Rozdział 3 - KONIEC

3 1 0
                                    


Kiedy skończyłem opowiadać, mnie jak i Agnes przeszedł zimny dreszcz. Od zawsze zastanawiałem się o co chodziło pierwszemu z Obrońców, jednak do dziś nie mogę zrozumieć znaczenia tych słów. Spojrzałem na Agnes siedziała zamyślona, jej ciałem wstrząsały lekkie dreszcze.

- Zimno Ci? - Zapytałem. Ag kiwnęła głową, więc zdjąłem kurtkę i podałem ją dziewczynie. Mnie nie było zimno, miałem gruby polar, poza tym siedziałem przy ogniu. Po godzinie rozmyślań zmorzył mnie sen i w końcu poddałem się mu. Przyśnił mi się mój pradziadek, który wkłada Ormard do skały i tym samym niweczy plan demona - Lognasa, który pragnął posiąść ludzkie dusze. Widzę radość w oczach Obrońcy i gniew w czarnych źrenicach potwora. Przed oczami majaczy mi jego widok, kiedy chce zabić dziadka, jednak zostaje wessany w mroczną czeluść. Kiedy otworzyłem oczy zorientowałem się, że trzymam dłoń Agnes. Zmieszany, ciesząc się, że tego nie widziała, delikatnie ją puściłem. Napiłem się wody i puki dziewczyna spała, bacznie się jej przyglądałem. Była drobnej budowy, miała podłużny nos, ale nie duży. Szpiczasty podbródek i długie rzęsy, były jej znakiem rozpoznawczym. Proste, kruczo czarne włosy sięgały jej do ramion. Nie była wysoka, o głowę niższa ode mnie. Nie można było nazwać jej piękną, ale z pewnością interesującą. Nagle ziewnęła i otworzyła oczy. Kiedy się rozbudziła oddałem jej kanapkę, sam zjadłem drugą. Posiłek popiliśmy cytrynową herbatą z termosu. Kiedy siedzieliśmy tak w ciszy, dobiegł do nas czyjś głos. Wyjrzałem poza namiot, Agnes zaraz do mnie dołączyła. Naszym oczom ukazała się białowłosa staruszka zmierzająca ku nam szybkim krokiem. Miałem już zamiar zaprosić ją do środka, kiedy z dwóch przeciwnych stron rzuciły się na nią demony. Z przerażeniem dostrzegłem jak istoty rozrywają jej ciało. Był to potworny widok. Szybko wróciłem do namiotu tu było bezpiecznie, magia namiotu jest antydemoniczna. Pociągnąłem za sobą zastygłą ze strachu towarzyszkę. Na jej twarzy malował się strach zmieszany z paniką i obrzydzeniem. Mocno ją przytuliłem i zaczekałem aż się uspokoi. Odczekawszy dłuższą chwilę, znów wystawiłem głowę na zewnątrz. Nikogo nie było, więc spakowałem rzeczy, zgasiłem ogień i ruszyliśmy w dalszą podróż. Po dwu godzinnym marszu zrobiliśmy sobie krótką przerwę. Dookoła nas panował półmrok i wszystko wydawało się groźniejsze, nawet ptaki przelatujące nad nami przyprawiały mnie o dreszcze. W tym rejonie demonów na szczęście nie było, wszystkie wyruszyły na łowy, w stronę pobliskich wiosek. Podwinąłem rękaw i spojrzałem na zegarek, wskazywał on godzinę 1000. Podniosłem się z ziemi, po czym podałem rękę Ness i poszliśmy dalej. Na początku droga była prosta, jednak im dalej szliśmy stawała się trudniejsza, z wybojami do pokonania. Kiedy doszliśmy już do Rzeki Przeznaczenia, musieliśmy usiąść by złapać tchu. Zaczerpnąłem dłońmi trochę wody i wziąłem parę łyków, nagle przed oczami pojawiła mi się Rydel, zapłakana. Nad nią stał czarnoksiężnik i ciągnął ją za włosy. Poczułem ukłucie w boku, więc się odwróciłem. W tedy wszystko wróciło do normy, znów widziałem rzekę i Agnes która szturcha mnie w bok i pyta „Gus, coś się stało?" Jeśli ta rzeka naprawdę wskazuję przeznaczenie, to muszę jak najszybciej dotrzeć do Góry Nimf. Szybko wstałem i ponagliłem koleżankę. Dziewczyna wstając potknęła się i upadła twarzą na kamień. Na szczęście zdążyła zasłonić się dłońmi i tylko zadrapała sobie nadgarstki.

- Nic Ci nie jest? - zapytałem, podając jej rękę.

- Mi nic, ale zbiłam kryształ -odrzekła załamana. Otworzyłem plecak i wyjąłem spryskiwacz do kwiatów, który wypełniony był wodą święconą, podałem go dziewczynie i powiedziałem, że to zabija demony. Po komplikacjach wyruszyliśmy dalej. Wędrowaliśmy aż do 2100, po jedenastko godzinnym marszu nie wątpliwie potrzebowaliśmy snu. Jednak nie mogliśmy zatrzymać się na długo, ponieważ zostało nam mało czasu. Kolejny raz posłużyłem się magią aby rozpalić ognisko i rozłożyć namiot. Po zjedzeniu podpłomyka i wypiciu kolejnej butelki wody zmorzył mnie sen. Obudziłem się po 4 godzinach, Agnes jeszcze spała. Położyłem jej dłoń na ramieniu i lekko potrząsnąłem, dziewczyna powoli otworzyła oczy i szybko się rozbudziła. Kiedy wyjrzałem poza namiot nie było nic widać. Na szczęście wziąłem noktowizory, założyłem jeden z nich, drugi podałem towarzyszce. Pośród nocy szliśmy dalej, nie było ani chwili do stracenia. Po dwóch godzinach Agnes zwolniła, była zmęczona. Starałem się ją zagadywać, opowiadałem różne kawały i śmieszne historyjki. Byliśmy już niedaleko i kiedy wdrapaliśmy się na szczyt góry poprzedzającej nasz cel, osunęła się ziemia i Ness wpadła do dziury wykopanej przez mieszkających w pobliżu ludzi. Dół służył im jako pułapka na wilki, które niegdyś zamieszkiwały te tereny. Usłyszałem kszyk dziewczyny, przeraziłem się, że coś jej się stało. Powiedziała, że boli ją noga i kiedy wreszcie udało mi się ją wciągnąć z powrotem do góry okazało się, że doznała poważnej kontuzji i nie da rady dalej iść. Na szczęście Agnes była szczupłą i drobną osobą, więc kiedy wziąłem ją na ręce za bardzo mi nie ciążyła. W taki sposób dotarliśmy do Góry Nimf, ja wyczerpany, a moja towarzyszka, pogrążona w głębokim śnie, z głową na moim ramieniu. Pomimo tego, że padałem z nóg, cała sytuacja była dla mnie całkiem na rękę. Nie powiem, że Agnes nie jest atrakcyjna, a każda chwila, którą z nią spędzałem, dziwnie przyjemne uczucie. Tak więc, zdyszany i szczęśliwy za razem stanąłem przed nimfą o imieniu Karo. Kiedy Agnes się przebudziła, ułożyłem ją na ziemi, a sam podszedłem do strażniczki klejnotu, i opowiedziałem swoją historię. Karo otworzyła drzwi do jaskini i kazała mi iść przed siebie, aż zobaczę małom buteleczkę z eliksirem, kiedy go wypije, ujrzę skrzynie. Zrobiłem co mi kazała i gdy dostrzegłem miksturę od razu ją wypiłem. Zaraz tego pożałowałem, moje nogi były jak z waty, a w gardle jak by płonął ogień. Upadłem na ziemię a przed oczami zrobiło mi się czarno. Kiedy się ocknąłem, nie wiedziałem gdzie się znajduję, rozejrzałem się i dostrzegłem Agnes stojącą dwa metry przede mną. Chciałem do niej podejść i zapytać się, o co tu chodzi. Jednak, kiedy drobiłem krok do przodu ziemia pod Ness zadrżała i dziewczyna zsunęła się o stopień w dół. Nie wiedziałem o co chodzi, kiedy posuwałem się do przodu dziewczyna spadała coraz niżej, a im bardziej się cofałem tym dziewczyna była wyżej. Przyjrzałem się wszystkiemu dokładniej. Wraz z Ag znajdowaliśmy się na czymś w rodzaju wagi szalkowej, ale działającej na odwrót. Nad nami znajdowała się półka skalna, a której stała skrzynia z Omardem w środku. Za to pod nami połyskiwały srebrem długie, parometrowe kolce. Jeśli jedno z nas skoczy w przepaść drugie dostanie się do klejnotu. Nie miałem wyboru, musiałem to zrobić.

Ród Obrońców; Historia Angus'a.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz