Rozdział 2

8 0 1
                                    


Ktoś znowu mi przerywa sen...

-Wstajemy.

Otwieram oczy ale od razu zamykam,słońce prosto w oczy mnie pali.

Założyłam okulary i otworzyłam oczy lepiej.
Odpiełam pasy i wysiadłam z auta.

Rozglądam się...
Nareszcie jesteśmy na lotnisku teraz czeka nas najdłuższe czekanie w życiu,odprawa.

Przystanęłam na chwilę i pacnęłam się w głowę,zapomniałam walizek.

Patrzę na matkę,ale ona także nie ma.

-Mamo nie powinnyśmy mieć walizek-Zapytałam ciekawa.

-Spokojnie, już wszystkie rzeczy są u Lucasa.

Po dwu godzinnej odprawie w końcu dostałyśmy się do samolotu.

Oczywiście ja zajęłam miejsce przy oknie,bo matce to bez różnicy gdzie usiądzie.

Proszę zapiąć pasy-Usłyszałam polecenie pani.

Dwie godziny później.

Już mam dość,chcę jak najszybciej się ewakuować,co chwilę jestem kopana.
Bo jakiś dzieciam uderza kolanami o fotel.

-Mamo za ile lądujemy-Spytałam z wielką nadzieją,że mój koszmar nareszcie się skończy.

Blanka,się na mnie spojrzała i wyjęła telefon...
Chyba sprawdzała godzinę...

-Za jakąś godzinę powinniśmy lądować.

Jeszcze godzina i pozbęde się tego bachora...

Nagle telefon wypadł mi z ręki.

-Przepraszamy za wszystkie niedogodności,już wylądowaliśmy-Oznajmiła wesoło kobieta.

Odpina pasy i od razu wstaję i kierujemy się w stronę peronu.

-Właściwie to ktoś po nas przyjeżdża-Zapytałam.

-Zaraz będzie tu Lucas-Powiedziała uradowana Blanka.

Nie będę,przecież stała tak jak matka i rozglądała się czy jej książę na białym ośle przybędzie.
Usiadłam sobie na krześle i włączyłam jakąś grę...

-Lucas!!!.

Przez ten krzyk wypuściłam telefon z dłoni,wstałam i podniosłam mój poszkodowany sprzęt.

No zajebiście,lepiej nie może być mam cały ekran pęknięty.

-Kochanie!-Powiedział radośnie Lucas.

-Nareszcie.

Jakie to romantyczne,zaraz chyba puszczę pawia.

-Lucas poznaj moją,córkę-Powiedziała dumnie.

-Miło mi -Odpowiedział i podał mi rękę.

Ale jej nie chwyciłam tylko zimno się na niego patrzyłam.

-Nie przejmuj się,minie jej.

-No dobrze,w takim razie zapraszam do auta-Powiedział i wskazał ręką.

Po chwili już wszyscy siedzieliśmy w aucie.

Blanka przez całą drogę romansowała z nim.

Dlaczego ja ? Przecież,byłam grzeczna (ta na pewno).

Jesteśmy już na miejscu.

Jak to usłyszałam,to w trybie natychmiastowym wylazłam z auta.
Bo inaczej się tego nie da nazwać.
Za grosz nie ma we mnie delikatności.
Jestem jak słoń w składzie porcelany.

UdręczonaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz