Początek

100 2 0
                                    

Robiło się coraz zimniej. Zresztą nic dziwnego, była późna jesień. Mocniej otuliłam się płaszczem i odmachałam koleżance.

- Pa Rose- krzyknęła- Wpadnij jeszcze kiedyś! "O tak, z chęcią przyjdę"- pomyślałam. Kate robiła najlepsze imprezy.Miała w końcu ogromny dom z basen i jaccuzi. Mimo że jej rodzicebyli trochę... (jak to powiedzieć?) ... przewrażliwieni to i tak jej urok robił swoje. Pamiętam jak kiedyś sie mnie spytała, jak to robię, że zawsze zostaje najdłużej na imprezach i nigdy nie mam po tym problemów. " Mojej mamie to nie przeszkadza"- odpowiedziałam wtedy wymijająco. Spojrzała wtedy na mnie tymi swoimi pięknymi ciemnymi oczyma, ale nic nie powiedziała. Moje oczy były niebieskio- szare, a włosy blond, czyl ogólnie wygląd 1/3 populacji dziewczyn na świecie. Moja figura nawet nie była taka zła, wyrobiłam ją sobie ćwiczeniami, ale i tak zazdrościłam " wieszakom" chudych nóg. Ale teraz musiałam się skupić na drodze. Miałam w końcu dwa wyjścia. Dłuższą, ale dobrze oświetloną drogę przez spokojną dzielnicę, albo krótszą przez... troche mniej przyjazne miejsce. Decyzja nie była trudna. Żwawo ruszyłam ku skrótowi, jednocześnie wyjmując latarkę.Połowa dziewczyn, ba, pewnie wszystkie bałyby się tędy iść. Ale ja nie byłam lalą, co jak zobaczyła pająka to się darła i wołała swojego bohatera. To nie byłam ja. Nagle z rozmyślań wyrwał mnie jakiś odgłos. Spojrzałam w tamtą stronę. Z naprzeciwka, wprost na mnie szła jakaś postać ubrana w długą czarną pelerynę z kapturem nasuniętym na głowę tak, że nie wiedziałam twarzy. " Hmm"- pomyślałam," Jakiś zbzikowany fan wampirów?" Ale najwyraźniej to nie był fanatyk Draculi. W ręce napastnika błysnął nóż i nim zdążyłam się zorientować, rzucił (rzuciła?) się na mnie. Bardziej z nawyku, niż z zastanowienia odskoczyłam w bok. " Jest wręcz nienaturalnie szybki" - pomyślałam jednocześnie skreślając " menel" i " gwałciciel" z listy potencjalnych typów, którym mógł być ten koleś. Gdy zrozumiał że mnie nie trafił, rzucił się do kolejnego ataku. Jednak teraz byłam przygotowana. Gdy był tuż przy mnie, przykucnęłam, a potem wymierzyłam mu kopniaka nogą w rękę, w której trzymał nóż. Kopniak był na tyle mocny, że widziałam , że kość jest złamana. Jednak napastnik nie wypuścił noża. W ogóle zachowywał się jakby nic się nie stało i rzucił się do kolejnego ataku." Coś tu jest nie tak, coś tu jest bardzo, bardzo nie tak!". Zdążyłaam odskoczyć jednak nóż bardzo głęboko zadrasnął mnie w ramię. Syknęłam i odrzuciłam również opcję " złodziej". No to może psychopata? Wyraźnie sfrustrowany faktem że jeszcze żyję, zaczoł coś szeptać w języku, którego nie rozumiałam. A potem wzbił się w powietrze na dziesięć metrów! Zbyt zdziwiona by się ruszuć stałam w miejscu z wyrazem niedowierzania na twarzy. Lecz zanim zdążylam się otrząsnąć, napastnik runął na mnie z ogromna siła, tym samym przygwożdżając mnie do zimnej płyty chodnikowej. Z sykiem wciągnęłam powietrze, gdy dotknął zranionego ramienia. " Myśl, myśl !"- błagałam się gorączkowo. I nagle sobie przypomniałam. Gdy miałam sześć lat ostatni raz krzyczałam. Szkody które wtedy poczyniłam były ogromne. Popękały najbliższe okna, sygnalizacja świetlna zaczęła mrugać jednoczeście wszystkimi kolorami i spaliła się. Teraz musiałam krzyczeć. Gdy wzięłam głęboki oddech, czas jakby zwolnił. Kiedy z mojego gardła wydobył się głos, lampy uliczne zamigotały i zgasły. Alarm w pobliskich samochodach się włączył, a osobę która mnie przygniatała, odrzuciło do tyłu i z ogromną siła uderzyła w mur. Zszokwana podniosłam się z chodnika. Na miękkich nogach podeszłam do napastnika. Nagły powiew wiatru zrzucił kaptur z jego głowy, a ja zatoczyłam się do tyłu. Jego twarz była wykrzywiona w dziwnym grymasie a z szeroko otwartych ust wypływała krew. Jednak oczy były najgorsze. Bez białek, bez tęczówek. Całe czarne. Ale nie żył. To było pewne. Cofnęłam się i zdyszana oparłam o drzewo. W tej nie naturalnej ciszy słyszałam tylko mój rwany oddech. " On nie żyje" - pulsowalo mi w głowie- " Zabiłaś go." Zdruzgotana osunęłam się na kolana. Zranione ramię piekło. " Jesteś morderczynią!" - krzyczał głos w mojej w głowie.

- Nie, nie, nie! Nie jestem mordercą! - krzyczałam, jakby to coś mogło zmienić. Z oczu spływały mi łzy. Zwinęłam się w kłębek nadal płacząc. Nagle nademną pojawił się cień. Podniosłam głowę. Stał przedemną ciemnowłosy chłopak, o pięknych zielonych oczach. Podał mi rękę, a ja przyjęłam ją z wdzięcznością. Gdy tylko się podniosłam, nogi odmówiły mi posłuszeństwa, i boleśnie bym się obiła gdyby mnie nie złapał. Delikatnie posadził mnie znów na ziemi, pytając:

- Dobrze się czujesz?- pokręciłam głową.

- Jestem morderczynią- wychrypiałam.

- Musiałaś go zabić, Zresztą, nie było już dla niego nadziei.- powiedział łagodnie. Nagle świat zaczął wirować, słyszałam nie wyraźnie, że coś krzyczy. Później na zranionym ramieniu poczułam przyjemne ciepło, a ostatnim co widziałam były zielone oczy wpatrujące się prosto we mnie.

  ..................................................................

Gdy się ocknęłam nie byłam już na dworze. Nie byłam też w moim mieszkaniu.  Zaskoczona tym faktem gwałtownie podniosłam się z łóżka, ale ból w prawym ramieniu był tak silny, że z powrotem opadłam na poduszki. Odetchnęłam głęboko i tym razem podniosłam się powoli. Uważając na bolącą rękę powoli usiadłam i spojrzałam na nią. Była zabandarzowana, a na bandarzu dostrzegłam czerwone i czarne plamki. No nic teraz nie było czasu na zastanowienie. Rozejrzałam się po pokoju. Wszystkie ściany były białe, a oprócz łóżka, stolika i krzeseł, było pusto. Co najdziwniejsze, nie było tu drzwi, tylko okno balkonowe, w dodatku bez klamek. Wolno się podniosłam i podeszłam do niego. Przeświecały przez nie promienie słoneczne. Za nim jednak był tylko las. " Ciekawe jak mnie tu wnieśli." - pomyślałam.  A po chwli dodałam na głos:

- Nie martw się tato, wydostanę się stąd.-  I zaraz zaczęłam szukać wyjścia. Lecz moją uwagę przyciągnęły ubrania leżące na stoliku. Oczywiście nie były moje. Kiedy je podniosłam, wypadła z nich karteczka. Zdziwiona, schyliłam się po nią. Treść głosiła: " Kiedy się przebierzesz, zapukaj trzy razy w ścianę na lewo od łóżka."  W zasadzie sama nie wiem dlaczego ( może przez to że nic innego nie przychodziło mi do głowy) , ubrałam się i stwierdziłam, że wszystko pasuje jak ulał. Miałam na sobie czarne spodnie, biały top z jakimś herbem niedaleko piersi, i dziwne buty, króre trochę przypominały trampki. Był też piękny  pierścień z prawdziwego srebra . Włożyłam go na palec. 

- To dla ciebie tato- wyszeptałam i zapukałam w ścianę.

                                          ...............................................................................

" Chyba nic mnie już nie zaskoczy" - pomyślałam, gdy w ścianie nagle ukazał się otwór. Jednak nie widziałam co jest po drugiej stronie. Z braku wskazówek, zrobiłam coś  czego nigdy bym nie zrobiła . Po prostu weszłam w dziurę. Była jak woda, więc zaczerpnęłam oddech i za chwilę byłam już po drugiej stronie. Gdy otworzyłam oczy, okazało się, że jestem w długim staroświeckim korytarzu. Podłoga była zrobiona z  pięknych płytek układających się w ciągnącą się przez cały tunel mozaikę. Usłyszałam ciche chrząknięcie. Gdy się odwróciłam zobaczyłam, że o ścianę ( z której przed chwilą wyszłam) opierał się chłopak. Gdy na niego spojrzałam, podniósł głowę i się uśmiechnął. To był chłopak który wtedy mi pomógł.

- Jak twoja ręka? - spytał z troską.

- Dobrze, dziękuję- odparłam i spojrzałam na niego uważnie.

- Choć oprowadzę Cię.- powiedział i podał mi rękę.  - A tak w ogóle, to jestem Nick.

-Rose- powiedziałam i podałam mu rękę. Czułam, że jestem tu bezpieczna. Gdy szliśmy, rozglądałam się, a Nick wszystko mi opowiadał. Dowiedziałam się od niego, że jesteśmy w Wielkim Domu, jak oni go nazywali Magna Domo. Dostrzegłam, że tajemniczy herb na bluzce, to właśnie dwie litery przeplatające się ze sobą. M & D. Gdy spytałam o to Nicka uśmiechnął się i przyznał mi rację. Rany, on miał taki piękny uśmiech!  W zasadzie oprócz nielicznych ludzi których mijaliśmy nie było tu nikogo. Większość nich była w naszym wieku ( o ile Nick też był ok. 16). Ale  u nikogo nie widziałam sygnetu, który ja miałam na palcu. Tylko ja... i Nick! Tylko jego sygnet był czerwony.

- Ten pierścień ma jakieś znaczenie, prawda?- spytałam się gdy już dziesiąta osoba  która koło nas przechodziła wielkimi oczami patrzyła się na moją ozdobę.

- Tak- odpowiedział- Ale wszystkiego się dowiesz gdy staniesz przed Wielką Radą. - Pytania cisnęły mi się na usta, ale tylko skinęłam głową. " Już wkrótce się wszystkiego dowiesz" - pomyślałam i żwawo ruszyłam za Nickiem.

NiemamczasunawymyślanietytułuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz