Zatrzymaliśmy się przed ogromnymi drzwiami, można wręcz powiedzieć: wrotami. Nick coś cicho wyszeptał i mocno je pchnął. Od razu ustąpiły.
- Panie przodem- powiedział z szelmowskim uśmiechem i mnie przepuścił. Nie pewna tego co zastanę, nieśmiało weszłam do środka. Poczułam zapach starych książek i się uśmiechnęłam.
- Idziesz? - spytał, a ja oprzytomniałam. Przede mną były schody, a po bokach ściany. Ruszyłam więc ku górze, a Nick nie odstępował mnie na krok. Gdy wreszcie weszłam, oniemiałam. Sufit był w kształcie kopuły, zdobiony malowidłami w które wplatały się złote wątki. Wszystko delikatnie spływało na ściany. Cała sala była w kształcie sześciokąta. Z jednego boku wybiegały schody, a tuż przy ścianie stały ogromne regały z książkami. Koło nich były kolejne drzwi. Na każdym innym boku znajdował się ogromny symbol, każdy inny. Pod znakami były podłużne stoły. Jednak żaden nie był zapełniony. Nick udał się w stronę kolejnych drzwi, a ja podążyłam zanim. Przy nich zaczekał aż do niego dołączę powiedział:
- Będzie tam kilka osób. Ale nie martw się, oni chcą ci pomóc. Jeśli zadają Ci jakieś pytanie, staraj się odpowiedzieć jak najdokładniej, dobrze? - pokiwałam głową. Z jednej strony zżerała mnie ciekawość, ale z drugiej... Nie znałam Nicka, jednak czułam sie przy nim bezpieczna. Jak będzie z tamtymi ludźmi? Tego nie wiedziałam. Wzięłam głęboki oddech i otworzyłam drzwi.
.........................................................................................................................................
Ten pokój był o wiele mniejszy, lecz także robił spore wrażenie. Ściany były zdobione motywami roślinnymi i zwierzęcymi, a podłoga była zielona i wyglądała jak trawa. Sufit był pomalowany jak południowe niebo tak, że na pierwszy rzut oka naprawdę wyglądało jak niebo. Pod ścianami stały szafki, a kawałek dalej pięć biurek. Przy jednym z nich siedziała kobieta, która na nasz widok, szybko wstała i do nas podeszła.
- Witaj kochanie! - powiedziała i zwracając się do Nicka powiedziała- Nowa? - skinął głową. - Nie wiem czy Nicolas ci już o wszystkim opowiedział.
- O wszystkim czyli o czym? - spytałam. - Już wiem, że to szkoła dla " wyjątkowych" , ale przez "wyjątkowych" mam rozumieć...
- Obdarzonymi mocami- powiedzała całkiem serio kobieta, która jak mi się wcześniej wydawało była o zdrowych zmysłach.
- Zaraz, zaraz. Gdzie jest ukryta kamera? Jaki to program? Pewnie widzi mnie już cały świat chciałabym mu pomachać!
- Uwierz mi lepiej byłoby dla wszystkich, gdyby to był tylko głupi program telewizyjny.- wtrącił się Nick. Coś w jego głosie sprawiło, że przestałam wątpić w słowa tej kobiety.
- Mam na imię Luisa- przedstawiła się. - A ty jak masz na imię?
- Rose- powiedziałam, jednocześnie uściskując jej dłoń.
- Pewnie jesteś zagubiona. Choć, opowiem ci o wszystkim- powiedziała i wskazała mi fotel, którego tu wcześniej tu nie było. Rozsiadłam się na nim i wtedy Luisa zaczęła opowiadać.
...........................................................................................................
- Dawno, dawno temu, żyła Matka. Ona stworzyła świat, który znamy i sprawiła by po mroku, zawsze następował świt. Miała ona szustkę dzieci. Każdemu z nich podarowała moc: wody, wiatru, ziemi, ognia, enrgii oraz nocy. Jednak chłopiec który miał zdolność panowania nad nocą, nie wykorzystywał jej dobrze. Matka, widząc to, upominała go i błagała by się uspokoił. Ale on pragnął władzy. Zaczął wyrządzać krzywdę ludziom, zamiast im pomagać. Rozpętał wiele wojen i bitew, zginęło wtedy wiele osób. Matka widząc to odebrała mu moc i wypędziła go, a najodważniejszych śmiertelników, którzy jej w tym pomogli, nagrodziła pomocnymi zdolnościami, na przykład telekinezy lub telepatii. I tak się zaczęła nasza historia.
- To jakiś żart, tak? - spytałam, ale wiedziałam, że jest inaczej.
- To nie żart. A żywym dowodem na to jesteś ty sama. - powedziała Luisa. Spojrzałam na nią pytająco. - A twój głos? To nie żadna mutacja genetyczna. To twoja moc. Wywodzisz się od jednego z nagrodzonych śmiertelników.- rzekła uroczyście i chwlę odczekała, żebym mogła sobie to wszystko przyswoić.- Będziesz musiała spędzić tu jeszcze kilka dni, ze względu na truciznę, którą cię zatruto - to mówiąc znacząco spojrzała na moje ramie.
- Dobrze- powedziałam i wstałam. Powoli ruszyłam do wyjścia, ale coś mnie powstrzymało.- Co się stało z tym chłopcem? - spytałam.
- Na odpowiedź na to pytanie, będziesz musiała niestety poczekać. - odpowiedziała Luisa i odwrociła się do nas tyłem i zajęła papierami, jakby kończąc rozmowę. Kiedy znów byliśmy na korytarzu zakręciło mi się w głowie i zrobiło nie dobrze. Oparłam się o ścianę, próbując powstrzymać mdłości.
- Wszystko w porządku? - spytał zaniepokojony Nick. Pokiwałam głową, ale nagle zaczęłam jakby spadać. Zrobiło mi się ciemno przed oczami i zachwiałam się. Napewno bym się wywróciła, gdyby nie szybka pomoc chłopaka. Oplótł mnie delikatnie w pasie, wziął za ręke i wyszeptał mi do ucha:
- Chyba jednak nie. Odprowadzę cię do pana Criedena. To nasz lekarz. Możesz iść sama? - Znów chciałam przytaknąć, ale kolejny napad mdłości mało nie zwalił mnie z nóg. Nick jakby to wyczuwając, wziął moją rękę i położył na swoim ramieniu. Od jego dotyku przeszył mnie przyjemny dreszcz. I tak z ręką na jego ramieniu dotarłam do gabinetu lekarskiego.
..........................................................................................
Pan Crieden okazał się bardzo miłym staruszkiem. Miał ok. 60 lat, ale i tak wciąż wykonywał swój zawód. Był też bardzo dobrym lekarzem. Nie był typem człowieka, który nie zadaje zbędnych pytań. Za to cały czas się uśmiechał i zagadywał. Po kilku minutach spędzonych z nim, uznałam, że jest niesamowitym optymistą. Zbadał mnie szybko i orzekł, że nic mi nie jest, to normalny obiaw nagłego zaczęcia obcowania z magią, że za niedługo minie, ale i tak podał mi tabletkę, po której zrobiło mi się lepiej. Po chwili zadzwonił dzwonek. Spojrzałam pytająco na Nicka.
- To dzwonek jak w każdej szkole, oznacza skończone zajęcia. Tylko, że z tą różnicą, że dzwoni co 2 godziny.
- Uczęszczasz na lekcje?
- Tak, dlaczego pytasz?
-Chyba się już zaczęły- odpowiedziałam. Chłopak tylko wzruszył ramionami. Słyszący naszą rozmowę pan Crieden od razu zareagował.
- No już, wynocha! Na lekcje, precz!- zaczął krzyczeć oburzony.
- A Rose?- spytał, próbując się ratować.
- Sam ją odprowadzę, uciekaj!
-Ale.....- próbował jeszcze, ale nie usłyszałam kolejnego argumentu, bo pan Crieden zamknął drzwi pozostawiając Nicka na korytarzu.Chłopak rzachnął się głośno i głośno tupiąc oddalił się na znienawidzone lekcje.Uśmiechnęłam się pod nosem. Pan Crieden spojrzał na mnie i spytał, a raczej stwierdził:
- Podoba Ci się.- próbowałam się jakoś usprawiedliwić, ale mi nie wyszło. - Nie martw się, nikomu nie powiem.- Westchnęłam z ulgą. Ale ta znikla mi z twarzy, gdy zobaczyłam minę pana Criedena.
- Czy... Czy to źle?- zapytałam.
- Nick to dobry chłopak- odparł wymijająco.
-Ale?- dociekałam, czując, że coś jest jednak nie tak.
- Jest podrywaczem. Może nie sprawia takiego wrażenia, ale tak jest.- powiedział i spojrzał na mnie. Nic nie odparłam. Po zrobieniu jeszcze kilku kontrolnych badań , pan Crieden odprowadził mnie do mojego pokoju.
- Odpoczywaj- rzucił jeszcze na odchodnym i odszedł. Zostałam sama z moimi myślami. Położyłam się na łóżku i zaczęłam rozmyślać. Na jakiej podstawie pan Crieden twierdzi, że Nick to podrywacz? Czy to prawda? Nie, na pewno nie. Ale.... dlaczego miałby kłamać? Wolałam jednak pozostawić to pytanie bez odpowiedzi.
.................................................................................................................................................................