Z perspektywy Sophie*
Poniedziałek rano, próbowałam pozbyć się malinek ale nie chciały zniknąć. A były masywne. Postanowiłam założyć sweter z wysokim kołnierzem i pasujące to tego jeansy i kozaki żeby to jakoś wyglądało.
Kiedy weszłam do szkoły, od razu poszłam do swojej szafki i wyjełam potrzebne książki i poszłam na moją pierwszą lekcje z McKinsey która mnie chwaliła za to jak zakryłam malinki.
Usiadłam w klasie, Dana jak zwykle przyszedł o 9:04. Wszyscy już sie do tego przyzwyczaili, więc kiedy zegarek wybija 9:04, wszyscy w klasie czekają aż sie pojawi, nawet pan Bentley czeka na niego.
-Punktualnie jak zawsze Panie Valentine- Pan Bentley powiedział kiedy Dana przyszedł o swoim czasie. Dana uśmiechnął się ironicznie w stronę nauczyciela, potem zauważył mnie, jego oczy powędrowały w strone wysokiego kołnierza i jego ironiczny uśmiech się powiększył, powędrował do swojego miejsca, naprzeciw mnie.
-Nawet mądre- powiedział wskazując na mój kołnierz. Odwróciłam wzrok i nie odezwałam się. -Więc dobrze się bawiłaś na imprezie?- zapytał rozbawiony moim milczeniem. Posłałam mu mordercze spojrzenie. -A jak myślisz?! Miałam jakiegoś hormonalnego nastolatka, który przyssał mi się do szyi-warknełam. Zaśmiał się,- Więc odpowedż brzmi tak- puścił mi oczko a ja zmrużyłam oczy.
-Nie!- złość się we mnie budowała odkąd musiałam go widywać od trzech dni dzięki McKinsey, która 'zapomniała' mi powiedzieć że teraz mieszka z Zackiem Hanlonem kiedy mnie zapraszała. I że Dana tam będzie! Ona mieszkająca z Zackiem nie za bardzo pomaga nam trzymać się jak najdalej od tej gry.
-A to nowość- zamyślił się. -Co jest nowością?- warknełam. Podniósł ręce w geście niewinności. -Po prostu jeszcze nie słyszałem żeby jakaś dziewczyna narzekała.- wywróciłam oczami na jego odpowiedz.
-Wiesz, zawsze musi być ten pierwszy raz.- odpyskowałam. Zaśmiał się. Znowu zaczełam pracować nad papierami. -Ale z ciebie dzisiaj laska- powiedział. Popatrzałam z nad mojej kartki i posłałam mu mordercze spojrzenie.
-Zamknij się- warknełam. Posłał mi ironiczny uśmiech. -Ale ja tylko mówię że wyglądasz dzisiaj seeeexy- powiedział a ja znowu posłałam mu mordercze spojrzenie.
-Na serio, zamknij się- syknełam, wywrócił oczami ale się zaśmiał. -Wiesz, myślałem że może moglibyśmy gdzieś kiedyś wyjść.- powiedział chcąc zacząć jakąś rozmowe. -Ty i ja? Że niby na randke?- prawie się nie udusiłam śmiejąc się.
-Taak- powiedział z pewnym siebie uśmiechem. - Prędzej wypiłabym wybielacz- powiedziałam nie patrząc na niego. Zmarszczył brwi ale dalej się uśmiechał. -A co ty na to że po prostu się ze mną prześpisz?- popatrzałam na niego jakby nagle wyrosły mu skrzydła.
-Naprawdę jesteś taki głupi?- wzruszył ramionami. -Więc?- posłałam mu spojrzenie pełne złości, śmieszne, kiedy pierwszy raz do mnie coś powiedział ledwo co oddychałam, teraz on do mnie mówi i modlę się żeby to ON przestał oddychać. -NIE!- powiedziałam. Wzruszył ramionami z uśmiechem.
-Warto było spróbować.- wywróciłam oczami. -Słuchaj, słyszałam o twojej głupiej grze 'Gra Dziewicza' i chce żebyś TY wiedział że nię będę brała w tym udziału. Nie chce! Więc jeśli powodem dlaczego ze mną flirtujesz I zostawiasz na mnie malinki jest sposobem żeby zaciągnąć mnie do gry, możesz o tym zapomnieć, ponieważ ja nię będe w to grała i możesz to teraz wszystko przerwać. - Dana zaczął się śmiać, nie śmianie pod nosem tylko głośnie śmianie na cały głos, ledwo oddychał.
-Przestań się śmiać!- powiedziałam, próbował przestać ale przegrał. Jestem taka szczęśliwa że to jedyna klasa jaką z nim mam, prawdopodobnie nie zdał z tej klasy dużo razy. Dalej się śmiał a ja założyłam ręce na piersiach czekając aż przestanie. Po 5 minutach śmiechu, dzwonek wreszcie zadzwonił a ja zostawiłam śmiejącego się Dane w swoim krześle i wyszłam z innymi z klasy.