Rozdział 2

694 34 9
                                    

Złapałam McKinsey za rękę i pociągnełam ją gdzieś w kąt. Ona chyba nie zdaje sobie sprawy co właśnie zrobiła, ja nawet nie wiem co ona zrobiła. 

-O co chodzi?- zapytała się patrząc na moją reakcje- on totalnie na ciebie leci-pokręciłam głową.

-Nie chce żeby na mnie leciał, i ty też nie chcesz.-Kłamstwa, najbardziej seksowny chłopak jakiego kiedykolwiek widziałam. Oczywiście że chciałam żeby na mnie leciał. 

-Czemu?- zaciągnełam ją do miejsca gdzie nikt nas nie usłyszy. Do głowy weszła mi tylko damska toaleta. 

-Ok, jest taka gra- McKinsey pokiwała głową.- i Dana i pozostali w nią grają- McKinsey podniosła jedną brew z kpiącym uśmieszkiem. 

-I co z tego?-zapytała. Pokręciłam przecząco głową i złapałam ją za ramiona.

-Ona nazywa się Gra Dziewicza!- Jej oczy otworzyły się szeroko w podobie do moich kiedy słuchałam jak Rena opowiadała mi o grze. Wyjaśniłam jak grać.

-O boże, oni zmuszają cię żebyś uprawiała z nimi sex?!- zapytała się przerażona. Pokręciłam głową. 

-Myśle że to twój wybór. Ale co najmniej 3 dziewczyny się im oddaja.- Teraz to McKinsey pokręciła głową. 

-Ja bym się nie oddała, jestem na to za mądra.- Przewróciłam oczami i wyprowadziłam ją z łazienki.

-Jestem pewna że tamte dziewczyny mówiły tak samo.- zaśmiałam się, popchneła mnie lekko, ja ją też popchnełam. To jest dziwne, McKinsey Norwel jest moją koleżanką. 

-~-~-~-~-~-~-~-~-~-~-~-~-~-~-~

Następnego dnia na pierwszej lekcji, nauczyciel podzielił nas w pary. Było nierówno w klasie więc zostałam sama, potem wszedł Dana. Jego przepiękny uśmiech wydawał się oświetlać całą klase.

-Oh, patrzcie kto zdecydował się pokazać. Pani West, wygląda na to że ma pani partnera, przepraszam za to kto jest pani partnerem. - Dana przewrócił oczami i uśmiechnął się, gdy jego oczy padły na mnie. Usiadł w swoim normalnym miejscu tylko że opierał ręce na oparciu krzesła.

-Cześć kochanie- powiedział a ja się zarumieniłam i spojrzałam na kartke przeklinając moją nieśmiałość. Po 10 minutach mojej pracy a jego krępującego gapienia się na mnie powiedział- Powinnaś przyjść na tą impreze w sobote- spojrzałam się na niego,

-J-jest impreza? Szkoła się dopiero zaczeła,  - powiedziałam cicho. Zdenerwowanie złapało mnie za język a on się zaśmiał. 

-Jeśli znasz ludzi co trzeba to zawsze jest jakaś impreza. To przyjedziesz?- Popatrzałam po pokoju bijąc się z myślami. 

-O której?- uśmiechnął się.

-Zaczyna się o 11:30- pokiwałam głową czekając aż powie o której to się kończy ale nigdy nie dokończył, czyli że nie ma czasu końcowego. To była taka impreza całonocna. -Więęęc co ty na to?

-Prawdopodobnie nie będę mogła przyjść.- powiedziałam zawstydzona, zaśmiał się. 

-Jesteś taka słodka, po prostu się wymknij- Wymknij się? Moja mama jest aktorką. Paparazzi mogą się chować wszędzie, a ty chcesz żebym się wymkneła? Nawet nie ma pojęcia jak trudno będzie. 

-Uh- przekręcił głowe na bok czekając na moją odpowiedz. -Dobra- uśmiechnął się szeroko. Zadzwonił dzwonek i wstał szybko. 

-Dam ci więcej szczegułów póżniej kochanie, zobaczymy się póżniej.- mrugnął do mnie i wyszedł z klasy.

Gra Dziewicza.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz