Rose
- Gdzie idziemy?- pytam się Johna, który trzyma moją dłoń.
- Niespodzianka.- odwraca się do mnie. Śmiejemy się. Biegniemy obok portu, na którym kolejny statek czeka żeby wypłynąć do Ameryki. Grupka dziewczyn ubrana na czarno, płaczą i swoimi husteczkami macha w kierunku statku.
- No chyba nie planujesz żebyśmy popłyneli do Ameryki?- pytam się go, gdy zaczął zwalniać.
- A chcesz?- śmieje się.
- Jednak lubię Anglię. Jest taka mroczna.
John staje naprzeciwko wielkiego statku towarowego.
- Rose. To tutaj.- jego wzrok jest wbity w ogromny towarowiec, który przyjechał prosto z Chin. Uśmiecha się. Jego dłoń mocniej zaciska moją.
- John!- krzyczy jakiś mężczyzna ze statku. Jest ubrany w uniform marynarski.
- Tak?!
- Wszystko gotowe. Możesz wejść. Drzwi są otwarte.
- Dobra.
- Co ty znów wymyśliłes?- pytam, próbując udawać chodź trochę, że jestem zła.
- Nie rób takiej miny. Wyglądasz wtedy jeszcze bardziej uroczo. No chodź. Czekają na nas.- dotyka drugą dłonią mojego ramienia. Mruga do mnie swoim prawym okiem.Wchodzimy do środka. Jest ciemno. Jedyne co widzę, to światło daleko od nas.
- Nie boisz się?- pyta. Wiem, że się uśmiecha.
- Nie jestem tobą by się bać byle czego.- mówie z irytacja w głosie.
- Uuuu... zadziorna się robisz.
Wybucham śmiechem. Pierwszy raz mi tak powiedział. Idziemy prosto. Dopiero teraz zauważyłam, że na końcu długiego tunelu świeci się mała lampka lub świeczka.
- Co wymyśliłes?- pytam znowu.
- Brakuje nam zawsze chwili spędzonej samotnie. Czyli ty i ja. Zawsze nam ktoś przeszkadza. Nieważne gdzie jesteśmy. Czy w restauracji, czy w twoim domu. Zawsze ktoś przeszkodzi nam. Chce z tobą tylko porozmawiać. A jako, że już od dwóch lat masz ten zaszczyt być moją dziewczyną, chce uczcić to na jakimś poziomie, w granicach moich możliwości. Wiec dłużej nie przeciągaja zorganizowałem obiadokolacje wraz z występami. Chodź jakoś tu ciemno.- marszczy czoło.
Dopiero gdy jestem obok źródła światła, widzę stolik ładnie udekorowany i dwa krzesła naprzeciwko siebie. Na meblu są dwa talerze, obok wazon z czerwonymi różami i z białą kokardką.
- Halo? Jest tu ktoś?- w naszą stronę idzie mały człowiek. Ten sam co widziałam kilka minut temu. On wolał Johna.
- Co jest Phil?
- Może zaświecic wam świeczki? Żeby był nastrój?
- Rosa? Ty decydujesz.
- Tak... ymmm chyba tak. Nie wiem wciąż co tu się dzieje.- puszczam dłoń Johna.
- Przecie ci juz mówiłem o co chodzi. Ale jak musze to powtórze. Brakuje nam zawsze chwili spędzonej samotnie...
- Tak to już mówiłeś. Zrozumiałam to.- przerywam mu.
Phil zaświecil wszystkie świeczki wokół nad. Dopiero teraz widzę, że prócz stolika jest także scena, a owy korytarz jest wielkim pokojem.
- Chodź usiądźmy. Zaraz zacznie się występ.- odsuwa krzesło.
- Dziękuję. Jaki występ?- siadam. John podchodzi do krzesła naprzeciwko mnie.
- To kolejna niespodzianka.
- Dzień dobry. Witam w restauracji "Towarowiec".- Phil jest ubrany w biały garnitur. W prawej dłoni trzyma dwie drewniane deski.- Proszo to menu. Za chwile przyjdę by odebrać zamówienie.- podał nam deseczki i odszedł w kierunku czarnych drzwi.
Na drewnie jest biała kartka.
- Polecam ci kurczaka z sosem pomidorowym.
Spoglądam na kartkę. Jedynie te danie jest napisane.
- A jest coś innego.- uśmiecham się.
- Jest jeszcze sam kurczak i sam sos.
- Jednak wolę już kurczaka z sosem pomidorowym.- robię poważną minę.
- Kelnerka.- John machnął ręką.
- Tak proszę pana?- Phil szybko pojawił się przy nas.
- Chcemy złożyć zamówienie.
- W takim razie co podać?
- Dwa razy kurczak w sosie pomidorowym.
- Dobrze... coś do picia?
- Wino czerwone.- John spogląda na mnie.- Możemy zaszaleć.
Uśmiecham się do niego. W sposób jaki to mówi jest zabawny.
- Zaraz wracam.
Znów Phil zniknął gdzieś w cieniu.
- A co z kolejną niespodzianka?- pytam patrząc prosto w oczy Johna.
- Juz teraz chcesz ją? Poczekajmy aż Phil wróci.
- Dziękuję, że to zrobiłeś.
- To tylko początek.
- Nie potrafię się doczekać dalszych wydarzeń dzisiejszych.
- Proszę o to wasze dania. Smacznego.- nasz kelner podaje nam talerze z jedzeniem.
- Phil. Moja ukochana chce juz koleją niespodziankę.
- To chodź za mną. Wszystko jest gotowe. No prócz ciebie.
John odszedł od stołu. Zostałam sama w pokoju.John
- Wszystko jest na niby scenie. Światła, które mają być skierowane prosto w ciebie tez są. Idź już lepiej, bo twoja miłość ci ucieknie.- popycha mnie w stronę sceny.
Stram się stać na środku.
- Hej. Mam na imię John i chce zaśpiewać piosenkę dla mojej ukochanej.- próbuje udawać nieśmiałego.
Siadam na krześle. Gitarę ustawiam tak bym mógł z łatwością grać. Światło pochodzące od wielkich lamp oświetla moją twarz. Zaczynam grać pierwsze akordy.
- Up to mighty London
Came an Irishman one day
As the streets are paved with gold
Sure, everyone was gay
Singing songs of Piccadilly,
Strand and Leicester Square
Till Paddy got excited
And he shouted to them there...- wstałem z krzesła. Za mną stoi kilku mężczyzn.
Wszyscy chórem zaśpiewali:
- It's a long way to Tipperary,
It's a long way to go.
It's a long way to Tipperary
To the sweetest girl I know!
Goodbye Piccadilly,
Farewell Leicester Square!
It's a long long way to Tipperary,
But my heart's right there.
Rose uśmiech się. Jej oczy lśnią jak miliony gwiazd. Znów zacząłem śpiewać.
- Paddy wrote a letter
To his Irish Molly-O,
Saying, „Should you not receive it
Write and let me know!"
„If I make mistakes in spelling,
Molly dear," said he,
„Remember, it's the pen that's bad,
Don't lay the blame on me!"
- It's a long way to Tipperary,
It's a long way to go.
It's a long way to Tipperary
To the sweetest girl I know!
Goodbye Piccadilly,
Farewell Leicester Square!
It's a long long way to Tipperary,
But my heart's right there.
Podchodzę do Rose. Z jej twarzy uśmiech nie zniknął.
- Molly wrote a neat reply
To Irish Paddy-O
Saying Mike Maloney
Wants to marry me and so
Leave the Strand and Picadilly
Or you'll be to blame
For love has fairly drove me silly:
Hoping you're the same!- próbuje zaśpiewać z irlandzkim akcentem.
- It's a long way to Tipperary,
It's a long way to go.
It's a long way to Tipperary
To the sweetest girl I know!
Goodbye Piccadilly,
Farewell Leicester Square!
It's a long long way to Tipperary,
But my heart's right there...*
Odłożyłem gitarę na bok. Rose owinela ręce wokół mojej szyi.
- Dziękuję. Jest to wspaniały południo- wieczór.
- A teraz główny moment.- otwieram czerwone pudełko. Wyciągam z niego mały srebrny pierścionek.- Rose, uczynisz mnie szczęśliwym i wyjdziesz za mnie?
Czuje jak moje serce bije coraz szybciej. Rose nic nie mówi. Wygląda na zszokowana.
- Przepraszam cię. Nie potrafię...- spuszcza wzrok na podłogę.- odmówić ci. Tak. Zgadzam się.
Przytulam ją do siebie. Tak bardzo, że aż ją podniosłem.
- Dobra, dobra. Postaw mnie na ziemię. Udusisz mnie. - śmieje się.
- Ale się aż tak bardzo cieszę!
Postawiam ją na podłodze. Wkładam pierścionek na palec serdeczny w lewej dłoni.
- Może jednak coś zjemy?- pyta. Jej wzrok jest wbity w pierścionek.
- Tak. Bardzo chętnie.- nie potrafię się przestać uśmiechać. Jestem wciąż w szoku, że się zgodziła. Rosa Grace Evans zostanie moją żoną.
CZYTASZ
Kartki z życia
Ficção HistóricaII wojna światowa. Prawie wszystkim w tym okresie kojarzyła się tylko z krwią, bronią, wojskami, etc. Ale nie im. John i Rosa. Mają przed sobą świetlną przyszłość. Każdy z nich miał swoje plany. Ale wszystko niszczy im wojna. Pomimo kilometrów dziel...