1.Lorenzo McCarty

35 1 2
                                    


Lorenzo jak zwykle wyszedł z domu o siódmej rano. Jak zwykle poszedł tą samą drogą obok tych samych domów i ogrodów, których z biegiem czasu nauczył się na pamięć. Jak zwykle samotnie doszedł do szkoły i poszedł do klasy. Tam, jak zwykle z resztą, usiadł w cieniu, w ostatniej ławce, aby nikt nie przeszkadzał jemu, a także żeby on nie przeszkadzał komuś. Wyciągnął ze starego plecaka szkicownik, który kiedyś dostał na klasową gwiazdkę, ołówek i gumkę do mazania. Zawisł nad białą, czystą kartką myśląc, co może na niej uwiecznić.

Był to szczupły, dobrze zbudowany chłopak o czarnych włosach, ciemnych oczach i delikatnych ustach. Miał wyraźne kości policzków, a wzrost ok 180cm. Najczęściej chodził ubrany w czarne tenisówki, wąskie spodnie i koszulę. Powodem jego samotności nie był wygląd, bo było z niego niezłe ciacho, ale jego charakter. Był zbyt szczery, przez co nieumyślnie ranił innych, a także bardzo zamknięty w sobie. Rysowanie było dla niego pewną ucieczką od rzeczywistego świata. Dzięki temu jeszcze nie wylądował w psychiatryku.

Wiem! To będzie ptak.

Gdy tylko zabrał się do rysowania rozległ się dźwięk dzwonka, a do klasy weszła pani  Bush, ich wychowawczyni. Tuż za nią podążała dziewczyna o długich, brązowych włosach, dużych, także brązowych , bystrych oczach i bardzo zgrabnych nogach. Lorenzo sam do końca nie wiedział, czy to był makijaż, czy natura, ale jej policzki były idealnie gładkie i nie było na nich żadnej skazy.

-Moi kochani! Dzisiaj do naszej szkoły zawitała nowa uczennica, Scarlett Goldenmayer. Scarlett, usiądź proszę.

Na nazwisko "Goldenmayer" wszyscy podskoczyli w miejscach. Mało kto nie znał tego nazwiska. To była jedna z najbogatszych rodzin w kraju i słynęli z przepięknych rezydencji. Dlaczego ktoś taki jak Scarlett miałby się tu uczyć?

Lorenzo uważnie obserwował dziewczynę. Przez chwilę rozglądała się po klasie szukając wolnego miejsca, chwilę później jej wzrok zatrzymał się tuż obok niego.

Ona chyba nie chce... usiąść ze mną?!

Tak jednak się stało. Scarlett usiadła obok Lorenzo. W klasie momentalnie zaczęli szeptać niezrozumiale między sobą. Bał się jej obecności. Przerażała go jej bliskość. Jego lewa ręka delikatnie się trzęsła.

Dlaczego... Co się ze mną dzieje?!

-Hej! Jestem Scarlett! A ty??

Gdy tylko Scarlett spojrzała w jego oczy, momentalnie się uspokoił. Znał te oczy, choć nie wiedział skąd. Spojrzenie jej było ciepłe, pełne radości i miłości, a on tak dawno nie widział tego spojrzenia skierowanego w jego stronę.

-Jestem L-Lorenzo

-Cześć L-Lorenzo!- dziewczyna delikatnie się zaśmiała-Co robisz??

-Eee.. rysuję.

-Aaaa... A co to będzie?-pytała z zaciekawieniem

-Ptak.

-Aaa.. Symbol wolności. A pokażesz, co już narysowałeś??? - Zapytała radośnie. Chciał powiedzieć zdecydowane nie, tak jak każdemu, ale tym razem nie potrafił. To wszystko przez te oczy. Nie chciał w nich widzieć cierpienia, tylko... dlaczego go to aż tak obchodziło?

Lorenzo mimowolnie przysunął do niej szkicownik, tak aby mogła go obejrzeć. Czuł, że wszystkie oczy się na niego gapią, bo to niecodzienny widok, gdy ktoś ogląda ten szkicownik. W zasadzie nikt go nie oglądał, oczywiście oprócz niego.

-Piękne... - zachwycała się Scarlett. Oglądała właśnie rysunek ściętej róży z której spływa kropla rosy. -Wygląda jakby płakała.

-Pewnie tak.

Lorenzo zdziwił się, bo odgadła ukryte znaczenie tego rysunku. Poczuł, że Scarlett czyta z jego rysunków jak z książki, że na ich podstawie, przez jeden moment poznała go na wylot. Dokładnie w tamtym momencie postanowił, że zbuduje most. Most do przyjaźni.




Zbudować mostOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz