Rozdział 4

1.9K 170 103
                                    

Dwa dni później pani Anne zaproponowała mi i mojej mamie spacer po Holmes Chapel, aby jakoś się zintegrować i zwiedzić to i owo. Oczywisty był fakt, że nie byłem za tym, bo jakieś kościoły zupełnie mnie nie interesowały, a jak mam być szczery to chętnie zawitałbym w jakimś barze lub na imprezie, ale samemu nie byłoby ciekawie. Nie oszukujmy się, ale kto uwierzyłby w to, że Harry poszedłby ze mną w któreś z tych miejsc? Jestem zdany na siebie.

Dzisiejsza pogoda była typowo angielska, więc nie zawahałem się, by założyć moją parkę, czarny snapback i bordowe Vansy. Zauważyłem, że Harry do swojej zielonej koszuli w kratę dopasował coś na wzór łososiowej beanie. Możliwe, że pogoda się polepszy, ale jeśli nie, Harry może pomarzyć, że oddam mu coś swojego, gdy zacznie padać, bo nie ubrał na siebie nic więcej i mógłby zmoknąć.

Przed wyjściem szybko zapaliłem papierosa w swoim pokoju, by chociaż w najbliższym czasie o tym nie myśleć.

Nasze mamy na cel obrały jakiś kościół i ogrody, a ja niestety musiałem się z tym pogodzić. Jeśli chodzi o drugą atrakcję, to było tam całkiem ładnie, więc nie mógłbym narzekać, ale tam mama kazała mi zrobić nam wszystkim zdjęcie i szczerze mówiąc nie przypominam sobie kiedy ostatnio wymusiłem uśmiech do selfie tak jak dziś. To było fałszywe, fakt, ale nie miałem ochoty później słuchać jaki to jestem zły i niepoważny psując wszystkim dzień.

Po pewnym czasie nastała pora obiadowa, więc udaliśmy się do pierwszej lepszej restauracji, gdzie zajęliśmy stolik czteroosobowy.
Zapewne zastanawiacie się kto zajął miejsce przede mną? To takie oczywiste.

Po kilku minutach zjawił się kelner z menu, więc z chęcią zacząłem przeszukiwać jedno z nich. Gdy zdecydowałem, że zamówię rybę z frytkami, uniosłem nieznacznie swój wzrok znad karty dań na Harry'ego, który nadal zastanawiał się nad wyborem posiłku. Wplótł palce we włosy, które odkrył po ściągnieciu beanie, a ja patrzyłem na to jakbym nie miał nic innego do roboty i w sumie to było prawdą. W pewnym momencie chłopak spojrzał na mnie, ale gdy zauważył, że patrzę się na niego, odwrócił głowę, by przenieść swój wzrok na swoją mamę siedzącą obok niego.

- Chłopcy, po obiedzie pójdę z Maurą do domu - odezwała się.

- Dlaczego? - spytałem.

- Niestety nie jesteśmy w pełni sił jak wy i jesteśmy trochę zmęczone - Maura zaśmiała się, a ja wypuszczając z siebie oddech opadłem na oparcie krzesła.

- Harry, zabierz gdzieś Nialla, miło nam będzie jak się poznacie - powiedziała Anne, a ja zacząłem zastanawiać się, czy widać jak bardzo mam gdzieś jej syna. Styles spojrzał na mnie, a następnie na swoją rodzicielkę i w ostateczności zgodził się na to wszystko.

Po naprawdę dobrym obiedzie rozdzieliliśmy się i w końcu, po tylu godzinach mogłem zapalić.

Pieprzony nałóg.

- Gdzie mnie zabierzesz, Haroldzie? - spytałem wypuszczając z siebie dym papierosowy, a on jakby spiął się słysząc w jaki sposób go nazwałem.

- Może... Pójdziemy pod wiadukt? - zaproponował, a ja unosząc brew spojrzałem się na niego jak na idiotę.

- Pod most? Mam robić za dziwkę?

- C-co, nie - pokręcił szybko głową, a ja zaśmiałem się głośno. - Uhm, tam jest polana na której możemy odpocząć...

- Prowadź, Haroldzie - machnąłem ręką zdając sobie sprawę, że polubiłem jego imię, a on bez słowa zaczął mnie prowadzić do wyznaczonego celu.

Po jakimś czasie dotarliśmy na miejsce i musiałem przyznać, że było tu naprawdę cicho, ale przyjemnie. Do mojej głowy przyszła pewna myśl, którą chciałem postraszyć już i tak niepewnego Harry'ego, więc odezwałem się, gdy usiedliśmy na dość suchej trawie, naprzeciwko siebie.

- Harry?

- Tak? - spytał patrząc na źdźbło trawy, którym zaczął się bawić.

- Jest tu bardzo cicho. Nie uważasz?

- Uhm, tak?

- A my jesteśmy tu sami - uśmiechnąłem się znacząco, a gdy Harry to zauważył spiął się i lekko wyprostował przełykając ślinę.

- I-i?

- Domyśl się, kochanie - wyszeptałem unosząc się i wtedy chyba zamarł.

On naprawdę wyglądał na przestraszonego, a ja widząc to miałem ochotę wybuchnąć śmiechem.

Jestem takim kutasem, och.

- Okej, żartowałem - powiedziałem siadając tak jak na początku, ale on chyba tego nie zrozumiał. - To był żart, okej?

- Dlaczego to zrobiłeś? - zapytał i wtedy zobaczyłem łzy w jego oczach oraz drganie jego szczęki co mnie zdziwiło i dało znak, że coś jest nie tak.

- Hej, tylko mi tu teraz nie becz - powiedziałem, a on podkurczył nogi i objął swoje kolana odwracając głowę w bok, jakby chciał odbiec od płaczu. - Nie przesadzaj - westchnąłem wyciągając do niego dłoń, ale odsunął się zanim mógłbym go dotknąć. Zrobił to kolejny raz od kiedy się znamy, a ja zacząłem zastanawiać się dlaczego. Harry zachowywał się zupełnie inaczej niż chłopcy, którym zazwyczaj dokuczałem. Tamci po prostu się z tym pogodzili i dawali sobią pomiatać, ale Styles po prostu bał się do tego stopnia, że zaczął płakać. Czy ktoś go kiedyś bił, albo wykorzystywał?

- O mój Boże, nie rycz, nic się nie stało. Słyszysz?

Harry bez słowa odetchnął przecierając oczy, po czym położył się kładąc dłonie na brzuchu, a ja patrzyłem się na niego nie wiedząc co zrobić. Jeśli matka dowie się, że doprowadziłem syna jej przyjaciółki do płaczu, nie będzie ciekawie.

- Uhm, Harry? O co chodzi?

- O nic - szepnął.

- Nie powiesz mi, prawda?

Jasne, że nie powie o swoich problemach osobie, którą zna kilka dni i w dodatku jest dla niego chamska.

Najbardziej zaniepokoił mnie fakt, że tak bardzo przejął się tym co powiedziałem. Każdy normalny chłopak wiedziałby, że żartuję i po prostu zignorowałby to lub zacząłby się śmiać, ale nie on. On bał się dosłownie wszystkiego od samego początku.

Another Face ✔ || Narry StoranOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz