Rozdział czwarty

148 23 13
                                    


Zamknąłem drzwi swojego Challengera i zakluczyłem go. Schowałem kluczyki do skórzanej kurtki oraz skierowałam się w stronę czegoś w stylu klubu. To właśnie tutaj miał odbyć się koncert Tommy'ego Simmsa. Szczerze mówiąc to kojarzę to nazwisko, jednak nie wiem, skąd. Może jakoś uda mi się przypomnieć na koncercie. Może tez jakimś cudem zorientuje się, kto jest feniksem. Obmyśliłem coś w rodzaju planu, jednak nie wiem, czy dziewczyna nie zorientuje się. W końcu głupia nie jest, wręcz przeciwnie.

Wszedłem do lokalu i od razu rozejrzałem się dookoła. Nie wiem, dlaczego to miejsce nazywano klubem. Ten lokal nie kojarzył mi się z nim. Z jednej strony stal barek, który obsługiwała kelnerka, po drugiej stronie były dwa stołu do bilarda i jedna tarcza do rzutek. Naprzeciw wejścia była scena, na której aktualnie stała jakaś szczupła, ciemnowłosa dziewczyna. Sprawdzała ona chyba mikrofon, a ja mógłbym przysiąc, ze gdzieś ją widziałem. Naprawdę, jestem tego pewien. Nie przypominała mi zbytnio nikogo. Jej strój nie był jakiś zadziwiający — była w czarnej koszulce, odsłaniającej brzuch, czarnych rurkach z podwiniętymi nogawkami oraz na nogach miała coś ala sztyblety na obcasie. Wokół bioder przewiązała ciemnoczerwoną koszule w kratę. Zdecydowałem nie zawracać sobie głowy dziewczyną, bo podejrzewam, ze po jakimś czasie przypomni mi się powód, przez który ją kojarzę. Często tak mam, ze dopiero po jakimś spotkaniu przypominają mi się pewne rzeczy.

Zdecydowałem się podejść do baru i zamówić colę, bo w zasadzie tylko ją mogłem wypić - w końcu prowadziłem. Według zapowiedzi występ powinien zacząć się za piętnaście minut. Ten czas postanowiłem spędzić przy barze, bo to chyba jedyne, co mógłbym na razie robić. Nie miałem potencjalnego przeciwnika do gry w snookera, dlatego od razu wykreśliłem to z listy możliwych zajęć tego krótkiego okresu czasu.

– Poproszę colę – powiedziałem w kierunku barmanki, siadając na stołku barowym. Spojrzałem na „cennik", zawieszony naprzeciw mnie i wyjąłem z portfela kwotę, która należała się na zamówiony napój.

– Hej, ja Cię skądś znam– stwierdziła barmanka, wskazując na mnie palcem, lecz po chwili stuknęła się nim w skroń. Chwile jej to zajęło, lecz chyba przypominało się to, dlaczego mnie zna. – Aaa, już wiem. Moja młodsza siostra kiedyś puszczała mi twoje piosenki...

–Nie moje, tylko zespołu, do którego należałem – poprawiłem ją, a ta powiedziała pod nosem ciche „no tak" i zmarszczyła brwi, chyba o czymś myśląc. – Nie sądziłem, ze ktoś mnie rozpozna. W końcu „trochę" się zmieniłem i minęło sporo czasu.

 –Poznałam po głosie. Jest dość... –  zaczęła i chyba szukała odpowiedniego słowa na określenie mojego głosu. – ...charakterystyczny.

Uśmiechnąłem się lekko, a dziewczyna podała mi colę. Napiłem się i odstawiłem na bar szklankę do polowy pusta. A może do polowy pełną? Nie wiem, nieważne.

 – Miło mi to słyszeć – powiedziałem zgodnie z prawda, bo od dość dawna nie słyszałem, by ktoś powiedział coś na temat mojego bycia w zespole. Było to dość dawno, bo jakieś trzy lata temu.

Miałem wtedy dwadzieścia jeden lat i od tamtego czasu sporo się pozmieniało. Moje plany wciąż związane były z muzyką i nawet myślałem graniu w tym samym składzie, jednak rozpoczęciu od nowa. Ten pomysł jednak narodził się w mojej głowie niedawno, przez co nie zdążyłem nawet powiedzieć o nim chłopaków z poprzedniego składu. Myślę, ze rozważyli by moja propozycje zaczęcia od nowa z muzyka.

– Wiesz coś o tym Tommy'm Simmsie? Bo coś go kojarzę, jednak nie wiem, skąd – spytałem barmanki, a ta spojrzała na mnie nieco zaskoczona. Nie wiem, dlaczego się dziwiła. To chyba nic nienaturalnego, ze staram się porozmawiać, prawda?

PhoenixOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz