2. Odwołany Koncert.

465 48 17
                                    

Andy
Obudziłem się i poczułem coś ciepłego. To coś to Ashley. Spojrzałem na telefon, jest jeszcze wcześnie, ale potrzebuję do toalety. -Ash, obudź się!- krzyknąłem szeptem.
-Coo się stałoo?- wymamrotał zaspany.
- Siku mi się chce, puść mnie.
-Mhhhhmmmm- mruknął. To ciepłe mnie puścił i poszedłem do toalety. Załatwiłem swoją potrzebę i wróciłem do łóżka. Położyłem się obok Ash'a i ponownie zasnąłem.

Ashley
Obudziłem się około godziny dziesiątej. Andy jeszcze spał, reszta chłopaków też. Co prawda miałem przed sobą Andy'ego w dosyć dziwnej pozycji, mianowicie leżał na boku, ale miałem przed twarzą jego zacny tyłek. Wtem się obudził.
-Co ty kurwa robisz? Modlisz się do mojej dupy czy co?- mruknął.
-Tak, modlę się. Och boski tyłku Andy'ego spraw żeby ta ameba zaczęła racjonalnie myśleć. - zaśmiałem się.
-A dasz mi kawy?
-Sam sobie weź.
-Spierdalaj.
- Lepiej ty spierdalaj po kawę.
-Dlaczego ja?
-Bo Ty nie śpisz.
-Ty też nie śpisz!
- Ty jesteś młodszy.
Andy wymamrotał coś jeszcze i poszedł do kuchni. Jeremy, Christian i Jake nadal spali. Postanowiliśmy, że zrobimy dla nich coś dobrego do jedzenia. Andy wstawił wodę na kawę , a ja zacząłem smażyć naleśniki.
-Ash! Pomóż mi krew mi leci zaciąłem się!- usłyszałem krzyk Andy'ego.
- Czy ty nawet nie umiesz pokroić truskawek?- spytałem
- Kurwa nie gadaj tylko daj mi plaster!- krzyknął.
- Mocno się zaciąłeś?- spytałem idąc po apteczkę.
-Tak!
Wracałem już z apteczką. Zobaczyłem palec Andy'ego, naprawdę mocno krwawił.
- Połóż rękę prosto i pokaż mi ten palec.
- Mhm- wymamrotał i zrobił to co mówiłem. Polałem mu palec środkiem do dezynfekcji, Andy aż pisnął. Pogłaskałem go czule po ręce i przykleiłem plaster.
- Teraz pokażę ci jak się kroi truskawki bez konieczności wbicia noża w palec.- stwierdziłem.- Weź truskawkę i złap ją mniej więcej w połowie.- powiedziałem.
- I co teraz?- spytał sarkastycznym tonem.
-Weź nóż- położyłem rękę na jego drobnej, szczupłej dłoni trzymającej nóż. Pokazałem mu co i jak, teraz na pewno się nie zatnie. Dokończyliśmy robić śniadanie, chwilę po usmażeniu naleśników reszta naszego zespołu przyszła. Zaczęliśmy jeść śniadanie rozmawiając.

Andy
Podczas jedzenia Ashley spojrzał na telefon. Niby nic dziwnego, przeczytał SMS'a. Jednak po tej wiadomości stał się jakiś smutny, nie chciał więcej jeść i miał załzawione oczy.
-Ashley co się stało?- spytałem.
-Nie, nie. Nic. Naprawdę.- mruknął. Wiedziałem, że on kłamie.
-Ash coś się stało, nie umiesz kłamać.
-N-no bo..- mówił przez łzy.
-No bo co?
- Moja babcia... Umarła wczoraj w nocy!- wykrzyczał i rozpłakał się.
-Tak mi przykro, Ashley.- powiedziałem smutnym tonem tuląc go do siebie. Czułem jak moja koszulka staje się mokra od łez.
-Odwołajmy ten koncert, proszę.- poprosił.
- Oczywiście.- stwierdziłem. Odwołałem koncerty na najbliższy tydzień, Ash musi się pozbierać. W tydzień się z tym nie pogodzi, ale chociaż trochę się pozbiera.
-Ash, zjedz chociaż trochę, proszę.- powiedziałem.
-N-nie jestem głodny- powiedział smutno.
-Jak uważasz.
Ashley odszedł smutno od stołu i wrócił do łóżka. Nie jadł, nie odzywał się do nikogo. Poprosił żeby zostawić go na parę godzin. Postanowiłem, że z nim zostanę, a reszta chłopaków poszli się przejść.
-Ash, nie chciałbyś się gdzieś przejść? - spytałem.
- Mmm.. Nie, dzięki.
- A może obejrzymy jakiś film?
- Nie chcę. Po prostu mnie kurwa przytul.- powiedział smutno. Zrobiłem to o co prosił. Wtulił się we mnie i rozpłakał jak dziecko. Zasłoniłem wszystkie okna, przykryłem go kocem. Przytulałem go mocno przez jakieś pół godziny. Wreszcie zasnął, zmęczony płaczem.

Ashley

Obudziłem się w ciepłych objęciach Andy'ego. Było około godziny piętnastej. Spałem aż tak długo? - pomyślałem. Postanowiłem zejść do kuchni i wziąć się za gotowanie obiadu. Reszty chłopaków jeszcze nie było.
- Andy, pójdziesz ze mną do sklepu?- spytałem.
- Jasne, a po co?
- Muszę zrobić zakupy na obiad.
- To chodź. A chłopaki mają klucz?- spytał.
-Nie. Będą stali pod drzwiami, trudno się mówi. - Zaśmiałem się.
Poszliśmy w końcu do najbliższego sklepu. Kupiliśmy to co potrzebne i zacząłem gotować. Miałem rację, stali pod drzwiami. Cała nasza piątka weszła do autobusu. Zabrałem się za gotowanie obiadu, tym razem bez Andy'ego wałęsającego się pod nogami. Mimo że Andy tym razem nie plątał mi się po kuchni i tak było mi ciężko. Po głowie ciągle chodziły mi myśli o babci. To było ogromnie trudne żeby skoncentrować się na gotowaniu. Teraz jeszcze wszystko zaczęło mi lecieć z rąk. No pięknie. Nie. Nie dam rady.
-Jake proszę, dokończ gotowanie bo ja nie daję rady. Nie mogę się na tym skupić, wszystko leci mi z rąk. - powiedziałem bardzo cicho.
-Jasne, nie ma problemu- odpowiedział. Jake zajął się jedzeniem, ja usiadłem na kanapie żeby poukładać myśli. Nagle pojawił się Andy. Dosłownie wyrósł z ziemi.
- Jak się czujesz? - Spytał.
- Sam nie wiem. Nie mogę poukładać myśli.
- Chcesz być na pogrzebie?
- Bardzo. To była moja babcia. Chcę tam być.
- No więc wszyscy pojedziemy, chyba że wolisz być sam.
- Będzie lepiej kiedy będziecie ze mną, chcę mieć was przy sobie w takim trudnym momencie. - Powiedziałem ledwo słyszalnym tonem. Czułem jak łzy znowu napływają mi do oczu. Tak bardzo potrzebowałem wsparcia a nigdy nie potrafiłem tak po prostu prosić o pomoc. Od natłoku emocji wybuchnąłem płaczem. Czułem jak łzy płyną mi po policzkach i szyi. Chwilę później czułem przytulanie i słyszałem milion słów pocieszenia. Nie skupiając się na niczym ułożyłem głowę na kolanach Andy'ego i zwinąłem się w kłębek nadal płacząc. Poczułem wtedy przyjemne głaskanie po plecach, karku i głowie. Uniosłem głowę by sprawdzić kto mnie głaszcze.  Nie był to nikt inny jak Andy. Uśmiechał się ciągle mnie głaszcząc.
-Nienawidzę płakać przy kimś, nie mogę wtedy przestać- wymamrotałem. Poczułem wtedy jak podnosi mnie z jego kolan. Przyciągnął mnie bardzo mocno do siebie i przytulił głaszcząc po plecach. -Przesłałeś.- wyszeptał mi do ucha. Rzeczywiście. Przestałem płakać. Usiadłem obok niego i patrzyłem w sufit. Poczułem jak ktoś ociera mi łzy z policzków. Wiedziałem kto to.
Andy
Kiedy ocierałem jego łzy poczułem coś dziwnego. Jakby coś mówiło mi, że nie wolno mi go zostawić i muszę się nim zaopiekować. I chciałem to zrobić. Chciałem być ciągle przy nim. I byłem. Chłopaki mówili, że jestem zaczynam być na tym punkcie przewrażliwiony. To nie jest przewrażliwienie, po prostu nie chciałem by czuł się samotny. Jest w trudnej chwili i potrzebuje wsparcia. Jesteśmy dla siebie jak bracia, kto nie wesprze go tak jak najlepsi przyjaciele i rodzina. Cały nasz zespół  był przy nim. Jednak ja byłem ciągle, nie odstępowałem go na krok. Może to rzeczywiście przewrażliwienie?

Andley- Trudna Miłość Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz