Rozdział 2

64 5 2
                                    


     Okej. Mogło być gorzej. Tak mi się wydaje.Przynajmniej mam gdzie spać. Tak jakby. Stary tapczan to niekrólewskie łoże z baldachimem, ale przecież nie mogłabym spodziewać się więcej po ojcu. Nawet alimentów nie płacił regularnie. Dziwi mnie, że zdobył się na to by mnie przygarnąć.Nie tego się spodziewasz po facecie, który zostawił Twoją matkę z półroczną córką na rękach by zabawiać się u boku czternaście lat młodszej kochanki, prawda? Mama nigdy mu tego nie wybaczyła. Do tego stopnia, że przestała się kontaktować z całą jego rodziną. A jemu nigdy nie zależało na tym spróbować nawiązać ze mną ojcowską więź.

     Kiedyś trochę bolało. Zwłaszcza gdy szkoła organizowała idiotyczne konkursy w stylu ,,Dlaczego Twój ojciec jest Twoim autorytetem?". Esej na 2,5 tysiąca słów.Jedyne co mogłabym napisać to „Mój ojciec jest pieprzonym dupkiem. Dziękuję, i tak nie wygram. Wręczcie tani odtwarzacz mp3 z supermarketu komuś kogo tatuś jest lekarzem lub strażakiem.". Bo nagrodą zawsze była tani odtwarzacz mp3 z supermarketu.

      Albo gdy spałam u koleżanek i złościły się na swoich ojców, którzy robili im wstyd śpiewając głośno YMCA robiąc dla nas naleśniki na śniadanie. I organizowali uroczyste pogrzeby z przemową dla ich zdechłych rybek. Lub nie pozwalali nosić im zbyt krótkich sukienek. Zazdrościłam, mocno.

     Ale z czasem mi przeszło, zupełnie. Miałam mamę,którą się opiekowałam. Bo to ja byłam jedyną dorosłą osobą w naszej relacji. Ona była taka krucha i wrażliwa, musiałam ją chronić. Zadbać o to by nie odcięli nam prądu, czy wody, zrobić jej drugie śniadanie do pracy, przypomnieć o spotkaniu spółdzielni mieszkaniowej, o następnej chemii.

      Pamiętam jak dowiedziałam się, że jest chora. Miałam trzynaście lat i siedziałam przed telewizorem oglądając chyba po raz setny ten sam nudny odcinek serialu Przyjaciele i pochłaniałam garściami paczkę paprykowych chipsów Lay's.

     - Proszę mi to powiedzieć przez telefon, nie mam czasu na latanie po szpitalach. W tym tygodniu mam sporo na głowie. - miała zniecierpliwiony głos.

       Wyciszyłam dźwięk w telewizorze przerywając tym samym słowotok serialowej Rachel Green. Moja ulubiona postać.

      - Dobrze, przyjadę. - Jej ton sprawił, że wstrzymałam oddech.

       Wstałam z kanapy i poszłam do kuchni. Mama siedziała przy stole i zakrywała dłońmi twarz. Cała drżała. Resztę pamiętam jak przez mgłę. Chyba przytulałam ją i obie płakałyśmy.Jak długo? Nie wiem. Rano obudziłam się w jej łóżku, a ona widząc, że otworzyłam oczy, pogłaskała mnie po policzku i powiedziała, że razem sobie z tym poradzimy. Poczułam się naprawdę bezpiecznie i jej zaufałam. Wierzyłam, że nam się uda.

      Teraz już w nic nie wierzę. Cztery lata była dzielna,ale choroba okazała się silniejsza. Już nie dawała rady,krzyczała z bólu. Rzadko zwracam się do Boga, często podważam jego istnienie, ale wtedy modliłam się by uwolnił ją odcierpienia. Tylko nie w taki sposób.

      Pogrzeb był najgorszym dniem w moim życiu. Nawet nie płakałam. Nie miałam na to siły. Byłyśmy tylko ja, babcia i dwie koleżanki mamy z pracy. Żadnej stypy. Krótka ceremonia i koniec. Jedna z koleżanek przytuliła mnie, pocałowała w policzek i powiedziały, że jestem wspaniałą dziewczyną, a mama kochała mnie bardziej niż kogokolwiek na świecie. Druga ścisnęła krzepiąco za ramię. I rozmawiały chwilę z babcią, która pijana zawodziła głośno swoim zachrypniętym sopranem przerywając tylko po to by wytrzeć zasmarkany nos.

    W domu zaczęła znowu pić, a ja wyciągnęłam zadania z matematyki na przyszły rok. W wakacje. Wszystko by nie musieć myśleć o tym jak się czuję albo co gorsza, zastanawiać się co się teraz ze mną stanie.

     O tym, że zamieszkam u ojca dowiedziałam się od pani z opieki społecznej. Nie pofatygował się nawet, żeby do mnie zadzwonić. Po co w takim razie wziął mnie pod swój nędzny dach skoro nic, a nic go nie obchodzę? Nawet nie urwał się z pracy by mnie przywitać tylko kazał to zrobić swojej najnowszej dziewczynie, ledwo siedem lat ode mnie starszej. Ponoć to poważny związek, tak mi powiedziała. I pogłaskała się po brzuchu.

    - Chcesz dotknąć, już coraz częściej kopie! - kanapka z pomidorem i ogórkiem, którą zjadłam w samolocie podeszła mi do gardła.

       - Nie, hm, dziękuję. - jest miła, ale raczej jej nie polubię. - Pójdę już do siebie.

Do siebie. Tak. Mój nowy dom. Cztery ściany, o kolorze brudnego różu, malowane chyba z dziesięć lat temu, twardy tapczan, niestabilnie stojące biurko i ogromna, staroświecka szafa i okna bez rolet czy firanek. Czyli nawet nie będę mogła się tu przebierać. Eden.

     - Cześć koleżanko! - Albo mam schizofrenię, albo stojący przy szybie z szarych dresach i czarnej bejsbolówce, szczerzący się jak idiota, zupełnie nie w moim typie facet zwraca się do mnie.

      - Co do cholery?

KlatkaWhere stories live. Discover now