Jo: NO CHOLERA.
Z błogiego stanu wyrwał mnie głośny dźwięk wiadomości. Chyba godzinę szukałem dobrej pozycji do snu, a teraz tak chamsko mnie obudzono. Byłem wciśnięty pomiędzy Michaela i Gabriela, a Baltazar siedzący na przodzie miał ze mnie niezły ubaw.
- Zabierz tą pachę z mojej twarzy. - syknąłem.
Starałem się ułożyć w fotelu, ale moi głupkowaci bracia mi na to nie pozwalali. Mike dźgał mnie w żebra, a Gabe łaskotał po brzuchu. W końcu, kiedy udało mi się ich spłoszyć i łaskawie dostałem swój telefon, postanowiłem odpisać przyjaciółce.
Castiel: NO CO
Jo: PODPASKI MI SIĘ SKOŃCZYŁY.
Castiel: Teraz utoniesz w kałuży własnej krwi :')
Jo: Nienawidze cie
Castiel: Kochasz mnie
Jo: No wiem
Jo: Gdzie jesteście?
Przeciągnąłem się leniwie, niby przypadkowo uderzając Gabe'a w twarz. No co? Każdemu może się zdarzyć.
Wychyliłem się zza fotela i mruknąłem rozespany.
- Ile jeszcze?
- Pytasz już piąty raz w ciągu godziny. - chichotał Mike. W tym momencie miałem nieodpartą ochotę zetrzeć mu ten uśmieszek z twarzy.
Zerknąłem z nadzieją na swojego tatę, ale on tylko uśmiechnął się pod nosem i nic nie odpowiedział. Wzrok miał skupiony na drodze przed sobą. Samochód sunął po ciemnych ulicach, a ja stawałem się coraz bardziej senny.
- Dobry Boże, nareszcie. - wychrypiałem, kiedy auto gwałtownie stanęło, wciskając mnie w siedzenie.
I wtedy usłyszałem dziwny dźwięk, coś jakby bulgotanie w rurach.
- Żarełko! - krzyknął Gabe, który przyfasolił mi w nos i wybiegł, potykając się o własne nogi.
Pozostała dwójka też gnała na złamanie karku, a ja, jak na dobre dziecko przystało, postanowiłem pomóc tacie z bagażami.
Wyskoczyłem z samochodu i pierwsze, co rzuciło mi się w oczy to piękny, zielony las rozpościerający się wokół mieszkania i świeże powietrze jak po deszczu. Jacyś obcy ludzie wnosili przez otwarte drzwi poskładane meble i wielkie, kartonowe pudła z naszymi rzeczami. Dom był dużo brzydszy od tego poprzedniego, ale wydał mi się większy. Przynajmniej nie będę musiał tłuc się z tymi debilami w jednym pokoju, widywać ich roznegliżowanych dziewczyn i sprzątać brudnych gaci spod łóżka.
Spojrzałem na tatę, który zakasał rękawy swojej czarnej koszuli i posłał mi serdeczny uśmiech.
- To co, chyba powinniśmy zacząć się rozpakowywać. Rozejrzyj się, a ja przyniosę nasze walizki. - powiedział.
- Ale one są..
Nie zdążyłem dokończyć, bo machnął ręką uciszając mnie.
- Ciężkie? Daj spokój. Trzy razy w tygodniu chodzę na siłownie, a codziennie daję czadu z Becky w..
- Dobra! - wrzasnąłem. - Nie chcę wiedzieć, co robisz z Becky. Idź już, ja sobie poradzę.
Becky to dziewczyna taty. Poznał ją na portalu randkowym, na którym założył sobie konto bez naszej wiedzy. Okazało się, że nie jest pudernicą z prywatnym lokajem i nie ma byłych mężów arabów, więc przyjąłem ją z radością. A niech się tata pocieszy.
CZYTASZ
I hate U, I love U. [destiel]
FanfictionO ciekawej relacji dwójki ciekawych ludzi. Dużo niewyżytego Deana, opryskliwego Casa i wkurzającej rodzinki :) Może zawierać śladowe ilości czystego debilizmu. Nie odpowiadam za uszczerbki w psychice. "-Wolałbym połknąć rozżarzony węgiel, niż dobrow...