Z perspektywy Sophie.
Obudziłam się kiedy słońce zaczeło świecić z okna na moją twarz. Jęknełam i usiadłam na łóżku. Pierwszy dzień szkoły. Byłam zdenerwowana i zmartwiona.Poszłam do łazienki i wziełam prysznic. Wyszłam i przejrzałam się w lustrze, prawie w ogóle siebie nie widziałam bez okularów więc je założyłam. Uśmiechnełam się na moje PROSTE zęby bez żadnego drutu.
Znalazłam moje szkła kontaktowe i wyrzuciłam okulary do kosza. Włożyłam kontakty do oczu. Moje włosy teraz były lekko kręcone i jasno brązowe w odróżnieniu do moich starych włosów jakie miałam czyli ciemne kręcone włosy. Włączyłam prostownice i wyprostowałam włosy.
Nałożyłam makijaż, może troche więcej niż było potrzeba, ale musiałam wyglądać lepiej niż kiedykolwiek.Wszyscy mnie pamiętają jako brzydką dziewczyne z aparatem na zębach z tamtego roku. To teraz nie ja! Poszłam do pokoju by założyć nowe ciuchy jakie sobie kupiłam. Chciałam się zmienić ponieważ moja mama dostała nową prace w popularnym serialu telewizyjnym. I jak robią nam zdjęcia to zawsze wyglądam jak brzydkie kaczątko gdy moja mama wygląda olśniewająco.
Włożyłam białe rurki. Moje ciało zawsze wyglądało dobrze, mam fajny tyłek, cycki są ok, ładne nogi, płaski brzuch. Moje ciało nigdy nie było problemem. Wszystkie inne było! Włożylam niebieską bluzke która odsłaniała mój brzuch i biały żakiet.
Jak skończyłam się ubierać wziełam telefon i zeszłam na dół. Patrząc na zegarek widziałam że spóżnie się na autobus. Wybiegłam z domu. Moja mama napewno była jeszcze w łóżku albo na sesji zdjęciowej więc żadnego "Dowidzenia" albo "Miłego dnia". Ruszyłam w stronę przystanku. I stałam sama. Nikt nigdy nie wsiada na moim przystanku, a tak jest od... no od zawsze.
Autobus podjechał i usiadłam na pierwszym wolnym siedzeniu jakie zauważyłam. Ok, nawet z tym całym makijażem jestem nieśmiała. Jestem zamknięta w sobie i to może mieć coś wspólnego z tym dlaczego nie mam żadnych prawdziwych przyjaciół. Oczywiście gadam z ludzmi w szkole ale nigdy po szkole.
Wysiadłam z autobusu by poczuć jak żołądek mi się przewraca jak wchodziłam po schodach do szkoły. To jest to. Tu zadecydujesz czy będziesz frajerem albo osobą popularną. To jest mój czas.
Weszłam do szkoły i rozejrzałam się nieśmiało. Ruszyłam do szafek. Włożyłam tam móją torebke. Nie potrzebowałam torebki ale większość popularnych dziewczyn nosi torebki a więc potrzebowałam jej. Weszłam do "salonu" tak to nazywamy bo tam są kanapy i stoliki. Tam można usiąść kiedy się czeka na dzwonek. Usiadłam w rogu.
-Cześć- odwróciłam się by zobaczyć śliczną blondynke, to była McKinsey Norwel.
-Cześć- odpowiedziałam.
-Czy to miejsce jest zajęte?- pokręciłam przecząco głową i usiadła koło mnie. -Jestem McKinsey Norwel - dodała i uśmiechneła się.
-Jestem Sophie west
-Czy to jest twój pierwszy rok tutaj? Nigdy cię tu nie widziałam.- stwierdziła. Uśmiechnełam się krępująco. Byłam w jej klasie 3 lata pod rząd a ona nawet nie wiedziała kim jestem. Może dlatego że jej tata był milionerem i była najładniejszą dziewczyną w szkole średniej.
-Byłam w twojej klasie przez 3 lata- teraz to ona się uśmiechneła krępująco.
-Ohh...- westchneła zawstydzona.
Nauczyciele weszli i wywołali wszystkie imiona i dali nam nasze plany lekcji.
-Hej! Mamy razem 6 lekcji.- Powiedziała McKinsey spoglądając na mój plan lekcji.