Ktoś znowu mi przerywa sen...-Wstajemy.
Otwieram oczy ale od razu zamykam,słońce prosto w oczy mnie pali.
Założyłam okulary i otworzyłam oczy lepiej.
Odpiełam pasy i wysiadłam z auta.Rozglądam się...
Nareszcie jesteśmy na lotnisku teraz czeka nas najdłuższe czekanie w życiu,odprawa.Przystanęłam na chwilę i pacnęłam się w głowę,zapomniałam walizek.
Patrzę na matkę,ale ona także nie ma.
-Mamo nie powinnyśmy mieć walizek-Zapytałam ciekawa.
-Spokojnie, już wszystkie rzeczy są u Lucasa.
Po dwu godzinnej odprawie w końcu dostałyśmy się do samolotu.
Oczywiście ja zajęłam miejsce przy oknie,bo matce to bez różnicy gdzie usiądzie.
Proszę zapiąć pasy-Usłyszałam polecenie pani.
Dwie godziny później.
Już mam dość,chcę jak najszybciej się ewakuować,co chwilę jestem kopana.
Bo jakiś dzieciam uderza kolanami o fotel.-Mamo za ile lądujemy-Spytałam z wielką nadzieją,że mój koszmar nareszcie się skończy.
Blanka,się na mnie spojrzała i wyjęła telefon...
Chyba sprawdzała godzinę...-Za jakąś godzinę powinniśmy lądować.
Jeszcze godzina i pozbęde się tego bachora...
Nagle telefon wypadł mi z ręki.
-Przepraszamy za wszystkie niedogodności,już wylądowaliśmy-Oznajmiła wesoło kobieta.
Odpina pasy i od razu wstaję i kierujemy się w stronę peronu.
-Właściwie to ktoś po nas przyjeżdża-Zapytałam.
-Zaraz będzie tu Lucas-Powiedziała uradowana Blanka.
Nie będę,przecież stała tak jak matka i rozglądała się czy jej książę na białym ośle przybędzie.
Usiadłam sobie na krześle i włączyłam jakąś grę...-Lucas!!!.
Przez ten krzyk wypuściłam telefon z dłoni,wstałam i podniosłam mój poszkodowany sprzęt.
No zajebiście,lepiej nie może być mam cały ekran pęknięty.
-Kochanie!-Powiedział radośnie Lucas.
-Nareszcie.
Jakie to romantyczne,zaraz chyba puszczę pawia.
-Lucas poznaj moją,córkę-Powiedziała dumnie.
-Miło mi -Odpowiedział i podał mi rękę.
Ale jej nie chwyciłam tylko zimno się na niego patrzyłam.
-Nie przejmuj się,minie jej.
-No dobrze,w takim razie zapraszam do auta-Powiedział i wskazał ręką.
Po chwili już wszyscy siedzieliśmy w aucie.
Blanka przez całą drogę romansowała z nim.
Dlaczego ja ? Przecież,byłam grzeczna (ta na pewno).
Jesteśmy już na miejscu.
Jak to usłyszałam,to w trybie natychmiastowym wylazłam z auta.
Bo inaczej się tego nie da nazwać.
Za grosz nie ma we mnie delikatności.
Jestem jak słoń w składzie porcelany.