2

340 14 4
                                    

-Córcia, wstawaj. -Boże daj mi jeszcze pospać, zaraz, chyba nie przespałam całej drogi. 

- Leah, bo zajmą najlepsze pokoje! -zerwałam się jak pies do kości a tata się tylko zaśmiał.

-Przepraszam tato, nawet nie wiem kiedy zasnęłam.

-Za to ja wiem kiedy poszłaś spać.- O kurde, to mi się dostanie, znam to spojrzenie. Tu nie chodzi o przespaną drogę. Tata chyba zauważył moją zbolałą minę - spokojnie, ufam ci córcia ale następnym razem nie przeginaj. -Puścił mi oczko i wyszedł z samochodu a ja za nim.

Miejsce jest całkiem spoko. Po skanowaniu około 10 przystojniaków mogę stwierdzić, że nie będzie mi się nudziło. 7 nieziemskich uśmiechów i 3 przenikliwe spojrzenia... tak na pewno będzie ciekawie. Tych trzech odpada. Posiadanie brata ma swoje zalety. Zatrzymaliśmy się w lobby.

-Masz się pilnować i dzwonić do mamy, wiesz jaka ona jest opiekuńcza. Przelałem ci gotówkę na kartę co nie znaczy że masz szaleć w sklepach. Wszystko zostało tutaj opłacone więc karta to nagły wypadek - tata popatrzył na mnie z tęsknotą w oczach- poradzisz sobie, prawda?

-Jestem z Andersonów, ja zawsze sobie poradzę. -Uśmiechnęłam się do taty jak małe dziecko.

-Zuch dziewczynka -przytulił mnie- Kocham Cię córa.

-A ja Ciebie tato. Idź już bo się jeszcze popłaczesz. -Uszczypnął mnie w policzek i skierował się do wyjścia.

Stałam tam jak jakaś koza i patrzyłam jak wychodzi. Po chwili dotarło do mnie, że przecież mam pokój do odebrania więc ruszyłam do organizatorów. Dostałam pokój 277 na 11 piętrze. Super.. będę zapierdalać na 11 piętro w tyciej windzie z moją klaustrofobią. Ooo, widzę w niej przystojniaka nr 4. Szybko ruszyłam żeby zdążyć jednak nie wyglądałam jak desperatka, po prostu szybki krok. -Zaczekaj- powiedziałam pośpiesznie. Chłopak pokazał rząd białych zębów i ręka gwałtownie zatrzymał drzwi a one się odsunęły. Weszłam zgrabnie przyciągając bliżej siebie moją wielka walizę.

-Dzięki za pomoc.

-Nie ma sprawy, jestem Nick.

-Leah -uśmiechnęłam się wciskając przycisk na 11 piętro

-11 piętro? Który pokój?-zapytał

-yyy -zobaczyłam na kartę żeby sobie przypomnieć- 277- powiedziałam

-hah to witaj sąsiadko, jestem z 276-powiedział kiedy właśnie drzwi windy się otworzyły. Dżentelmen, przepuścił mnie w progu. No ja muszę go bliżej poznać.. W drodze do pokoi Nick czarował mnie swoimi tekstami a przy jego drzwiach wymieniliśmy się numerami po czym ruszyłam do swojego pokoju.

-No, nie powiem postarałaś się mamo-powiedziałam zaskoczona sama do siebie.

Na wprost drzwi na drugim końcu pokoju znajdował się szeroki balkon, po lewej stronie stała duża komoda, nad nią wisiała plazma a obok była wbudowana wielka szafa. Na przeciwko stało duże i wysokie łóżko i dwie małe szafeczki po obu stronach. Ściany w kolorze kawy z mlekiem idealnie pasowały do ciemnych dębowych mebli. W pokoju znajdowała się także łazienka w blado niebieskim wystroju. Od razu zaczęłam wypakowywanie, nie spieszyłam się ponieważ dzisiaj nie było nic zaplanowanego oprócz ogniska. Była godzina 17:00 kiedy skończyłam, stwierdziłam, że powinnam zjeść obiad. Mój brzuch wołał o pomoc więc zgarnęłam plecak i ruszyłam do windy.

-Otwórz się sezamie, rozkazuje ci.-usłyszałam za sobą ciche jęki. Odwróciłam się i zobaczyłam niska blondynkę która napierała na drzwi z miną zapłakanego kota.

-Potrzebujesz pomocy?

-O mój Boże, jak ty tego nie zrobisz to ja się rozgoszczę na tym dywanie. - Dziewczyna bezwładnie opuściła ręce a ja się tylko zaśmiałam.

-Daj kartę, coś poradzimy-dziewczyna podała mi kartę, włożyłam ja w drzwi i nic.-Cholera -zaraz, zaraz przecież to karta do pokoju 279 a nie 289.-Kochanie, to zły pokój- powiedziałam lekko się uśmiechając. -Dziewczyna złapałam się za czoło.

-Matko ale ze mnie kretynka, bardzo cię przepraszam. Jestem Quinn a Ty ?

-Leah, chodź otworzymy te właściwe drzwi- wybuchłyśmy śmiechem. Dogadałam się z dziewczyną, że obie pójdziemy razem na obiad a później na ognisko.

....

Około godziny 19 wróciłyśmy do pokoju Quinn, przebrała swoją kwiecistą sukienkę a obcisłe skinny i szara bluzę. Następnie poszłyśmy do mnie, zmieniłam dżinsy na sportowe legginsy a moją krótką bluzę na bluzę mojego brata, już tęskniłam za rodziną. Ognisko miało się zacząć o 20:00, wcześniej rozmawiając z blondynką wspomniałam o Nick'u, stwierdziłam że napiszę do niego czy nie chciałby iść z nami. Ostatecznie umówiliśmy się na 20:00 przy windzie ponieważ Quinn chce się elegancko spóźnić. Ta dziewczyna jest bardzo zakręcona, już ją polubiłam i myślę, że te wakacje nie będą takie złe.

Kiedy wyszliśmy z hotelu, skierowaliśmy się w stronę kamienistej ścieżki, która prowadziła do lasu. Było już ciemno, drogę rozświetlały nam tylko lampiony. Obiecaliśmy sobie, że będziemy się trzymać blisko bo nikogo tutaj jeszcze nie znamy. W drodze Nick nas rozśmieszał, rozmawialiśmy, opowiadaliśmy sobie skąd jesteśmy i inne takie na poznanie się. Muszę przyznać, czuje się w ich towarzystwie swobodnie. Z daleko było słychać muzykę, krzyki i śmiech, niedługo potem dotarliśmy na miejsce. Kilku chłopaków zawiesiło oko na nas dwóch, od początku wiedziałam jaki był powód eleganckiego spóźnienia, sprytna dziewczyna. Całą trojką ruszyliśmy po napoje a Nick dyskretnie je doprawił, sądząc po widoku i dźwiękach nie tylko my mieliśmy ze sobą trunki. Po godzinie Nick musiał wrócić do pokoju ponieważ jego dziewczyna zadzwoniła, niestety chłopak zajęty a więc z Quinn zabrałyśmy alkohol od naszego nowego przyjaciela, zrobiłyśmy nowe drinki a butelkę schowałyśmy do torebki blondynki i razem ruszyłyśmy na łowy. Przechadzałyśmy się pomiędzy ludźmi po całej polanie jak damy po niedzielnej herbacie po ogrodzie i wytykałyśmy palcami wszystkich przystojniaków. W końcu udało nam się znaleźć dobry towar.

-Ja jestem Blade, a to jest Finn. -zaczął blondyn

-Quinn i Leah- Blade patrzył tylko na mnie a wtedy rzucił pomysł żeby się przejść nad wodospad. Szczerze byłyśmy tak ztargane alkoholem, że spacer dobrze by nam zrobił więc się zgodziłyśmy.

Po drodze Quinn zniknęła gdzieś z Finem a ja zostałam sama z Bladem. Nie słyszałam już muzyki więc zaczynałam się denerwować ponieważ szliśmy tak sami już ponad 20 minut w głąb lasu a alkohol ze mnie zaczął wyparowywać.

-My chyba ominęliśmy ten wodospad -rzuciłam uspokajając mój głos by nie brzmieć na rozpitą

-Oj skarbie, nawet nie wiem gdzie on się znajduje- stanęłam jak wryta

-To co my tu robimy, wracajmy na ognisko. Muszę poszukać przyjaciela, miał mnie odprowadzić-skłamałam

-Kochaniutka, gdzie się tak spieszysz. Sam mogę cię odprowadzić- z każdym słowem się do mnie przybliżał, a ja intuicyjnie się oddalałam do czasu aż uderzyłam plecami o drzewo.-Nie patrz tak na mnie, słodziutka, jutro i tak nic nie będziesz pamiętać- i wtedy rzucił swoje usta na mnie a ja bez zastanowienia z całej siły kopnęłam go w krocze. Wyminęłam szybko zwijającego się chłopaka i zaczęłam ucieczkę.

-Jasna cholera, Leah! Nie w tym kierunku idiotko-pomyślałam- dobra nie ważne, ważne żeby mnie nie złapał.

-Leah, cukiereczku, zwolnij.-usłyszałam za sobą. Co do jasnej cholery, czy ten chłopak to jakiś sadysta. Już po mnie, jestem w wielkiej dupie a do tego jest ciemno, bardzo ciemno i nie wiem gdzie jestem.

Biegłam cała zdyszana, czułam nadchodzący atak paniki, nic nie widziałam, biegłam dalej aż się  potknęłam o gałęzie i uderzyłam kolanami o ziemię. -Koniec, już po mnie-pomyślałam- przewróciłam się na pupę i zaczęłam gwałtownie łapać powietrze, nie mogłam się uspokoić, nie miałam jak uciekać.

-No, tu jesteś. Skończmy kochana to co zaczęliśmy.

-Po moim trupie ty chory psycholu- kopałam go gdzie tylko popadnie, zaczęłam krzyczeć wołając o pomoc.



MojaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz