Ereri
Eren x Levi
Na tą chwilę rozdział jest pisany od strony Erena.
*ROZDZIAŁ 1*Godzina 13:27, w pełnym sprzęcie stoimy na brzegu muru Rose. Czuję jak krople potu spływają mi po skroniach, a koszula przykleja się do pleców... Mam dość... Lekko mówiąc. Upał w tym dniu doskwierał nam niesamowicie, ale oddział zwiadowców, nawet w 37°C musi przeprowadzić trening. W końcu to w naszych rękach jest los ludzkości. Uf...Nareszcie.. Sygnał odwrotu do bazy.. Jestem uratowany.
-Uwaga idzie pan Levi!Cisza Cisza!- krzyczał Armin
W tem podszedł nie wysoki szatyn o szarych oczach i zabójczym spojrzeniu... Ubrany był bardzo schludnie, wszystko miał na kant, każdy nawet najmniejszy szczegół do siebie pasował, a jego postać wyrażała elegancję i wyższy stan. Był to pan Levi.. Najlepszy z najlepszych, trenował właśnie nas, czy się z tego cieszyłem? Napewno nie w tym momencie.
-Co za beznadziejny trening, jesteście tylko nic nie wartymi pionkami na tej szachownicy krwi. Jeśli myślicie, że coś z was wyrośnie, lepiej od razu popełnijcie samobójstwo, nie wiem co Erwin miał w głowie żeby was zabrać,bo po waszym tępym wyrazie twarzy od razu widać, że żadne z was nawet jako przekąska dla Tytanów się nie nadaje.- powiedział Levi po skończonym treningu i odszedł do swojej Komnaty znajdującej się na samej górze, by oddać się swej ulubionej czynności.. Piciu herbaty.
Szczerze... Wkurzyłem się.. Jest najlepszy ale nie wiem czy dalej zniosę to wyżywanie się...
-Mam go dość, dość mam jego traktowania nas jak nic nie warte śmieci, my jestesmy jego przyszłą armią, myśli że jak jest najlepszy to mu wszystko wolno? Ja...
Nie dałem rady, wybuchnąłem złością.. Gdyby nie moi przyjaciele, pewnie poszedłbym do niego.
-Dość Eren , ochłoń troche.- ze spokojem odrzekła Mikasa
-Co ty żeś powiedzia....
Ze złością ciągnąłem dalej, nie mogłem uwierzyć ze nawet ona jest po jego stronie.
-Eren, ona ma racje, uspokój się, najwidoczniej pan Levi ma powody by nas tak traktować.- odpowiada Armin
Ten to zawsze bronił wszystkiego co sie rusza, ale żeby popierał katowanie nas?
-Wy chyba na głowę upadliście, chcecie pozwolić na takie traktowanie? Na to żeby traktował nas ten mały zgrywus jak psy? Tego wlasnie chcecie?!
Moje chore ambicje brały górę
-A co my możemy zrobić? Nie mamy tyle siły żeby się przeciwstawić, po za tym to jest wojsko a nie koncert życzeń czy kółko wzajemnej adoracji.- odpowiedziała mi Mikasa.. Już troche wkurzona
W sumie to miała racje... Ale przyznałem to tylko przed sobą.
-Nie wiem co możemy zrobić, ale napewno cos wymyślę, nie pozwolę na to by tak nas traktowano. No właśnie to jest WOJSKO a nie obóz przetrwania Levi'ego Ackermana.
Nagle usłyszałem męski uniesiony głos, który był wyraźnie skierowany do mnie.
-Ty masz ciągle jakieś problemy idioto, jak ci coś nie pasuje to wypier*alaj, nie potrzebujemy tu takich jak ty.- wtrącił się Jean
Jean był typem takiego EL Macho, co to nie on. Tylko czemu taki typek jak on, zadziera ze mną(?) jeden ruch po nim... Głupek. Ale ja jak to ja nie zostawię tego w milczeniu.
-Zamknij się Jean, ty i ten twój koński ryj. Myślisz że kim ty jesteś? Jak masz jakiś problem to zaraz....
I w tym momencie wszedł nasz zawsze nie zadowolony Pan Levi. Ciekawe co znowu chce.
-CISZA! Zamknąć ryje i słuchać, jutro o 6:30 zbiórka przed dziedzińcem, za ten trening mam dla was niespodziankę.- orzekł ozięble Levi
Super.. Niespodzianka.. Napewno nie będzie to pyszny placek. Zapomniałbym.. Ten kretyn jeszcze tu stoi.. Jean jestes debilem.
-Głupek
-Debil.- Jean
Następnego dnia.
Obudziłem się o 5:30, ze stresu przed kolejnym dniem nie mogłem spać. Wstałem i ubrałem się w "sportowe" rzeczy - czytaj krótkie spodnie jakieś podarte bo tylko w to jestem wyposażony, i bluzka biała, zwykła. Po ogarnięciu się była godzina 6:05. Co ja będę siedzieć i patrzeć w ścianę, przejdę się. Jeden korytarz.. Drugi korytarz.. Trzeee.. Chwila moment co? Komnata pana Levi'ego.. Kurde lepiej uciekam bo jeszcze oberwie mi się za stanie. Już miałem odchodzić, gdy usłyszałem otwierające się drzwi..
-Co tu robisz Eren? -zapytał
-Jaa.. Ja tylko przeszedłem się, obejrzeć zamek. Przepraszam prosze pana.
-Oj głuptasie.. Leć na zbiórkę zostało ci 7 minut.
"Oj głuptasie"? Co to miało znaczyć.. O co temu gburowi moze chodzić..
-Eren! Eren! No nareszcie jesteś. Gdzie ty byłeś.
Z bujania w obłokach wyrwała mnie Mikasa
-Ah Mikasa.. Nigdzie, byłem się przejść..
-Aaa No dobra.. Chodź szybko bo zaraz przyjdzie...
-Racja!
I pośpiesznie pobiegliśmy na miejsce zbiórki.
Godzina 6:30. Wszyscy czekają z niecierpliwoscią na tego drania. Dziś jak na złość, temperatura wynosiła 15°C, może pójdziemy zabijać Tytanów, może to ta niespodzianka? Nie no przecież nie jesteśmy ubrani ani przygotowani do tego. O zjawił się królewicz. Chwila moment, co on trzyma w ręku? Nie wierze. Super..
-Za wasz wczorajszy popis na polu, otrzymujecie:wiadro,mopa,szruber,i eksluzywną szmatę.
Za godzinę cały dziedziniec włącznie z holem ma lśnić, a ty Jaeger idziesz ze mną.- oznajmił Levi.
Troche się wystraszyłem, co przeskrobałem.
-Czemu ten idiota nie musi sprzątać?- mruknął pod nosem Jean.
-Że jak ty powiedziales ? Słuchaj kolego, wezwał go sam pan Levi , ma sie rozdwoić?- wybuchnęła Mikasa.
~Jaka ona śliczna, te włosy, ciemne oczy, figura i ta zabójczosc.~myśli Jeana~
-Wybacz mi, a ty kim jesteś?- spytał nie mrawo Jean.
-Mikasa Ackerman, przyszywaną siostra Erena. A ty?
-Jjjja... Jaa jjestemm Je Je...-jąkał się Jean
-No nie umiesz się wysłowić?-zbulwersowała się Mikasa.
-Jestem Jean, miło poznać.
-Bierzmy się do roboty, nie chcę zadzierać z dowódcą.- powiedziała Mikasa.
-Racja.- przytaknął Jean.
W tym samym czasie...
Kurde tego się nie spodziewałem.
-Eren, jestes "najsilniejszy" jeśli chodzi o tych wszystkich idiotow, może po za Mikasą ale nie o tym teraz. Chcę abyś wraz ze mną wyruszył na trening, dobrze się zastanów.- powiedział Nadwyraz spokojnie, sącząc swą ulubioną herbatę.
-Nie wiem co powiedziec panie...
-Żaden pan... Jestem Heichou Levi, albo po prostu Heichou.
Nie wiem dlaczego... Ale spodobało mi się co do mnie powiedział...
-Dobrze.. A więc Heichou, nigdy bym się nie spodziewał takiej oferty, ale bez wahania powiem tak. Trening z Heichou Levi'm to zaszczyt.
-Tylko spróbuj zaprotestować, lub nie wykonać mojego rozkazu, ba, spróbuj tylko sam sobie wydać rozkaz. To pokaże ci co się z takimi robi.- rzekł już pewniej Levi.- A teraz wstań i podejdź do mnie.
Wstałem troche nie pewnie, bo nie wiedziałem co mnie czeka, czy zostanę skarcony, czy skarcony, ale nagle...
-Heichou(?)...
-Zamknij się
Poczułem dziwne uczucie, cała nienawiść jakby zniknęła, w tym momencie, całe 160 cm czystego bezlitościa, przytuliło mnie... Były to 3 minuty spokoju, innego wymiaru... Jestem chory.. Podobało mi sie...Nie martwcie sie nie na dlugo, chwile potem dostałem w twarz... Ah ten Levi.
Koniec rozdziału 1.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Hej! To moje pierwsze opowiadanie, i mam nadzieję, że się wam spodoba! >.<