Rozdział 3

602 26 10
                                    

Pespektywa McKinsey

Sophie i ja wymkneliśmy się z domu, to było troche dziwne że nie było nas wogóle słychać.

Przybiliśmy piątke jak byliśmy już na dworze i nawet tego nie było słychać. Przeszliśmy pare przecznic nim zadzwoniłam po taksówke.

Kiedy przyjechaliśmy dom był napakowany ludżmi, chyba tego się oczekuje po licealnej imprezie...chyba. Wyszliśmy z taksówki i weszliśmy do domu.

-To jest super- powiedziałam zachwycona tym wszystkim. To jest już oficjalnie licealna impreza! 'Picie', 'tańczenie' i 'całowanie się ze słodkimi chłopakami'! Byłam już gotowa by imprezować, ale patrząc na Sophie to ona chyba nie była gotowa. Po jej mowie ciała było widać że czuje się bardzo niezręcznie i nie chce być dotykana przez te wszystkie tańczące ciała.

-Po prostu się zrelaksuj i tańcz- powiedziałam i zaczełam tańczyć a jej ciało pozostawało sztywne.

-Mi jest dobrze tak jak jest- przewróciłam oczami. Pociągnełam ją za ramie i weszliśmy na parkiet. Poruszałam biodrami i wykręcałam ramiona Sophie żeby jakoś się poruszała. Nareszcie zaczeła ze mną tańczyć. Słodki koleś obserwował ją jak tańczyła i w końcu podszedł i umieścił się za jej plecami.

Zniknełam z oczu Sophie na chwile by wziąść troche wódki. Podeszłam do Sophie i tego gościa, na początku nie chciała pić ale kiedy ostro ją namawiałam w końcu się poddała i wypiła 3-5 kieliszków. I zaczeła tańczyć bardziej swobodnie.

Tańczyłam w grupie przypadkowych ludzi kiedy ktoś objął mnie w pasie z tyłu i przyciągnął do siebie. Dalej tańczyłam ale próbowałam zobaczyć kto ze mną tańczy. Piosenka się skończyła i zaczeła grać wolna piosenka. Odwróciłam się by normalnie zatańczyć z chłopakiem. To jest ten chłopak z brązowymi włosami, ten co trzyma się z Daną i blond chłopakiem. Uśmiechnełam się a on uśmiechnął się kpiąco.

-Cześć- powiedziałam pewna siebie. Jestem ładna. Nie żebym była zarozumiała ale wiem że jestem. Dużo ludzi mówi mi że jestem, więc nie mam problemu flirtować z przystojnymi kolesiami. A ten, był bardzo przystojny.

-Cześć- powiedział kpiącym głosem. Przechyliłam głowe na bok i się na niego popatrzałam. Zrobił to samo. -Przestań- powiedziałam.

-Przestań- skopiował. Przewróciłam oczami i spojrzałam się na niego, dobrze że tym razem nie zrobił tego samego bo by mnie już wkurzał. -Jestem Zack- uśmiechnełam się, teraz już się czegoś dowiaduje. -McKinsey- wydał kpiący odgłos.

-Znam twoje imie.- Teraz pamiętam że powiedziałam Danie i Zackowi i temu blondynowi moje i Sophie imie. -Naprawdę?- zaflirtowałam, a on się cicho zaśmiał.

-tak kochanie.- Podniosłam brew jak mnie nazwał 'kochanie'. Wtedy wszystko zrozumiałam. Wtedy kiedy Sophie powiedziała mi o tej grze i że Dana i jego kumple w niej są, nie, oni wymyślili tą gre. To znaczy że Zack jest częścią tej gry a ja nie chce w niej wylądować. Nawet jeśli prawdopodobnie ją bym wygrała, nie chce być jej częścią.

-Muszę iść- zdjełam jego ramiona z moich bioder i chciałam wyjść ale złapał mnie za ręke, delikatnie ale uścisk nie znoszący sprzeciwu. -Nie, czemu?- Zapytał się z uśmiechem. Uwolniłam ręke z jego uścisku i wtedy mój telefon zabrzęczał.

-Moja koleżanka wychodzi i ja też- patrzał sie na mnie aż poczułam się niekomfortowo i zaczełam odchodzić. Znowu złapał mnie za ramie. -Co?- zapytałam, a on znowu uśmiechnął się kpiąco.

-Nic, jeszcze się zobaczymy McKinsey Norwel.- powiedział zadowolony z siebie i odszedł. Wybiegłam z domu i zauważyłam Sophie stojącą na schodkach trzymającą się za szyje. -Cześć, dlaczego wychodzimy wcześniej?- złapała mnie za ręke i odciągneła od domu.

Gra Dziewicza.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz