4.

1.4K 128 11
                                    


- Pocałował cię... - powtarza po nim Jay. Słychać jej zduszony śmiech, jakby załaniała ręką swoje usta.

- Tak - Louis chichocze, kręcąc głową.

To niewiarygodne, jak wiele stało się od tamtego momentu. Jak wiele razem przeszli, jak wiele dzielili.

Szatyn myśli przez chwilę, milknąc, a uśmiech znika z jego twarzy. Harry powinien siedzieć teraz koło niego, mówiąc jakieś głupie żarty. Albo stać w kuchni i robić czekoladowe naleśniki. Albo grać na pianinie w samych bokserkach. Albo oglądać ckliwe seriale i kruszyć szarlotką w salonie.

Gula formułuje się w gardle Louisa. Harry'ego tu nie ma. I może za to winić tylko sam siebie.

x

Widok czerwonych policzków Harry'ego nawiedza Louisa w snach. Zażenowanie. Szatyn wie, jakie to okropne uczucie i naprawdę powinien porozmawiać o tym z kędzierzawym, ale to trudne ostatnim czasem. Trudne, bo ich kontakt ogranicza się tylko do krótkich spotkań w studio The Voice'a, gdzie ćwiczą przed występami.

Louis pamięta, jak przez mgłę, a jednocześnie tak wyraźnie, jak Harry odskakuje od jego sylwetki po pocałunku.

Gdy dzień później usiedli w studiu programu, Harry pokręcił głową, szepcząc przeprosiny i zdanie, które wyryło się gdzieś na skórze szatyna: proszę, zapomnijmy o tym.

Potem wrócili do trenowania. Bez uśmiechów, dygresji, personalnych uwag. Zupełnie profesjonalnie. Tak, jak być powinno od samego początku.

I może te trzy pieprzone tygodnie miały się zdarzyć, by przypomnieć Louisowi, jak bardzo tęskni za niespodziewanymi wizytami Harry'ego w swoim domu. Jak bardzo brakuje mu jego dziecięcych żartów, głupiego uśmiechu - tego z dołkami w policzkach, subtelnych dotyków i długich spojrzeń.

Louis wzdycha, parkuje przed budynkiem The voice'a. Jutro finał. I chcąc nie chcąc w jego drużynie pozostał Harry i Kelly, których szatyn ma jak najlepiej przygotować.

Kędzierzawy jest już w środku, siedzi na kanapie, wystukując swoją stopą nieznany rytm.

- Cześć.

- Cześć - Harry odrzeka cicho, zaszczycając Louisa tylko krótkim zerknięciem. Cholerne krótkie zerknięcia od trzech tygodni.

Cisza w pomieszczeniu wnika w każdy kąt i w oba ciała. Tomlinson dochodzi do konsoli wrzucając podkład. Od kilku dni wałkują piosenki na odcinek finałowy, Wildest moments i mało znaną Kitchen Door.

Harry staje za mikrofonem, przymykając oczy, a Louis dałby wszystko, by móc go dotknąć. Przypomina sobie za chwilę, jak bardzo niestosowne by to było i odchrząkuje, dając znać, że brunet może zaczynać.

I starszy nie wie, czym się kierował, wybierając spokojną melodię Wolf Larsen. Być może dlatego, że obraz kędzierzawego stojącego cicho w jego kuchennych drzwiach* zakleszczył się mocno w jego pamięci. I może to samo wspomnienie nawiedza Harry'ego, bo wydaje się, że chłopak śpiewa tę piosenkę z pewną melancholią i żalem.

Ale śpiewa idealnie. I obaj zostawiają to wszystko za sobą, bo to program i zdobycie nagrody wiedzie teraz prym.

Gdy trening się kończy, a Harry zabiera swoje rzeczy, Louis zatrzymuje go w półkroku. Dyszy ciężej, gdy chwyta jego dłoń.

- Bez względu na wszystko...pamiętaj, że jestem z ciebie dumny - mówi mu w progu. Brunet uśmiecha się nikle, wygląda jakby chciał coś powiedzieć, ale nic nie wypływa z jego ust. Z ust, które Louis chciałby zasmakować jeszcze raz. Harry jednak nie mówi słowa i wychodzi, zostawiając szatyna w środku z bólem w klatce piersiowej i niepoprawnymi myślami.

So sweet & so cold | larryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz