Rozdział 14

135 15 3
                                    

- Marcin? Co.. co ty tu robisz? – zapytałam zaskoczona, wychodząc na korytarz i zamykając za sobą drzwi z restauracji, a on odpowiedział dopiero po chwili:

- Hej.. przyszedłem bo.., znaczy się, chciałem ci.. – zaczął się jąkać ze zdenerwowania, wgl nie wiem czemu- eh.. to dla ciebie z okazji urodzin.. – wydukał w końcu i wyciągnął w moją stronę tytke z prezentem oraz czerwoną, piękną róże. Musze przyznać, że mile mnie nią zaskoczył, bo nikt z przybyłych gości nie wręczył mi żadnego kwiatka.

- Oo.. ym.. dziękuję ci bardzo, ale nie trzeba było, naprawdę..

- Ale, daj spokój. Osiemnastkę ma się tylko raz, więc bez względu na to, jak się między nami układało, postanowiłem złożyć ci życzenia osobiście. – odpowiedział zdecydowanie i tym razen bez zająknięcia.

- Miło z twojej strony.., aa tak poza tym, too jak na razie dostałam tylko prezent, życzeń jeszcze nie słyszałam – powiedziałam żartobliwie, a napięta atmosfera gdzieś znikła.

- No to w takim razie chciałem ci życzyć zdrowia, aby gardziołko cie nie bolało, a wokal zwalał z nóg, szczęścia by ci zawsze dopisywało, miłości, abyś.. hmm.. – zamyślił sie.

- Tak?

- Abyś była prawdziwie i szczerze kochana noo i żeby w drugą strone też tak było -puścił do mnie oko – zdania matury, wytrwałości w dążeniu do celu, noo i większej cierpliwości ii wyrozumiałości.. do mnie – wyszczerzył się.

- Hmm..czyli jeszcze mnie sobie nie odpuściłeś? – zapytałam szczerze zaskoczona.

- A miałem tak zrobić?

- Yy noo nwm, ale myślałam, że po tym co ostatnio sobie powiedzieliśmy, tak właśnie postąpisz..

- No, właśnie w tej sprawie też przyszedłem..

- Czekaj, bo już sie pogubiłam, aa wypiłam tylko kieliszek szampana – podkreśliłam. – możesz jaśniej?

- Chodzi o to, że przyszedłem tu również aby cie przeprosić. Poniosło mnie wtedy w samochodzie i powiedziałem o pare słów za dużo.. Należał mi się ten mandat ii głupio mi, że cie nie posłuchałem. Lubie cie i fajnie mi się z tobą pracuje, bo jesteś zdolną dziewczyną, dlatego bylbym wniebowzięty gdybyś mi wybaczyła i gdyby ten topór wojenny został zakopany. Co ty na to? – z nadzieją na mnie spojrzał.

- Ym.., przyznam szczerze, że z lekka mnie zaskoczyłeś.. oczywiście pozytywnie. Ja również cie przepraszam za to, że tak na ciebie naskoczyłam ii z największą przyjemnością zakopię z tobą ten topór, bo także cie polubiłam ii fajnie mi się z tobą pracuje. – szczerze się uśmiechnęłam.

- Czyli.. rozejm? – wyciągnął do mnie rękę.

- Rozejm. – uścisnęłam jego dłoń – ii dziękuję bardzo za życzenia ii prezent.

- Ym.., aa nie otworzysz go? :p

- Boisz sie, że gdy otworze go bez świadków i mi sie nie spodoba, to potem gdy mnie zapytasz o zdanie, opinie o nim, to cie okłamie i powiem, że jest cudowny? – zaśmiałam sie.

- Dokładnie tak – wyszczerzył sie, a ja zaglądnęłam do tytki i wyciągnęłam małe pudełeczko, w którym jak sie po chwili okazało, znajdował się naszyjnik ze złotym kluczem wiolinowym. Był prześliczny. – ii jak? – zapytał, gdy zobaczył, że oglądam wisiorek.

- Jest.. jest cudny, dziękuję ci bardzo! – ciepło go przytuliłam i przelotnie cmoknęłam w polik.

- Haha, to się ciesze ;) – odetchnął z ulgą.

- Uhm.. zapniesz mi go? – niepewnie spytałam.

- Jasne ;) – wziął naszyjnik, który mu podałam, aa nastepnie stanęłam tyłem przed nim. Staliśmy tak blisko siebie, że wyraźnie czułam jego ciepły oddech na swoich odkrytych plecach. Liber delikatnie odgarnął mi włosy na bok i zawiesił biżuterie. W tym samym momencie z restauracji wyszedł.. Wojtek.

- Sylwia, co ty tu tak.. – urwał w połowie zdania i na nas spojrzał. – co wy tu robicie?! Co to ma wgl znaczyć?!

- Wojtek uspokój sie. Marcin tylko zapinał mi naszyjnik, ktory od niego dostałam! – zaraz sie od Libera odsunęłam i zaczęłam tłumaczyć.

- Pewnie! Wgl, co on tu robi? – wskazał na rapera – przecież go nie zapraszałaś.

- Ale przyszedłem, bo chciałem tak sam z siebie złożyć Sylwii życzenia i wręczyć prezent. – stanowczo wytłumaczył swoją obecność Liber.

- Och jakiś ty hojny!

- Wojtek uspokój sie! Miedzy nami do niczego nie doszło, Marcin jest tylko moim znajomym, daj na luz.., chociaż w moje urodziny.. – dodałam ciszej.

- Pewnie. Wracasz do sali? Goście czekają..

- Tak, już ide..

- Too ja już uciekam, nie będę cię dłużej zatrzymywał.. – sztucznie się uśmiechnął

- Nigdzie nie uciekasz, wchodź na sale – śmiało odpowiedziałam, na co i Wojtek, i Marcin na mnie spojrzeli. – no co tak patrzycie? Skoro już tu przyszedłeś, to nie możesz tak po prostu sobie odejść, zapraszam na moje urodzinowe party – uśmiechnęłam sie promiennie i otworzyłam drzwi restauracji.

- Dziękuję – również sie usmiechnal i wszedł do środka, a zaraz za nim Wojtek, który było widać, że jest wkurzony i ja, z różą i tytką w ręce, w której była jeszcze bombonierka. Marcin usiadł koło Wery, która bardzo sie ucieszyła i nie kryła zdziwienia na jego widok (hmm.. ciekawe dlaczego?) oraz Roberta. Poczęstowałam Libera tortem, a następnie znowu, ale już razem z nim wznieśliśmy toast na moją cześć. Impreza zaczęła się rozkręcać.

Marcin

Gdy na zewnątrz wyszła Sylwia, zatkało mnie z wrażenia. Przez moment nie mogłem z siebie wydusić słowa. Ona wyglądała jak.. jak księżniczka. Jej brązowe włosy, dziś znów z falowanymi końcówkami swobodnie opadały na odkryte ramiona. Złota sukienka bez ramiączek perfekcyjnie podkreślała jej idealną figure, a szpilki jeszcze bardziej wydłużyły jej smukłe nogi. Dopiero po chwili dotarły do mnie jej słowa. Szczerze obawiałem sie tego spotkania, bo nie wiedziałem jak zareaguje. Na szczeście od zdania, do zdania nasza rozmowa nabierała kolorów, oczywiście tych ciepłych. Ulżyło mi, gdy zawarliśmy rozejm i bardzo mnie ucieszył fakt, że prezent przypadł jej do gustu. Jednak najbardziej zaskoczyła mnie Sylwia prośbą o zapięcie naszyjnika. Mimo to, od razu się zgodziłem i wziąłem od niej biżuterie. Po chwili staliśmy na tyle blisko siebie, że mogłem zaciągnąć się jej perfumami, których zapach delikatnie łaskotał mnie w nozdrza. Miałem ją na wyciągnięcie ręki. Chciałem, aby ta chwila trwała wiecznie, jednak jak zwykle w takich sytuacjach moje „szczęście" musiało dać o sobie znać i z restauracji wyszedł kochaś Sylwii. Matko, jak ja go nienawidze! Co ona w nim widzi? Oczywiście musiał zepsuć całą aurę, no bo jakby mógł inaczej! Wkurzył mnie i to na maksa. Na szczęście zachowanie Sylwii wszystko naprawiło. Nie spodziewałem się, że zaprosi mnie na impreze, a jednak to zrobiła.., hmm.. może faktycznie mnie polubiła?

Przyjaźń czy Kochanie?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz