2.Decyzja Scarlett

11 0 0
                                    

-Siemka Lorek! - Zawołała Scarlett. Lorenzo na to zdrobnienie aż się wzdrygnął. Dziwnie to brzmiało, jak Florek z "Małej syrenki".

-Dlaczego akurat Lorek?- zapytał, a z jego słów mimo starań wypłynęło trochę ironii.

-Nie podoba ci się? Jest słodkie.- oburzyła się

-I o to chodzi, że jest słodkie. Dziwnie się z tym czuję.

-Sztywniak.

-Przesłodzona lukrecja.

-Cisza!! Weszłam już do klasy a cały czas jest jak na jarmarku bożonarodzeniowym!- na słowa pani Bush momentalnie w całej klasie zapadła grobowa cisza.

Przez całą lekcję nie odezwali się do siebie słowem. Lorenzo nie potrafił zrozumieć, dlaczego akurat
"Lorek". Poczuł się wtedy jak dziecko z przedszkola.

Na przerwie jak zawsze usiadł gdzieś w kącie i znowu rysował. Coś jednak przykuło jego uwagę. Scarlett rozmawiała z dwoma "liderkami" szkoły: Nicolette i Alessandrą- największymi przyjaciółkami. Mieszkają w dość bogatych rodzinach. Noszą najmodniejsze i najdroższe ciuchy a na twarzy mają tonę fluidu i krzywo pomalowane brwi. W dodatku to straszne zołzy. Na początku pierwszej klasy liceum Nicolette spytała się, czy Lorenzo nie chciałby z nią chodzić, a wtedy nie mógł nawet zapamiętać jej imienia i nazwiska.Z ich rozmowy zdołał wyłapać tylko parę wyrazów: lepiej nie, on jest i będziesz żałować. To całkowicie wystarczyło, żeby się dowiedzieć o czym rozmawiają: Lepiej nie koleguj się z Lorenzo. On jest inny, nienormalny. Jeżeli będziesz się z nim zadawać, będziesz żałować. W dodatku nie do końca wyszło im drugie spotkanie w szkole ze Scarlett. Na pewno powie coś w stylu "macie rację, nie będę się z nim zadawać".

Cholera! Spaliłem most, którego nie zacząłem budować. Dlaczego tak szybko?

Lorenzo wczoraj uważnie wpatrywał się w jej oczy. Były inne, piękne i ciepłe. Gdy pomyślał, że te same oczy zmienią się w lodowate i pełne oburzenia, że stracił szansę na zmianę w swoim życiu, jedna łza spłynęła po jego policzku.

Dlaczego chcę płakać? Tyle lat wytrzymywałem samotność, tyle razy zdarzyła się ta sama sytuacja co dzisiaj i dawałem sobie radę. Dlaczego to odejście tak bardo boli?

Pospiesznie wytarł ręką łzę, modląc się w duchu, by nikt jej nie widział. I tak, gdy utonął w swoich ciemnych myślach podeszła do niego właśnie Scarlett.

-Emm.. Mogę tu usiąść??

-Nie!- spojrzał kto nad nim stoi i...

O Boże, to te oczy..... to Scarlett!!

-Oki...- odpowiedziała ze smutkiem. Już miała zrobić krok do tyłu, gdy Lorenzo krzyknął

-Nie, czekaj! Znaczy się.. nie... nie... nie krępuj się-  wydukał. Usiadła więc tuż obok niego, spojrzała na szkicownik zaciekawionym wzrokiem

-Znowu rysujesz? Uzależnisz się!- zaśmiała się, a Lorenzo odpowiedział jej lekkim i krótkim uśmiechem. Nagle jednak jej twarz nieco spochmurniała. -Wiesz... Rozmawiałam z Alessandrą i Nicolette...

-I co w związku z tym?- Lorenzo układał sobie odpowiedź w swojej głowie: Tak, rozumiem twoją decyzję, na twoim miejscu też bym tak zrobił.

-I doszłam do wniosku że nie powinnam się z nimi zadawać. A ty co o nich myślisz??

-Tak, rozumiem twoją... zaraz, co?!

-Słyszałeś naszą rozmowę, prawda??- uśmiechnęła się zagadkowo

-No... Piąte przez dziesiąte.

-I chyba nie myślałeś, że ich posłucham?- Scarlett zaczęła śmiać się radośnie. Nagle Lorenzo poczuł się tak lekki, że mógłby teraz dolecieć do chmur, wziąć ich kawałek i zanieść Scarlett, żeby mogła ją zjeść jako niebiańską watę cukrową. -Mogę cię dzisiaj odprowadzić do domu??- zapytała niepewnie.

-Jeżeli chcesz...- odpowiedział, a w jego środku zapłonęła iskierka, którą wszyscy ludzie skutecznie gasili przez tyle lat jego życia.


Lekcje minęły tak, jak zawsze, z tą tylko różnicą, że Lorenzo był na prawdę szczęśliwy. Od tamtej krótkiej rozmowy zaczął jej nieco ufać, choć wiedział, że mimo wszystko lepiej uważać. Po lekcjach poszli razem do domów. Scarlett miała akurat po drodze. Ona i jej rodzina zamieszkali w starym ale pięknym i zadbanym pałacyku, gdzie Lorenzo czasami dorabiał parę groszy na boku za wyrywanie chwastów czy koszenie trawnika.

-Więc twoi rodzice to biznesmeni?- zapytał

-Taak, całymi dniami i nocami mają coś ważnego do załatwiania i tak dalej. W zasadzie prawie ich nie znam. Widuję ich czasami przy posiłkach, ale i tak nie rozmawiamy ze sobą, ponieważ muszą szybko wrócić do pracy. - odpowiedziała posmutniałym głosem - Tak  w zasadzie to wychowuje mnie jedna służąca Marry. Jest dla mnie jak prawdziwa matka. Nie wytrzymałabym bez kogoś takiego,  jak ona.- na jej twarzy pojawił się delikatny uśmiech. - A czym zajmują się twoi rodzice??- nagle jej twarz znów promieniała radością. Lorenzo jednak pochmurniał. Zapomniał, że przecież dziewczyna może spytać się go o to samo. Zatrzymali się przy furtce prowadzącej do jego domu.

-Nie twoja sprawa. Znaczy... nie chcę teraz o tym rozmawiać. -powiedział nieco chłodnym głosem i zniknął za bramą. Oparł się o nią i przetarł twarz dłońmi.

Może popełniłem błąd...

-Jeżeli nie chcesz to nie mów.- Scarlett powiedziała odchodząc. I ciszej powiedziała trochę bardziej do siebie -Ja poczekam.

Lorenzo poczekał, aż Scarlett odejdzie, po czym wszedł do domu. Straszny tu był bałagan. Bądź co bądź Lorenzo nie najlepiej radził sobie w domowych sprawach. Spojrzał na zdjęcie ślubne swoich rodziców postawione na półce wiszącej, którzy się po niego uśmiechali. To zdjęcie zawsze było czyste, a kwiaty postawione obok niego zawsze świeże i pachnące. Dom natomiast nie był duży, ale i nie mały. Chłopak żył głównie z tego, co zostawili mu rodzice, ale lubił też pracować w pałacu, gdzie obecnie mieszka rodzina Goldenmayerów, a z racji tego, że był marzec niedługo rozpocznie tam swój dyżur.  Lorenzo wstawił czajnik na gaz. Na obiad jak co dzień będzie zupa pomidorowa z paczki.






Zbudować mostOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz