Rozmyślanie o życiu i śmierci zajmowały mi dużą część dnia. Z jednej strony sama się sobie dziwiłam, z drugiej rozumiałam tę potrzebę. Dni czasem bywały bezbarwne i kompletnie nie wyróżniające się od milionów innych dni. Robiłam to, co musiałam, wypełniałam moje obowiązki i myślałam. Intensywnie i długo na wiele tematów. Kwestia narodzin i odejścia z tego świata była przeze mnie doskonale znana. Przynajmniej teoretycznie. To tak ciekawe! Dlaczego się rodzimy? Czy każdy z nas umiera wtedy, kiedy wypełni swoją życiową misję? Jak wyglądała ta moja? Czy jest choć trochę interesująca? Dowiem się jaka była dopiero na łożu śmierci?
Dużo rzeczy chciałabym wiedzieć. Moja wścibska natura robi swoje, ale nie mam wystarczająco dużo cierpliwości, aby odpowiedzieć na wszelkie pytania, które sobie zadaje. A robię tego dużo, bo lubię. Lubię pytać, ale nie zawsze oczekuje odpowiedzi, czasem pytam dla samej chwili, kiedy mogę się nad czymś zastanowić. Denerwuje samą siebie, to dopiero zabawne.
Jestem wdzięczna za to, że pamiętam. Żadna z dziewcząt tak doskonale sobie z tym nie radzi jak ja. Reszta zapomniała bez walki. Dała sobie usunąć pamięć. To, co kochały. To, co było dla nich ważne. To, co powinny pamiętać, bo to część ich samych. Tylko czy należymy do siebie? Mamy nad sobą całkowitą kontrole? Automatycznie podniosłam rękaw bawełnianej, niebieskiej bluzki. To mój ulubiony kolor. Taki sam ma ocean. Na nadgarstku wzdłuż wystającej żyły, która pulsowała nerwowo wytatuowany był dwucyfrowy numer. Ja miałam ostatni, czyli 64. Kiedy dowiedziałam się, że przez najbliższe miesiące ten numer będzie mi bliższy niż moje własne imię, polubiłam je. W końcu był teraz mną. Byłam numerem, towarem czekającym na swoją kolej. Tylko na co? Na co czekałam? To, że jestem tu, gdzie teraz to długa historia. Gdybym miała ją kiedykolwiek, komukolwiek opowiedzieć musiałabym zarwać kilka nocy. Każda z dziewcząt, która została wytypowana po ukończeniu 18 roku życia i trafiła tutaj z informacją, że ma być posłuszna, że jest numerem, że ma rok, aby stać się lepszą wersją siebie.
Pamiętam dzień, kiedy przyszedł list.
Siedziałam wtedy w salonie wraz z moim starszym bratem, Edwardem i młodszą siostrą, Elisabeth. Dzień jak co dzień, oglądaliśmy poranne wiadomości, usłyszeliśmy, że królowa Antalii spodziewa się dziecka. Nikt się nie cieszył, bo każdy obywatel wiedział, że skończy się tak jak zawsze. Królowa była już starszą kobietą, stosunkowo lubianą. Podejmowała mądre decyzje w kwestii państwa, zawsze wyglądała nienagannie i miała wszystko. Prawie, bo wraz z Królem od wielu lat starali się o dziecko. Potomek był potrzebny coraz bardziej, w tej sytuacji już nie liczyła się płeć. Byleby było to dziecko o królewskiej, czystej krwi, które zostanie wychowane tak, aby z dumą i odwagą usiadło na tronie i poprowadziło państwem. Każda ciąża kończyła się poronieniem i myślę, że nadzieja się skończyło. Ile ją można mieć? Dziwiłam się dlaczego nie zdecyduje się na adopcję. Złe geny?
Tego dnia Królowa ubrana w czerwoną suknie z podkreśloną talią złotym pasem wyszła na taras. Jej długie, brązowe włosy leżały swobodnie na ramionach, unosząc się delikatnie z przypływem wiatru. Na czubku głowy miała złotą koronę ozdobioną tak wieloma kamieniami szlachetnymi, że wydawać się może, że kupienie kuli ziemskiej jest mniej kosztowne. Wyprostowana, poważna z nienagannym makijażem. Otworzyła swoje krągłe, różowe usta i powiedziała o czymś, czego nie spodziewał się nikt.
„Państwo upada.
Sprzedaż ideału wrogom może je uratować.
W przeciągu kilku godzin 64 młodych kobiet otrzyma wezwanie, które będzie świadczyło o tym, że jesteście kandydatkami. Odmowy nie przyjmujemy, to Wasz obowiązek.
Nie obawiajcie się.
Macie rok, aby się przygotować. Zadbam o to, aby tak było. Będziecie wszystkie perfekcyjne, odnajdziecie idealną część siebie, którą macie sprzedać za jak największą sumę. Uratujecie swój naród, przyniesiecie zaszczyt swoim rodzinom, staniecie się nowym gościem w sąsiadujących państwach, każdy będzie znał wasze imię.
Ostrzegam, że to bilet w jedną stronę. Nigdy więcej nie wrócicie do Antalii. Nigdy więcej nie zobaczycie swoich rodzin, ale spowodujecie, że czeka ich lepszy los. Zarobicie tyle, żeby miały lepszy byt.
Macie być tym, kim będzie Wam kazano.
Sprzeciw będzie surowo karany.
Oczekujcie."
Mama przybiegła z ogrodu patrząc ogromnymi, zielonymi oczami w ekran telewizora. Tata zaprzestał robienie kawy. Byliśmy w szoku. Sprzedawać siebie niczym towar i służyć? Tak to miało wyglądać? Miałyśmy zapomnieć o naszych planach, celach i marzeniach? Rzucić wszystko i przygotować się do targów?
Dwie godziny po przemowie wszyscy wiedzieli, że Eleonora Lydia Lancester została wytypowana.
Otrzymałam list i miałam rok.
Nawet nie wiedziałam co ma się stać po upływie tego czasu.
Od tamtego zdarzenia minęło już sporo miesięcy, nie wiedziałam ile dokładnie, bo nie miałyśmy dostępu do kalendarza. Poczucie czasu łatwo stracić.
Na początku liczyłyśmy dnie, zapisywałyśmy pojedyncze dni, wykreślałyśmy pozostałe, które zostały do targów, ale szybko się okazało, że to bez sensu. W tym wypadku najlepiej było oczekiwać nieznanej przyszłości.
Siedząc teraz na twardych, zimnych deskach na środku pokoju, który teoretycznie należał do mnie i przyglądając się dwóm, dokładnie wytatuowanych cyfrom na nadgarstku czułam się niczym feniks.
Jestem mitycznym ptakiem, uznawanym za symbol Słońca. Umieram i odradzam się na nowo. Zostawiłam bezpieczny świat w domu nad oceanem. Zostawiłam mamę, tatę, Edwarda i Elisabeth. Zostawiłam tamto życie, umarłam, ale odrodziłam się. W zupełnie nowym życiu, który jest abstrakcją poprzedniego.
Wszyscy jesteśmy feniksami.
Tylko każdy z Nas odrodzi się w innym miejscu, odmiennym cele, które spełni, zanim umrze.
~~~~~~~~~~
Oby głębia oceanu Was nie pochłonęła.
CZYTASZ
Imponderabilia
FantasíaRaz w roku, kiedy zakwitnie jaśmin, w Antalii odbywają się targi. Los 64 dziewcząt zależy od miejsca, do którego trafią. Mają być posłuszne. Mają ulegać. Mają ozdabiać. Mają być piękne. Mają zapomnieć o sile uczuć. Eleonora nie zapomniała. Pamięta w...