31 sierpnia/1 września 1939

44 5 0
                                    

Rose
- Najlepiej jakbyśmy wzięli ślub po tych wszystkich wydarzeniach. Przecież wiesz, jaka na dzień dzisiejszy jest sytuacja w Europie. Hitler może zaatakować w każdej chwili.- trzyma moją dłoń.
- Wiem.- przyznałam mu rację. Spoglądam w dół.
- Przecież i tak mieszkamy razem od miesiąca. Jedynie brakuje nam papierku, który będzie świadczył o tym jak bardzo cie kocham i chce spędzić z tobą resztę własnego życia.- pocałował mnie w czoło.
- Boje się trochę każdego dnia. John cholernie się boje.- podnoszę wzrok na niego.
- Wiem. Ja tez się boje. A to dopiero początek. Ale musimy być silni.
Spoglądam na zegar, który wisi na ścianie. Wskazówki pokazują 23.30.
- Chodźmy już spać. Jednak jutro pomimo wszystkiego mam prace, jak i ty.- wstaje z krzesła.
- Dobrze, że już jutro jest piątek. W sobotę mam pracować tylko do 13.30.- idę do sypialni.
Kładę się do łóżka, po prawej stronie. John zawsze lubi być po lewej. Idziemy na spacer, ja po prawej, a on po lewej stronie, siedzimy na kanapie w pokoju dziennym ja po prawej, on po lewej siedzi. To jest takie nasze małe przyzwyczajenie do tego. John tez swoją drogą jest leworęczny. Na naszej ostatniej wizycie w jego rodzinnym mieście, mama Johna opowiadała mi, że jak był mały i uczył się trzymać rzeczy np. łyżkę to zawsze brał ją do lewej, a jego starszy brat Matt próbował wcisnąć mu ją do prawej.
- John no chodź juz spać!- mówie z trochę podniesionym głosem.
- Idę juz idę. Czuje się teraz jakbyśmy byli starym małżeństwem.- mówi kładąc się tuż obok mnie.
- Ja trochę też. Dobra to dobranoc.
- Dobranoc.- pocałował mnie w policzek.

John
Słyszę jak sąsiad za ścianą szykuje sobie jedzenie w kuchni. Daje mi to znać, że jest już 5.30 i trzeba zbierać się do pracy. Wstaje z łóżka, próbując nie obudzić Rose. Staje na nogi. Przecieram oczy. Idę w stronę łazienki. Na wieszaku są powieszone moje ubrania robocze. Jednak pracownicy fabryki muszą mieć specjalne uniformy. Jest to dość śmieszne, bo nigdy nie wychodzimy jako pracownicy z murów wielkiej fabryki. Myje zimną wodą swoje oczy. Sen wciąż próbuje zapanować nad moim ciałem. Ubieram się w uniform. Ostatni raz przyglądam się w lustrze. Idę coś zjeść. Pomimo tego, że zarabiamy mało w swoich pracach, to zawsze mamy w mieszkaniu najpotrzebniejsze rzeczy. Został kawałek chleba i trochę masła. Stram się żeby podzielić jedzenie na pół. Rose trochę zje jeszcze w swojej pracy. Bo jednak służba może jeść to co zostanie na talerzach. A jej szefowa zawsze zostawia pełną miskę jedzenia dla niej. Zjadam swój poranny posiłek. Spoglądam na zegar. Za 10 minut musze wyjść do pracy. Myje ręce i idę do sypialni.
- Dzień dobry. Czas wstać.- dotykam ramienia Rose.
- Juz? Przecież jest noc.- przewraca się na drugi bok.
- Wiem. Ale praca czeka. Pani Smith będzie zła. Lepiej się zbieraj.- próbuje ją podnieść.
- Dobra już wstaje.
Wstaje leniwie z łóżka. Minęła mnie i idzie do przedpokoju. Ubiera buty, płaszcz i kapelusz.
- Co ty robisz?- pytam śmiejąc się.
- Idę do pracy. To do potem.- pocałowała mnie w usta.
Próbuje odtworzyć drzwi. Przytrzymuje je żeby nie wyszła.
- Lepiej spróbuj się najpierw obudzić, a potem iść do pracy.- łapie ją za rękę.
- Daj mi jeszcze chwile. Zaraz znów będę na ziemi.
- Ale szybciej, bo za 2 minuty wychodzę.
- Za 2 minuty? Przecież nie zdążysz. Jesteś już gotowy?- zrobiła wielkie oczy.
- Tak, tak. Codziennie rano musze sobie radzić. Spokojnie. Wrócę jak zawsze o około godziny 16.- przytulam ją do siebie.
Odchodzę od niej, otwieram drzwi i wychodzę.
- Będę tęsknić.- szepnęła.
Schodze po schodach. Jakoś cicho jest. Zawsze jak wychodzę to starsza pani naprzeciwko mojego mieszkania wychodzi z pieskiem. Pan Watson z parteru otwiera w tym czasie swój sklep. A dzisiaj? Żadnej żywej duszy. Tylko ja.
- A gdzie się wybierasz John?- zza pleców wychodzi mi pani Robinson.
- Do pracy? Dlaczego nikt też nie wychodzi z mieszkań?- pytam się starszej kobiety.
- To ty jeszcze nie wiesz?!- zrobiła wielkie oczy.
- Czego?
- Godzinę temu po ulicy chodził mężczyzna w mundurze wojskowym i krzyczał, że Hitler zaatakował Polskę. Aktualnie jest wojna.
Zszokowalo mnie. Nie pytanie zrobić żadnego ruchu.
- I co... teraz będzie?
- Lepiej niech pan wróci do mieszkania. Podejrzewam, że nikt nie przyjdzie dzisiaj do pracy.
- Muszę zarabiać. Pomimo rozpoczętej wojny, trzeba jednak zarabiać i życie.
- Jak pan chce. Życzę powodzenia w pracy.- kobieta odwróciła się i odeszła.
Wychodzę z budynku. Nie chce by tylko Rose zarabiała. Przecież za jej pensje nie starczy nam na opłacenie czynszu czy kupienie czegoś do jedzenia, co nie jest suchym chlebem.

Rose
- Życzy sobie pani czegoś jeszvze?- podaje pani Smith talerz z jedzeniem.
- Może jeszcze herbaty. I to tyle. Potem ty możesz zjeść.
- Dziękuję. Jest pani strasznie miła.
Pani Smith to najlepsza szefowa jaką mogłam mieć. Pomimo swojego wieku i różnych chorób, zawsze jest uśmiechnięta i miła. Zanim wieczorem idę do domu, rozmawiamy ze sobą. Pyta się o Johna. Lubi go.
- Proszę. Oto pani herbata.- podaje starszej pani.
- Dziękuję. Tutaj masz talerz z twoim jedzeniem.- pokazuje na naczynie, które stało tuż obok jej drugiej ręki.
- Dziękuję.
- Jak tam John? Nie bał się iść do pracy?
- Właśnie nie wiem. Jak wyszedł z mieszania, to się już nie pojawił. Gdyby nie sąsiadka, która mieszka w tym samym bloku co ja, to bym nie wiedziała nic, że wojna się zaczęła.
- Ach... kolejna wojna. Przeżyłam juz jedną, ale czy drugą przeżyje?
- Niech pani nawet tak nie mówi. Przecież jest jeszcze pani młoda.
Kobieta się zaśmiała.
- Ty masz przed sobą całe życie. Miejmy nadzieję, że wojna nie dotrze do Anglii. Albo żeby nie była taka straszna, jak teraz jest w Polsce.
Słyszę jak ktoś puka do drzwi.
- Pójdę zobaczyć kto to.- idę w stronę drzwi.
Otwieram.
- Witaj.
- Co ty tu robisz?- patrzę na Johna, który jest przestraszony.
- Dasz mi klucze do mieszkania.
- Po co? Przecież powinieneś być w pracy.
- Tak wiem, ale wszystkich pracowników, którzy przyszli do pracy, wysłali do domów. Mam do poniedziałku wolne. Przymusowe.- wyciąga dłoń w moją stronę.
- Poczekaj. Zostawiłam je w kurtce.
- Rose, kto przyszedł?!- krzyczy pani Smith.
- To tylko John po klucze.
- John! Niech wejdzie.- starsza kobieta podeszła do nas.
- Dzień dobry pani Smith.
- John. Dawno cie nie widziałam. Z jakiego powódu tutaj przyszedłeś.
- W skrócie. Mam przymusowe wolne do poniedziałku i przyszedłem po klucze do mieszkania.
- Proszę.- podaje mu klucze.
- Dziękuję. Dowidzenia.- szybkim krokiem poszedł do bramy wjazdowej.
Pani Smith spojrzała na mnie.
- Wojna. Będzie jeszcze dużo razy wolne w ciągu kilku lat.

Przepraszam za rozdział. Jakoś nie potrafiłam napisać niczego. Rozdziały będą żadko, ale po ok. 1000-1400 słów. Mam nadzieje, ze chociaż trochę rozdział się podobał. Zapraszam do komentowania ☺.

Kartki z życia Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz