Chapter 1.

679 66 11
                                    

Jo: NO CHOLERA.

Z błogiego stanu wyrwał mnie głośny dźwięk wiadomości. Chyba godzinę szukałem dobrej pozycji do snu, a teraz tak chamsko mnie obudzono. Byłem wciśnięty pomiędzy Michaela i Gabriela, a Baltazar siedzący na przodzie miał ze mnie niezły ubaw.

- Zabierz tą pachę z mojej twarzy. - syknąłem.

Starałem się ułożyć w fotelu, ale moi głupkowaci bracia mi na to nie pozwalali. Mike dźgał mnie w żebra, a Gabe łaskotał po brzuchu. W końcu, kiedy udało mi się ich spłoszyć i łaskawie dostałem swój telefon, postanowiłem odpisać przyjaciółce.

Castiel: NO CO

Jo: PODPASKI MI SIĘ SKOŃCZYŁY.

Castiel: Teraz utoniesz w kałuży własnej krwi :')

Jo: Nienawidze cie

Castiel: Kochasz mnie

Jo: No wiem

Jo: Gdzie jesteście?

Przeciągnąłem się leniwie, niby przypadkowo uderzając Gabe'a w twarz. No co? Każdemu może się zdarzyć.

Wychyliłem się zza fotela i mruknąłem rozespany.

- Ile jeszcze?

- Pytasz już piąty raz w ciągu godziny. - chichotał Mike. W tym momencie miałem nieodpartą ochotę zetrzeć mu ten uśmieszek z twarzy.

Zerknąłem z nadzieją na swojego tatę, ale on tylko uśmiechnął się pod nosem i nic nie odpowiedział. Wzrok miał skupiony na drodze przed sobą. Samochód sunął po ciemnych ulicach, a ja stawałem się coraz bardziej senny.

- Dobry Boże, nareszcie. - wychrypiałem, kiedy auto gwałtownie stanęło, wciskając mnie w siedzenie.

I wtedy usłyszałem dziwny dźwięk, coś jakby bulgotanie w rurach.

- Żarełko! - krzyknął Gabe, który przyfasolił mi w nos i wybiegł, potykając się o własne nogi.

Pozostała dwójka też gnała na złamanie karku, a ja, jak na dobre dziecko przystało, postanowiłem pomóc tacie z bagażami.

Wyskoczyłem z samochodu i pierwsze, co rzuciło mi się w oczy to piękny, zielony las rozpościerający się wokół mieszkania i świeże powietrze jak po deszczu. Jacyś obcy ludzie wnosili przez otwarte drzwi poskładane meble i wielkie, kartonowe pudła z naszymi rzeczami. Dom był dużo brzydszy od tego poprzedniego, ale wydał mi się większy. Przynajmniej nie będę musiał tłuc się z tymi debilami w jednym pokoju, widywać ich roznegliżowanych dziewczyn i sprzątać brudnych gaci spod łóżka.

Spojrzałem na tatę, który zakasał rękawy swojej czarnej koszuli i posłał mi serdeczny uśmiech.

- To co, chyba powinniśmy zacząć się rozpakowywać. Rozejrzyj się, a ja przyniosę nasze walizki. - powiedział.

- Ale one są..

Nie zdążyłem dokończyć, bo machnął ręką uciszając mnie.

- Ciężkie? Daj spokój. Trzy razy w tygodniu chodzę na siłownie, a codziennie daję czadu z Becky w..

- Dobra! - wrzasnąłem. - Nie chcę wiedzieć, co robisz z Becky. Idź już, ja sobie poradzę.

Becky to dziewczyna taty. Poznał ją na portalu randkowym, na którym założył sobie konto bez naszej wiedzy. Okazało się, że nie jest pudernicą z prywatnym lokajem i nie ma byłych mężów arabów, więc przyjąłem ją z radością. A niech się tata pocieszy.

I hate U, I love U. [destiel]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz