Rozdział II

7 2 0
                                    

Po półgodzinnej podróży postanowiłem rozluźnić nieco napiętą atmosferę i zapytałem, dlaczego jest tak wrogo nastawiona do swojego ojczyma. Okazało się, że nie był to jednak dobry temat do rozmowy. Dziewczyna zawahała się, ale odpowiedziała:

- Kiedy miałam 10 lat, zmarł mój tata. Bardzo go kochałam, zawsze wieczorami siadaliśmy razem przy kominku, a on czytał mi książki lub opowiadał różne niesamowite historie. Był bardzo mądrym, odważnym i dobrym człowiekiem. Dwunastego lipca, tuż przed moimi urodzinami w domu wybuchł pożar, tata był w ogrodzie, a ja odrabiałam lekcje w moim pokoju. Na początku nic nie zauważyłam, w pewnej chwili do pokoju wdarły się kłęby dymu, nie miałam jak uciec, ponieważ okienko w moim pokoju było za małe, a płomienie ognia wpełzały już przez drzwi. Schowałam się w szafie, jak najdalej drzwi, wołałam o pomoc. W pewnej chwili zaczęłam się dławić, nie mogłam poskromić czarnej plamy, która wdzierała się w mój umysł. Usłyszałam tylko jak tata mnie woła, a potem ciemność pochłonęła mnie całą.

W tym momencie Agnes przestała opowiadać, po jej policzkach spływały strużki łez. Nie wiedziałem jak się zachować, więc powiedziałem tylko: „ Nie musisz dalej opowiadać", jednak Ag wytarła łzy i kontynuowała monolog.

- Kiedy się ocknęłam, byłam w szpitalu, podłączona do wielu kabli i przewodów. Spojrzałam w lewo, licząc, że zastanę tam tatę. Na krześle jednak siedziała moja mama. Ubrana była w krótką spódniczkę i bluzkę z dużym dekoltem, rozczochrana, z czerwoną szminką na ustach. Zdziwiłam się, bo mama wyszła z domu w eleganckich ubraniach, długich szarych spodniach i marynarce. Mówiła, że idzie na jakieś spotkanie, do pracy. Wtedy przypomniał mi się SMS, który kiedyś przypadkiem przeczytałam. Mama dostała go od jakiegoś Adama, pełno było w nim miłych słówek i komplementów. Kiedy podałam jej telefon, zarumieniła się i na mnie nakrzyczała, często zachowywała się podejrzanie. Wszystko zrozumiałam, mama zdradzała tatę. Wtedy, tam w szpitalu, postanowiłam się do niej nie odzywać, a po wyjściu ze szpitala wszystko powiedzieć tacie i wyprowadzić się z nim z domu. Nagle drzwi się otworzyły, wszedł lekarz i oznajmił tak po prostu, że tata próbując mnie uratować sam zginął. Nie mogłam sobie z tym poradzić, męczyły mnie koszmary i ciągle płakałam. Matka wcale już nie ukrywała swojego romansu, a Adam wprowadził się do nas pół roku później. Dlatego go tak nienawidzę, tak samo jak matki. Może gdyby była wtedy w domu, wszystko potoczyłoby się inaczej.

Ag wytarła nos i smutno się uśmiechnęła. Nie wiedziałem, jak się zachować, więc by ją pocieszyć, przytuliłem ją.

- No dobra, teraz ty opowiedz mi trochę o sobie - uśmiechnęła się przez łzy. Opowiedziałem dziewczynie o mojej matce, o tym jak codziennie uczyła mnie nowych zaklęć i walki z demonami, tego co powinienem zrobić, gdy nadejdzie Nowie Demonów i o tym, jak je poskramiać. Wyznałem, że boję się ciemności i biedronek, Agnes zaczęła się śmiać, co trochę poprawiło mi nastrój. Powiedziałem, że ojciec wyjechał za granicę do pracy i co miesiąc wysyła nam pieniądze, a widzimy się z nim tylko w święta. Kiedy opowiedziałem o rodzeństwie, straciłem pewność siebie, tak bardzo tęskniłem za moją małą Rydel. Była dla mnie jak promyk słońca w pochmurny listopadowy dzień. Była czterolatką o najserdeczniejszym uśmiechu na świecie. Wyjąłem z kieszeni spodni małego misia, którego siostrzyczka podarowała mi na pożegnanie i uśmiechnąłem się smutno.

Podczas gdy my sobie rozmawialiśmy, na zewnątrz panowało istne piekło, demony wzrastały na sile i cały czas ich przybywało. Zostały nam dwa dni na dotarcie do celu. Na szczęście Góra Nimf nie znajduje się tak daleko, a rachmodem na pewno zdążymy przed czasem. W tej właśnie chwili los ze mnie zadrwił, jakiś upiór przeniknął do silnika pojazdu, powodując tym samym jego uszkodzenie.

- No pięknie! - zawołała Agnes i zaklęła pod nosem. - dalej musimy iść pieszo.

Otworzyłem drzwiczki pojazdu i wychyliłem głowę. W powietrzu czuć było zapach padliny, a wszędzie dokoła rozbrzmiewały demoniczne wrzaski. Opuściliśmy nasz środek transportu, zabraliśmy rzeczy i wyruszyliśmy w stronę Rzeki Przeznaczenia, ku zachodzącemu słońcu. Wisiorki wytworzyły tarczę, która chroniła nas przed stworami z innego świata. Zaczęło się ściemniać, a my potrzebowaliśmy odpoczynku. Zatrzymaliśmy się przy małym zagajniku, ułożyłem kamienie w kręgu, a w jego środku rozrzuciłem gałązki. Wziąłem do ręki garść ziemi i wyszeptałem: „cercle de protection". W okręgu zapłonął ogień, a dookoła nas rozpostarł się wielki namiot.

- No nieźle - skomentowała z uznaniem moja towarzyszka podróży. Usiedliśmy przy ognisku i zjedliśmy kanapki. Namiot tłumił dźwięki spoza jego terytorium, więc w spokoju mogłem obmyślać plan dalszej podróży. Na początek powinniśmy kierować się na południe, aż dotrzemy do Rzeki Przeznaczenia, potem na wchód, a później jeszcze tylko...

- Angus...czemu te stwory tu przybyły? Nie rozumiem tego, przecież twój pradziadek poskromił je wiele lat temu i skąd w ogóle wiedział jak je powstrzymać? - zapytała nagle Agnes z zaciekawieniem.

- Mój pradziadek przyjaźnił się za czasów młodości z pewnym potężnym czarnoksiężnikiem Lognasem; ów człowiek nauczył go magii. Byli dla siebie jak bracia. Kiedyś podczas zabawy 16-latkowie zapragnęli wrażeń. Log znalazł starą księgę ojca ukrytą na strychu. Jednak nie była to książka przeznaczona dla nich, zawarte w niej były zaklęcia z czarnej magii i przywoływania duchów. Chłopcy udali się do piwnicy, poustawiali wszędzie świeczki i wymawiali po kolei: „amach, amach". Budynek zadrżał i rozległ się upiorny krzyk. Potem zapadła grobowa cisza. W pewnej chwili młody czarnoksiężnik pobladł, jego skóra przyjęła odcień kości słoniowej, z nosa zaczęła mu ciec krew, a źrenice rozszerzyły się i stały się czarne. Jego twarz wykrzywiła się w piekielny, paskudny uśmiech. Pradziadek przeraził się, nie wiedział co się stało. Nagle Lognas zwrócił twarz w stronę przyjaciela i w ułamku sekundy trzymał już ręce zaciśnięte wokół jego szyi. Dziadek szlochał tylko: „Log, Log, co ty wyprawiasz?" . W tym momencie rozbrzmiał gruby, szorstki głos: „Twojego przyjaciela już tutaj nie ma. Bardzo trudno jest wydostać się z piekła, szczególnie mnie, jednak z waszą pomocą nie było to takie trudne. Na dowód mej wdzięczności daruję Ci życie". Po tych słowach demon zniknął. Dziadek udał się do pobliskiej kaplicy, porozmawiał z księdzem i wziął wodę święconą. Wiele czytał, szukał wiadomości jak poskromić demony, aż w końcu stworzył Ormard. Jednak słuch o demonie zaginął. Nikt niczego nie słyszał ani nie widział. Nie trwało to jednak długo, ponieważ podczas nowiu księżyca demon powrócił, a razem z nim zstąpiły z piekieł inne diabelskie zmory. Demony nie mogły się zbliżyć do pradziadka, ponieważ miał on przy sobie Ormard. W 72 godzinę po fazie księżyca kamień ma podwójną moc, jednak chociażby sekundę po niej, traci swą siłę. Pradziadek zdążył na czas i włożył Ormard w poświęcone wcześniej miejsce, była to V-kształtna skała, wszystkie demony zostały poskromione, wszystkie prócz jednego - tego w ciele Lognasa. Jego nie można pokonać czarami, tylko - jak to ujął pradziadek - „ o wiele silniejszą magią, tą która drzemie w każdym z nas", Demon ten wrócił do piekła, tam gdzie jego miejsce, jednak przez to, że posiadł duszę czarnoksiężnika, podczas nowiu księżyca może powrócić na ziemię z nową armią potępionych.

#####

No hej tu znoowu ja 💗
Oto i 2 część 😁
Zachęcam do komentowania i gwiazdkowania xD
~Adanavi

Ród Obrońców; Historia Angus'a.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz