzebowała jakiś korepetycji. Właściwie to Jessica jest dobra z matmy, musze poprosić ją o pomoc. Ale dosyć o szkole. Idę wziąć prysznic.

Kiedy skończyłam się myć usłyszałam głos taty.

-Hej mała!


-Cześć.


-Jake był na noc?


-Eh... tak. Skąd wiesz?


-Dziarek biega po kuchni z prezerwatywą w pyszczku.


-Ughh...

Głupi kot, a na dodatek paskudny. Dostałam go od Jessici. Kiedyś powiedziałam jej, że chce mieć łysego kota. Na następny dzień ona stała pod drzwiami z tym małym potworem. Wabi się Dziarek, bo moja młodsza kuzynka pewnego dnia, gdy u mnie była postanowiła upiększyć kota swoimi rysunkami.


-Tato, ale masz przynajmniej pewność, że nie znajdę w ciążę.- uśmiechnęłam się głupio.


-W sumie racja, ale następnym razem nie pozwól kotu wyciągać takie rzeczy z twojego śmietnika.


-Okeej.


Jutro szkoła, czyli kolejne spotkanie z cudownym panem Harrisonem. A no właśnie...


-Tatooo... pan Harrison prosił żebyś przyszedł do niego we wtorek.


-Dlaczego? Coś się stało?


-Hmm.. można tak powiedzieć...


-To znaczy?


-Tak jakby mam zagrożenie z matematyki..?


Ojciec już chyba chciał coś powiedzieć, ale szybko mu przerwałam.


-Spokojnie! To się jakoś załatwi. Jessica jest najlepsza z matematyki, wiec mi pomoże.


-No dobrze, ale masz zakaz wychodzenia na imprezy, aż tego nie poprawisz.


-Ale tatoooo...


-Koniec kropka.


-Ugh.- tupnęłam nogą i skierowałam się w stronę pokoju.


Nienawidzę, gdy mi czegoś zakazuje, bo i tak wiem, że go nie posłucham. Przecież nie ma szans żebym nie poszła na imprezę do Harry'ego. U niego są najlepsze melanże, na których jest w chuj ludzi. Razem z Jessicą i Jakem wybieramy się tam jutro. No trudno, trzeba się ogarnąć i podbić jutro tą zasyfioną budę.

Jeśli chodź troszkę Ci się spodobało, to zostaw nam gwiazdkę w prezencie, a wtedy będziemy pewne czy to co robimy, robimy dobrze :D

|Unthinkable|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz