2.

205 12 12
                                    

Martina

To miał być jeden z moich najlepszych dni w życiu. Koniec szkoły, rozpoczęcie wakacji, urodziny Jorge, wyjazd za granicę wraz z rodzicami - czego chcieć więcej. Nikt z nas nie przewidywał tego, co miało się tego dnia wydarzyć.

Po oficjalnym zakończeniu roku, spotkałam się razem ze swoimi przyjaciółmi, aby razem świętować czternaste urodziny jednego z nich.

Z Jorge znam się od kołyski. Przez 9 lat chodziliśmy do jednej szkoły, jednej klasy. Szczerze mówiąc był on jedynym chłopakiem, do którego miałam pełne zaufanie. Nawet Diego, czy Rugge nie obdarowywałam takim poczuciem. Poczuciem zaufania i bezpieczeństwa.

Na znak naszej długotrwałej przyjaźni podarowaliśmy sobie medaliki. Do tej pory cały czas noszę medalion z wygrawerowanym imieniem "Jorge". Może to głupie, ale przez tyle lat, nigdy się z nim nie rozstałam. Nawet nie wiecie jak bardzo bym chciała aby Jorge zrobił to samo - nie rozstawał się z nim. Jednak prawda jest zapewne następująca: Blanco zgubił swój medalik, zapomniał o nim tak samo szybko i mocno jak o mnie.

Tamtego dnia wydarzyło się coś jeszcze, wypadek. Ten wypadek, który zmienił moje życie na kolejne 5 lat i na pewno jeszcze niejednokrotnie go zmieni. Wieczorem, kiedy mieliśmy właśnie wyjeżdżać do Meksyku pogoda postanowiła nam zrobić niespodziankę. Niespodziankę, której pożałował każdy. Silny, porywisty wiatr, mocne grzmoty oraz ulewny deszcz nie dawał za wygraną. Mama chciała zostać w domu i odwołać cały wyjazd, jednak tata był przeciwny temu. Nalegał abyśmy nie rezygnowali ze swoich planów. Powtarzał, że kaprys pogody nie popsuje nam zaplanowanego wcześniej urlopu. Nim się obejrzyliśmy znajdowaliśmy się w samochodzie. Szybko tego pożałowaliśmy. Samochód jadący z naprzeciwka nie wiadomo czemu nagle wpadł w poślizg, taranując wszystko co spotkał na swojej drodze, w tym nas. Jedyne co pamiętam to oślepiający blask świateł i głośny krzyk. Później było już tylko po wszystkim. Obudziłam się dopiero w szpitalu. Jak się okazało ja wyszłam z tego wszystkiego najlepiej. Poobijane ciało, liczne siniaki, były niczym w porównaniu ze stanem moich rodziców. Ojciec miał połamane żebra oraz zapadnięte płuco. Co do mamy...nie dało już się nic zrobić. Lekarze twierdzili, że stwierdzili u niej zgon zaraz po przyjeździe ambulansu. Wyobrażcie sobie co poczułam, kiedy nieznane mi osoby przychodzą mnie poinformować iż właśnie zostałam w połowie sierotą.

Kilka dni po wyjściu ze szpitala, tata postanowił już nigdy nie wracać do rodzinnego miasteczka. Dom jak i całą firmę zostawił w rękach swoich zaufanych pracowników. Sam jednak razem ze mną postanowił wyjechać jak najdalej potrafił. Tak oto znaleźliśmy się w Londynie.

Ojciec po tamtym dniu znacznie zmienił stosunek co do mnie. Zamiast pomóc mi pogodzić się ze stratą matki, odsunął się ode mnie. Nie rozmawialiśmy, nie potrafił utrzymać ze mną nawet kontaktu wzrokowego. Odciął mnie od wszelkich kontaktów ze znajomymi, zatrzymał rozwój mojej pasji, którą od dziecka był śpiew. Miałam wrażenie, że moja obecność jedynie mu przeszkadzała. Tu się chyba nie pomyliłam. Po krótkim czasie wywiózł mnie do szkoły z internatem, a sam wrócił do rodzinnego domu. Do tej pory nie próbował się ze mną zobaczyć. Jedyny z nim kontakt, który miałam to maile, które według mnie i tak było wymuszone. Podsumowując...z nikim, kogo znałam przed wypadkiem nie utrzymuję kontaktu. Nie zdziwiłby mnie fakt, gdyby przyjaciele pomyśleli, że zginęłam razem z mamą...

Medalla del pasado.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz