Rozdział 1 "Ja wciąż pamiętam"

41 2 3
                                    

4 lata później

*Reyar*

Od: Frans
Do: Reyar
Pamiętasz o dzisiejszym spotkaniu klasowym? 😉

Od: Reyar
Do: Frans
Jasne, 16.00, tam gdzie co roku, co nie?

Od: Frans
Do: Reyar
Tak, tak 😀
Nadal liczysz, że w końcu się pojawi? Nie musisz pisać, przecież wiem, że tak.
Dozoba na miejscu 😊

Od: Reyar
Do: Frans
Tak, nadal 😛
Dozoba 😊

   'Eh... Znów ta nadzieja. Co ja właściwie robię?! ' - rozmyślał leżąc na łóżku w pokoju, który zamieszkiwał od urodzenia. W tym samym pokoju co niegdyś zasnął myśląc o niemożliwej, ale prawdziwej przeprowadzce Berry.
'Wciąż nie mogę zrozumieć czemu do mnie wtedy nie zadzwoniła lub chociaż napisała. Zrozumiałbym gdyby tylko mi wytłumaczyła. Dlaczego tego nie zrobiła? Dlaczego w ciągu tych 4 lat ani razu się do mnie nie odezwała. Mogła mnie łatwo znaleźć chociażby na Facebooku czy poprosić o numer, któregoś z naszych wspólnych znajomych ' - myśli krążyły po jego mózgu z prędkością ślimaka wyścigowego (He he, taki żarcik $Ja).

- Synku! Może czas już wstać? - to brzmiał głos mamy wydobywający się z kuchni - Kochanie, no przecież spójrz na zegarek...

8:15 - tą godzinę wskazywał jego mały zegarek w kształcie wyjącego wilka.
'15 minut i trzeba będzie wychodzić... Przecież nie chcesz się spóźnić na fizykę Reyar ' - stwierdził w myślach - 'Kto wymyślił tę cholerną szkołę?'

   Wstał, zgodnie z codzienną rutyną, ubrał się i zszedł na śniadanie. Jak zawsze wziął jajko z lodówki i wbił na patelnię.
Uwielbiał poranną jajeczniczkę, robił taką odkąd Berry go nauczyła. Kiedyś nawet powiedziała, że robi ją o niebo lepiej niż nawet ona sama. Kochała ten zapach. Za każdym razem, gdy odwiedzała go, on robił to danie, aby poprawić jej humor lub po prostu, bo była głodna.

   'Dzień jak codzień' - pomyślał zajadając się swym mistrzowskim dziełem - 'Jajka, masełko, szynka, szczypiorek i żółty ser to najlepsze połączenie na kolejny zwykły dzień. Bo taki będzie, prawda?'
Eh... - westchnął już na głos.
Nagle z jego smutnych przemyśleń wyciągnęło go zdanie wypowiedziane przez mamę - Reyar, co się dzieje? Powinieneś już dawno wyjść.
Przerażony spojrzał na niebieski okrągły zegar wiszący na ścianie, który wskazywał godzinę 8:35. Zerwał się z krzesła złapał kanapkę przygotowaną wcześniej przez jego kochaną mamusię i całując ją w policzek wybiegł z domu.

   Zima tego roku była dość chłodna, lecz w ogóle nie chciał padać śnieg. Dziwne, bo co roku o tej porze całe miasto pokrywała gruba warstwa białego puchu, a ludzie woleli zostać w domach. Natomiast tego dnia było inaczej. Wszędzie na chodnikach pełno było osób spieszących się do pracy i na różne zajęcia. Tak i on biegł najszybciej jak potrafił mijając tłumy kłębiące się przy budynkach. Jeszcze tylko parę metrów i będzie w szkole.
Lecz nagle coś przyciąga jego wzrok, a on zatrzymuje się i próbuje dojrzeć coś, a raczej kogoś. Tak, to ona.
Stoi po drugiej stronie ulicy i spokojnym krokiem idzie w przeciwległym kierunku. Tramwaj zatrzymuje się na przystanku. Odjeżdża, a jej już nie ma.
W oddali słychać dzwonek.
'To chyba dopiero na przerwę' - myśli ruszając się z miejsca i spoglądając na telefon - 'O nie, już 8:55! Jak to się stało?' - krzyczy w myślach przyspieszając kroku.
   Gdy wbiega do sali, zmęczony krzyczy typową formułkę - Przepraszam za spóźnienie - i siada do swojej ławki.
'Nigdy nie widziałem jej w tej dzielnicy, tak wogóle to nie widziałem jej od tamtego dnia' - wzdycha i orientuje się, że minęło już 40 minut lekcji.

   - Ej, bracie. Co ty dziś tak melancholijny? - pyta Darkel i rozgląda się dookoła.
To jego najlepszy przyjaciel, razem byli w gimnazjum i wspólnie poszli do liceum. Gdzieś w 2 klasie obiecali sobie, że będą sobie pomagać jak brat bratu. Bez względu na wszystko.

   - Eee... Co...?! Ja? Nic... - odpowiada spokojnie i głupio się uśmiecha patrząc na buty.
- Jak nic? Przecież widzę - Darkel odwraca się w stronę kumpla i przymruża oczy - No gadaj. Mamy tylko pięć minut do gegry. Streszczaj się chłopie - chłopak jak zwykle żywo gestykuluje.
- Więc dziś pierwszy raz od tyłu lat widziałem...
- Ale jesteś pewien, że to była ona? - przerywa mu Darkel.
- I jak ja mam ci cokolwiek powiedzieć, kiedy ty co chwilę mi przerywasz?
Nastaje długa cisza. Reyar czeka na reakcję 'brata', lecz ten nic mu nie odpowiada, a jego mina jest spokojna.
- Och, no przepraszam... Kontynuuj - odpowiada ze skruchą, a Reyar głośno wzdycha.
- Tak to była ona... - już chce mówić dalej, ale przerywa mu głośny dźwięk szkolnego dzwonka - Potem ci powiem - przekrzykuje denerwujący odgłos.

************************************

Zostawiam dziś w waszych łapkach ten dość myślę, że intrygujący pierwszy rozdział.
Limit 700 słów ponownie przekroczony, więc chyba jest całkiem nieźle.
Piszcie jak wam się podoba opowiadanie.
Może na przykład macie jakieś sugestie?
Może powinnam pisać dłuższe lub jednak krótsze?

To chyba tyle :)
Lecę odpoczywać z muzyką i fanfikami oraz wymyślać kolejne rozdzialiki dla was :*

Do następnego 🐭

Nie potrafię zapomniećOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz