5. Talia

42 5 0
                                    

Witam, rozdział bardzo dla mnie trudny. Nie wiem czy wyszedł do końca. mam taką nadzieję napiszcie mi w komentarzach.

Dedykacja wędruje do wspaniałej osoby. Która wiernie mnie wspomaga, dopinguję i najważniejsze pilnuje terminów. Jak dobrze, że się poznałyśmy w tym roku. Jeszcze raz dziękuję, moja przypominajko

AleksandraChyliska

Nie mogłam patrzeć na stangreta, który życzliwie wrzucał moje bagaże na dach karocy i mocował precyzyjnie. Był ogromny. Czarne włosy zebrane były w luźną kitkę z tyłu głowy. Zauważyłam, że unika kontaktu wzrokowego.

Ciekawe czemu. Tak czy owak postanowiłam nie obdarzać go za często spojrzeniem. Kto wie czemu tak się zachowywał. Po tej całej porannej sytuacji głupio mi się odzywać do jakiegokolwiek woźnicy. Przynajmniej dzisiaj.

Wiem, że kiedy dojdzie, co do czego to i tak nie wykrztuszę z siebie nic a nic. Teraz miałam czas na ocenę sytuacji i zastanowienie się.

Żyjąc całe życie pod skrzydłem Logana nie nauczyłam się zbyt wiele o pilnowaniu swojego terytorium. Jak mógł nie przekazać mi tej wiedzy? Jak mam o siebie zadbać skoro z trudem przychodzi mi rozmowa ze stangretem? To nawet nie z nim się dzisiaj kłóciłam.

Całe życie poświęciliśmy tej jednej kwestii! Mojej pracy w Wood. No, dobra, trochę dramatyzuję.

Ferdynand szedł przez podjazd niczym projektant mody, chociaż może bardziej jak... szalony naukowiec. Pewny siebie, wyprostowany, wgapiony w jakiś punkt za mną. Nie wiarygodne jak te dwa, zupełnie inne zawody są do siebie podobne.

Kręcone włosy kryły się pod żółtym melonikiem, który ozdobiony był paseczkiem w różowo-zieloną panterkę. Do tego żółty frak. Co ja w nim widzę...

Miał wzrok jakby myślał o niebieskich migdałach. Uspokoiło mnie to trochę. Skoro on bujał w obłokach ja też sobie na to pozwoliłam.

Ostatni raz spojrzałam na dworek w klasycznym stylu. Szary, delikatnie rzeźbiony, wyszukany. Tak nie podobny do wnętrza, że człowiek myślał, iż w chwili przekroczenia progu domu, wszedł do innego budynku niż chciał.

Bardziej zjawiskowy był jednak ogród. Ogromny, zadbany. Logan mówił, że ogrodnictwo go odpręża. Pozwala ochłonąć po pracy. Zawsze kiedy pielił miał zamyśloną minę, ale nie taką jak teraz - aktualnie jego wzrok błądził jakby rozum uleciał gdzieś na chwilkę i zostawił ciało.

Jednak dzieła mego mistrza były zdumiewające. Z drzewek oraz krzewów wycinał przeróżne zwierzęta. Nigdy ludzi! Króliki, koty, szczury. Kiedyś spytałam go o powód zaniedbania dużych gatunków. Odpowiedział tylko, że czasem w życiu trzeba dostrzec te najmniejsze detale.

Cały ogrom był uwieńczony wspaniałym żywopłotem z najcudniejszych roślin, Krwistych Róż. To taka odmiana. Jej kwiaty trzymały się mocno gałęzi a płatki były mocniejsze niż u zwykłej róży.

Z boku nie zauważalne było tylko jedno drzewo - lipa - zostawione naturze do kształtowania.

- Mistrzu, - powiedziałam specjalnie choć między nami ten tytuł już nie obowiązywał - czemu nie kształtowałeś mojego charakteru. Teraz nie poradzę sobie w Wood.

Nadal patrzył w jeden punkt, ale bardziej przytomniej.

- Dałem Ci coś znacznie cenniejszego.

Chwila ciszy.

- Umiejętność logicznego myślenia. ..

Szum lipy.

- Adaptacji...

Czerwony Kapturek I Inne Stworzenia ParanolmalneWhere stories live. Discover now