6

37 3 1
                                    

Charlotte Zegarek, który stał na nocnej szafce Damona wybił właśnie godzinę trzecią w nocy. Próbowałam wydostać się z pokoju czarnowłosego, ale każda moja próba kończyła się tak samo. W końcu nie pozostało mi nic innego jak rozłożyć się na wielkim, miękkim łóżku wampira. Słyszałam jak udaje się wraz z bratem do pokoju obok. Dłuższą chwilę wpatrywałam się w pełnie księżyca, aż sama nie wiem kiedy zasnęłam. Stałam na środku wielkiego salonu utrzymanego w starodawnym stylu. Za mną znajdowały się schody, które prowadziły na pierwsze piętro domu, zaś przed sobą ujrzałam wielki palący się kominek. Dobrze wiedziałam, że znajduje się w salonie Salvatorów, ale nie rozumiałam jak się tu znalazłam. Jeszcze chwilę temu smacznie spałam, a teraz stroję tutaj ubrana w inne niż miałam na sobie ciuchy. Bluzka w ogóle mi się nie spodobała, a miniówka jeszcze bardziej. Usłyszałam jakieś kroki za sobą, odwróciłam się i znieruchomiałam. Stała przede mną Katherine lub Elena, nie byłam do końca pewna która. - Inaczej sobie Ciebie wyobrażałam. Odezwała się mierząc mnie z góry na dół. - Kim ty jesteś? W dalszym ciągu byłam zszokowana. Z tego co mi wiadomo żadna z nich nie żyje. - Twoją matką. Złapała kosmyk moich włosów, po czym zaczęła się nim bawić. - Przecież Ty... - Tak wiem, nie żyję, żadna mi nowość. Puściła moje włosy i zaczęła chodzić wkoło mnie. - Skoro nie żyjesz... Jakim cudem się tu znalazłaś? Kobieta zatrzymała się ponownie naprzeciwko mnie. Jej wyraz twarzy był poważny, nie zdradzał żadnych jej myśli i uczuć. - Powiem to tylko jeden raz, więc słuchaj gówniaro uważnie. Zrobiła krok wprzód i ukazała swoje długie, ostre kły. - Łapy precz od Stefana i Damona oni są moi! Krzyknęła po czym rzuciła mną o ścianę. Obudziłam się zlana potem, przez dłuższą chwilę nie mogłam się ruszyć. Ten sen był tak realistyczny, że byłam przekonana, że dzieję się to tu i teraz. Nigdy wcześniej nie śniła mi się matka. Więc czemu teraz zaczęła?


Caroline Całą drogę do Mystic Falla rozmyślałam o Klausie. Ostatnio coś przede mną ukrywał i ani trochę mi się to nie podobało. Zazwyczaj zawsze o wszystkim mi mówił. Więc, dlatego teraz przestał? Jak wrócę to zmuszę go by powiedział mi co knuje. Gdy podjechałam pod dom Stefano uśmiechnęłam się szeroko. Wszystkie miłe jak i również te złe wspomnienia wróciły do mnie jak bumerang. Z jednej strony nie chciałam tu już nigdy wracać, ale z drugiej strony coś calutki czas ciągnęło mnie do tego zapyziałego miasta. Wysiadłam z auta rozglądając się dookoła siebie. Nic, a nic tu się nie zmieniło. Postanowiłam, że moje walizki pomoże targać mi blondyn, dlatego też podeszłam do drzwi i mocno w nie zapukałam. Kiedy Stefan otworzył uśmiechnęłam się radośnie i krzyknęłam. - Siemka!!! - Caroline. Rzuciliśmy się sobie w ramiona, nawet nie zdawałam sobie sprawy z tego jak bardzo za nim tęskniłam. Brakowało mi jego, naszych pogaduszek i zwierzania się ze wszystkiego. - Dobrze Cię znowu widzieć. Puścił mnie i zrobił dwa małe kroki w tył. - Ciebie też Stefan. Ponownie na mojej twarzyczce zawitał szeroki uśmiech. Chłopak gestem dłoni kazał mi wejść do środka. Kiedy znalazłam się w salonie i ujrzałam Damona skrzywiłam się. - Barbie Klausa wróciła. Cały starszy Salvatore, on to chyba nigdy się już nie zmieni. - Lepiej byś zrobił jakbyś polał mi burbonu zamiast otwierał jadaczkę. Powiedziałam złośliwie przyglądając się mu. - Czy wszystkie blondynki są tak wredne? - Tylko dla Ciebie. Zaśmiałam się razem ze Stefanem.


Damon Zostawiłem psiapsiółki na dole i udałem się do swojej sypialni, w której aktualnie przebywała Charlotte. Kiedy tylko otworzyłem drzwi zauważyłem siedzącą na łóżku wampirzyce, która skrzyżowała ręce na klatce piersiowej i założyła nogę na nogę. Była wściekła. - Dzień dobry Kochanie. Dobrze dzisiaj spałaś? Uśmiechnąłem się, a ona spiorunowała mnie wzrokiem. - Nie denerwuj mnie bardziej Damon. Wstała kierując się w stronę wyjścia. - Ona tam jest? - Kto? Zapytałem zapominając o tym, że miała poznać Caro. - Ta co miałam ją poznać. - Jest. - Więc chodźmy, chce mieć już to za sobą. Za nim zdążyła przekroczyć próg złapałem ją za rękę i przyciągnąłem do siebie. Dzieliły nas od siebie zaledwie centymetry. Wpatrzony w jej piękne oczy uśmiechnąłem się pod nosem. Gdy Charlotte chciała się ode mnie odsunąć objąłem ją w pasie i jeszcze bardziej przyciągnąłem do siebie. - Przestań tak robić! Wrzasnęła niezadowolona. - Czemu? - Bo ja nie jestem Eleną, której się to podobało. Puściłem ją, a moja mina z radosnej zmieniła się w poważną. Może miała rację, że za bardzo sobie pozwalam.


Charlotte Miałam dość brania mnie za Elenkę, którą Salvatore kochali. Ja nie byłam nią i nigdy nie będę, powinni sobie to wbić do główek. Czasem żałowałam, że nie wróciłam do Paryża. Kiedy tylko zeszłam na dół wzięłam głęboki wdech. Ostatni raz poznaję znajomego mojego sobowtóra. - Cześć. Odezwałam się do wampirów, które siedziały tyłem do mnie. Stefan spoglądnął na mnie przez prawe ramię z uśmiechem na twarzy. On zawsze był uśmiechnięty i miły, dlatego wydawał mi się zbyt słodki jak na wampira. Gdy blondynka mnie zobaczyła zrobiła wielkie oczy i otworzyła szeroko budzie. Była w szoku i to dużym szoku. - OMG!!! ELENA!!! W wampirzym tempie podbiegła do mnie i bez zastanowienia przytuliła mnie. Miałam dość tych wszystkich czułości, które ostatni mi okazywano. - Mogłabyś się ode mnie odsunąć? Zapytałam spoglądając na nią kątem oka. Zdziwiona nieznajoma popatrzyła na mnie swoimi niebieskimi oczętami. - Elena nie wygłupiaj się. Byłam pewnie, że nie żyjesz, ale teraz kiedy znowu Cię widzę jestem mega szczęśliwa. Objęła mnie jeszcze mocniej co mi się nie spodobało. Odepchnęłam ją od siebie z poważną miną. - Po pierwsze nie jestem Eleną, po drugie zabierasz mi przestrzeń prywatną czego nie lubię. Podeszła do Stefano i szturchnęłam go w ramię. - Mogłeś jej powiedzieć o mnie. - Nie miałem kiedy. Wzruszył ramionami przyglądając się mi i jej. - Czekaj, czekaj, czegoś tu nie łapię. Skoro ona nie jestem Eleną to kim jest? Zapytała wampira blondynka. - To jest Charlotte córka Katherine. - To ta jędza miała córkę? Wycedziła bez namysłu. - Tak ta jędza mnie urodziła. Powiedziałam z sarkazmem w głosie. Uznałam, że nic już tu po mnie. - Opowiesz jej wszystko? - Tak. Pomachałam im na pożegnanie, po czym opuściłam posiadłość i udałam się do swojego domku. Miałam ochotę na gorącą kąpiel i woreczek krwi.


Michael Siedziałem na ganku domu Pierce, zastanawiając się gdzie polazła. Teraz kiedy Elijah odszedł mogła robić co tylko chciała i wcale nie musiała mnie uprzedzać gdzie się wybiera. Siedziałem tak i siedziałem, aż w końcu zauważyłem dobrze znaną mi postać. - Charlotte! Krzyknąłem, a ona w wampirzym tempie rzuciła się na mnie uradowana. Naprawdę musiała się stęsknić. - Michael nawet nie wiesz jak ja za Tobą tęskniłam. Wtuliła się we mnie. Była taka drobna, że czasem miałem wrażenie, że jak przytulę ją do siebie mocniej to połamię jej żebra. - Też się stęskniłem. Gdzieś była? Odsunęła się ode mnie z grymasem na twarzy. - Niestety u Damona, który zmusił mnie do poznania jakieś Caroline. Westchnęła cicho pod nosem. - Może jednak powinniśmy wrócić do Paryża. - Nie chce przed nim uciekać. Mimo, że mnie złości jak nikt do tych czas to sama nie wiem czemu lubię przebywać w jego towarzystwie. Jej usta wygięły się w lekki uśmiech. - Gdzie Sophie? - Pojechała do Paryża załatwić resztę spraw. Odparłem przyglądając się malutkiej. - Czemu nie pojechałeś z nią? - Powiedziała, że mam wrócić do Ciebie, bo pewnie sama nie dajesz sobie rady. Nie odezwała się już ani słowem. Złapała mnie za rękę i zaciągnęła do domu.


Jessica - Jesteś pewny, że chcesz by Twoja córka zamieszkała z Tobą? Zapytałam mężczyznę, który siedział jak zwykle na skórzanej kanapie i popijał swój ulubiony trunek. - Tak. Upił dwa małe łyczki przyglądając się mi. - Nie boisz się, że ona nie będzie chciała Cię znać? Zapytałam ciekawa jego odpowiedzi. - Nie. Czy on zawsze musiał odpowiadać tylko tak lub nie? Wkurzało mnie to. - Kiedy mam jechać do Mystic Falla? - Od razu. Jednym duszkiem wypił całą zawartość szklanki, odstawił ją na stolę i wyciągnął z kieszeni klucze od mieszkania. - Tam będziesz mieszkać. Samochód już masz, a pieniądze będę wysyłał co miesiąc. Zabrałam klucz i kiedy miałam już odpuścić salon mężczyzna ni stąd ni zowąd stanął przede mną. - Pamiętaj, że jeśli spieprzysz cokolwiek zabiję Cię bez mrugnięcia okiem. - Nie martw się. Zadzwonię jak będę wiedzieć gdzie dokładnie mieszka itd.. Wyszłam z salonu i skierowałam się w stronę drzwi wejściowych. Nie miałam ochoty jechać do tej mieściny, ale mus to mus.

I'm not herOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz