Rozdział II

70 8 5
                                    

Wychodząc ma zewnątrz podziwiałam wygląd miasta, niczym obrazek wiszący na obrazie wielce znanego artysty. Czy czasami ludzie nie są także "znanymi artystami"? Budując tak ogromne budynki, wzbogacając swoją wiedzę osiągnęli efekty, które potrzebne są teraz w życiu codziennym każdemu człowiekowi. Nadal jednak, jako kraj Azjatycki, który wywodzi się z taniej, wydajnej i mądrej siły roboczej chce osiągnąć coś więcej. Idzie na przód i osiąga nowe zdobycia. Tym zdobyciem mogłabym określić to miasto. Wytwór człowieka stworzył tak wielkie budynki, przez co czułam  niczym mrówka w tej całej "metropolii". Ta wielkość, można powiedzieć, przyćmiewała. Była dla mnie obca, pomimo tego, że urodziłam się w tym mieście. Po krótkim przemyśleniu uznałam, że nie jest to wcale dziwne. Straciłam w końcu jakiś skrawek swojej pamięci, który możliwe, nigdy nie wróci.

Spojrzałam na prawo i zauważyłam w donicach pozostawione stokrotki. Staruszki nadal nie wzięły kwiatów do środka, w obawie przed ich zmarznięciem, dlatego ich zapach w całym obrazie dodawał trochę dzikości. Uśmiechnęłam się na samą myśl, że to właśnie jest dżungla - w końcu kto by nie chciał wdrapać się na samą górę wieżowca?

Westchnęłam głośno i spojrzałam w prawo, gdzie znajdywał się teatr. Teraz świecił on różnymi światłami, niczym ze starych filmów. Cegła oświetlona ciepłym światłem żarówek wyglądała tajemniczo. Cały ten obraz całkowicie nie pasował do naszej kwiaciarni, która w końcu nie była tak daleko. Moje miejsce wyglądało dość nowocześnie, z elementami starego drewna bukowego.

Staruszki z teatrem od dawna współpracują na różne możliwe sposoby. Pamiętam, jak pewnego dnia mieliśmy wielkie zamówienie. Musieliśmy zrobić wielki wieniec kwiatów do...

Zaraz. Czy właśnie przypomniała mi się jedna z moich tamtejszych wspomnień?

Nie wiedząc, co o tym myśleć po prostu potrzęsłam delikatnie głową. Paru mężczyzn, którzy akurat przechodzili obok, popatrzyło na mnie z lekkim zdziwieniem. Nie robiło mi to większej różnicy. Zawsze byłam za taką postrzegana. W szkole to ja zawsze byłam wszystkiemu winna, najdziwniejsze sytuacje były przypisywane mi. Jednak po co wypominać sobie te czasy, gdzie wszyscy widzieli we mnie jedynie dziecko?

Jeszcze raz spojrzałam na teatr, który tym razem spowodował uśmiech na mojej twarzy. Ani razu nie byłam w środku, coś zawsze mnie powstrzymywało, jednak nigdy nie odpowiedziałam sobie na pytanie:" Dlaczego boisz się wejść do środka?" Westchnęłam głośno i gdy tylko miałam odwrócić wzrok i ruszyć w stronę przystanku zauważyłam coś znajomego. Wlepiłam wzrok w czarne Audi.  Wyszła z niej osoba o kruczych włosach, które dzisiaj nie były roztrzepane. Dopiero później, gdy kruczowłosy zakluczył samochód i odwrócił się w moją stronę, na mojej twarzy pojawił się uśmiech. 

Był to mój przyrodni brat, Byun Baekhyun. Moi rodzice przygarnęli go gdy miałam cztery, a on sześć lat. Byun był wcześniej naszym sąsiadem. Miał swoją rodzinę, miał nawet brata, starszego o dziesięć lat. Pewnego dnia jego brat został złapany podczas ciszy nocnej, jego rodzice pojechali go odebrać. Niestety, jadąc z nim prosto do domu rozpędzony samochód trafił prosto na nich. Wszyscy zginęli na miejscu. Jako jedyni znajomi rodziny, bo rodzina Baeka nie miała kontaktu z resztą swojej rodziny, byli zobowiązani przygarnąć go pod swoje skrzydła. Pamiętam jak sama ich o to błagałam. Gdy Baekhyun dowiedział się o śmierci jego rodziny był u mnie w domu. Bawiliśmy się jak zwykle w piratów, jak mieliśmy to w zwyczaju. Później cała euforia prysła, gdy tylko do pokoju wszedł mój zapłakany tata. 

Gdy tylko mnie zobaczył uśmiechnął się radośnie i szybkim tempem zaczął do mnie podbiegać. Dzięki temu mogłam zauważyć jego dzisiejszy ubiór. Fioletowa bluza idealnie komponowała się z czernią spodni.

Jeźdźcy Zapomnienia //CHWILOWO ZAWIESZONE - POPRAWKI!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz