Budzik, nadal przyciskając głowę do poduszki. Chwyciłam za mały denerwujący zegarek i rzuciłam nim w kąt pokoju. Obróciłam się na plecy i patrzyłam prosto w sufit. Leniwie zsunęłam się z łóżka siadając na podłodze, nie chciało mi się, ale nie mogłam dłużej zostać w domu, bo moje zaległości spiętrzyłyby się jeszcze bardziej niż dotychczas. Wstałam i przeczołgałam się do łazienki wchodząc pod prysznic. Pozwoliłam, żeby zimny strumień otulił moje ciało, pod prysznicem wydawało mi się, że jestem wolna. Nie byłam po części sierotą, tylko dawną szczęśliwą sobą, którą byłam zawsze. Sięgnęłam po swój ulubiony hibiskusowy żel pod prysznic i czując jego cudowny zapach, wciągnęłam go i umyłam swoje ciało. Nienawidziłam myć moich włosów, były grube i długie. Tym razem jakoś szybko mi zeszło. Wyszłam spod prysznica i spojrzałam w lustro. Mam uczucie, że coś się zmienia, ale do końca nie wiem co. Weszłam do garderoby wyciągając czarne rurki z dziurami, biała koszula i białe conversy dodawały strojowi elegancji. Wzięłam torbę i telefon, schodząc na dół sprawdzałam wiadomości. Zobaczyłam jedną.
Od: Mama
Widziałam rano Brada, pytał się czy idziesz do szkoły. Mam nadzieję, że tak. !!
Boże a co ją to obchodzi, co go to obchodzi. Zirytowana zablokowałam telefon i weszłam do kuchni. Z lodówki wyciągnęłam jogurt. Trzymając go w ręku wyszłam z domu zatrzaskując za sobą drzwi. Wsiadłam do auta otwierając jogurt. Jogurt pitny mm moje jedyne śniadanie od jakiegoś czasu. Wyjechałam na główną ulicę, jadąc powoli co chwile upijałam trochę, dopóki buteleczka nie była całkowicie pusta. Zakręciłam jogurt i rzuciłam go na siedzenie obok. Zanim się zorientowałam byłam już przy szkole, zaparkowałam na pierwszym wolnym miejscu i wyczołgałam się z auta. Wchodząc do szkoły zauważyłam coś bardzo dziwnego, jakby ludzie tutaj się zmienili. Nagle uderzyłam w czyjeś silne ramię i upadłam na podłogę. Poczułam oczy wszystkich na korytarzu były skierowane na mnie i tego kogoś. Podniosłam głowę zobaczyłam Brada, w jego oczach było widać, że jest wściekły, ale jak mnie zobaczył podniósł mnie i bez słowa odszedł. Podbiegła do mnie Alice.
-Mój boże nic ci nie jest ? On nic ci nie powiedział, myślałam, że cię zabije. Cudem uszłaś z życiem. - Słucham, jakim życiem, o co tu chodzi.
-Alice wytłumacz mi co tu się dzieje. -Dziewczyna pociągnęła mnie za rękę do toalety i zaczęła tłumaczyć co się działo podczas mojej nieobecności. Z tego, co usłyszałam wszyscy w szkole się Brada boją, ale jak mojego słodkiego Brada w jakiegoś gangstera. Myślałam o tym przez wszystkie lekcje. Ostatnia lekcja i do domu, myślami znalazłam się przy tym, co powiedziała mi Ali. Jak to do cholery możliwe.
- Carmelita Dela Rose, co z tobą jesteś całkowicie nie obecna na lekcji. -Nikt nigdy nie mówił do mnie w taki sposób wszyscy nazywają mnie Carmen nawet podpisuje się Carmen, chyba coś przeskrobałam.
-Ja proszę pani myślę nad.. -spojrzałam szybko w temat dzisiejszej lekcji „Nadchodzące zmiany rynkowe" - nad tym, co zmiany rynkowe mogą wprowadzić w przyszłość. -Jezu obym wybrnęła z tego.
-Dobrze Carmen wybrnęłaś, ale na jutro piszesz na ten temat raport. Tylko przelej wszystkie myśli podczas lekcji na papier młoda damo. - Niech to szlak, zadzwonił dzwonek. Wstałam pakując notatki do torebki i wyszłam nie zważając na wszystko. Spojrzałam na wyświetlacz telefonu. Jedna nowa wiadomość.
Od: Nieznajomy
Carmelita Dela Rose, zabawne co słoneczko. Tak czy siak, musimy porozmawiać i to zaraz.
Do: Nieznajomy
Bradley Will Simpson, nie mamy o czym :).
Stanął przede mną i spojrzałam mu w oczy, złapał mnie za przedramię i wyprowadził ze szkoły. Nie obyło się bez wszystkich oczu skierowanych w naszą stronę. No i będą gadać. Był tak blisko mnie, że czułam jego oddech przy swoim uchu.
-Mamy o czym, Carmelito -Powiedział to w taki sposób, że czułam jak się rozpływam, ale byłam tak na niego wściekła, że całe moje uczucia, zmieszały się w jeszcze większą nienawiść niż kiedykolwiek. Próbowałam się wyrwać, ale jego uścisk był tak mocny, że z każdym moim gwałtownym ruchem ściskał mnie jeszcze bardziej. Wyszliśmy z budynku szkoły i skierowaliśmy się do mojego auta.
-Daj kluczyki..
-Po co ci, chcesz mnie wywieźć i przywiązać do lasu czy co ?
-Daj..- nie czekając na mój kolejny ruch sięgnął do mojej kurtki rozpiął kieszeń i wyciągnął kluczyki. Otworzył auto i dosłownie wepchnął mnie na siedzenie pasażera dupek. Po chwili był już obok odpalając auto, sama nie wiedziałam gdzie jedziemy, bo nie poznawałam tej drogi. Las widzę kurde las no i po mnie. Zbliżał się zachód słońca a my znaleźliśmy się nad malutkim jeziorkiem. Zgasił auto i wysiadł, i podbiegł szybko otworzył mi drzwi. Wysiadłam, opatulił mnie chłód wieczoru. Poszliśmy na małe molo i usiedliśmy na jego końcu.
-Przepraszam, Carmen przepraszam. Wiem, że bardzo zawaliłem to wszystko, zostawiłem cię tego nigdy chyba sobie nie wybaczę. -Popłakałam się, bo już nie wytrzymałam, obrócił się w moją stronę i przysunął d siebie bardzo mocno ściskając. -Przepraszam. -Wtuliłam się bardziej w niego a on zaczął mnie delikatnie głaskać po głowie. -Tęsknię za tobą, całym sercem całym sobą. -Zaczęłam się trząść a on dał mi swoją kurtkę. -Poczekaj chwilę.
-Dobrze, poczekam. -wstał i przyniósł swoją torbę, która miał w szkole, wyjął koc i opatulił mnie potem sam się wygrzebał razem ze mną pod koc, przytulił mnie do siebie. Chciałam protestować, ale coś mi nie pozwalało się ruszyć po prostu za bardzo mi go brakowało, nigdy nie czułam się tak jak teraz. Zobaczyłam dopiero co ja do niego czuję, sporo na pewno to jest sporo. Jezu jak ja go kocham...
CZYTASZ
My One and Only
Teen FictionBirmingham, rok 2008. On był taki cudowny, dogadywaliśmy się doskonale. Znałam go na wylot, jako sąsiedzi spędzaliśmy ze sobą mnóstwo czasu ale on nigdy nie mógł mnie traktować jako swoją dziewczynę, byłam dla niego kumplem, chociaż chciałam być kim...