Rozdział IV

113 16 2
                                    


Na dnie sarkofagu noc, czarna suknia.
Rozrzucam korale wspomnień...
Wtulona w włosów płaszcz, wonna rodnią swą.
Teraz okryta snem.
Na wpół lodowata dłoń, zimne Twe usta
A jeszcze niedawno ogień tlił...
Pamiętam rozkoszny wiatr, masztem gnący sztorm.
Daję Ci moją łzę.

~Kat „Łza dla cieniów minionych

Całą drogę do najbliższej restauracji Feliks i Feliciano spędzili na głośnej i ożywionej rozmowie na różne tematy. Polak pytał Włocha co się u niego zmieniło, i w drugą stronę. Co jakiś czas zerkaliśmy na siebie z Ludwigiem. Nie mówił tego głośno, ale cieszył się z obecnej sytuacji. Wiedziałem to.

-Jesteśmy~-ucieszył się szatyn.

-Hej, to chyba generalnie nowe jest, bo tu jeszcze nie byłem.

-No, powstało jakieś pół roku temu~!-weszliśmy do środka i zajęliśmy stolik. Po chwili przyszedł kelner i podał nam karty.-Co bierzecie~?

-Nah, to co wczoraj.

-Ja również. Te pewnie taż, prawda?

-Nom ~ A ty, Feliks~?-blondyn patrzył przez chwilę w kartę.

-Ja wezmę to co ty, Feli.

-Ok~!-po chwili wrócił kelner.

-Co państwo zamawiają?

-PASTA DLA WSZYSTKICH~!-kelner wyraźnie nas pamiętał, gdyż zachowanie Włocha nie zrobiło na nim wrażenia.

-A co do picia?

-Dwa piwa, wino i...Feliks, na co masz ochotę?

-Umm... Też wezmę piwo.-kelner spojrzał na Polaka.

-Feliks? To ty?

-Sadiq?- Lud, Feliciano i ja spojrzeliśmy na niego zdziwieni.

-Kto to?-zapytał blondyn.

-Sadiq Annan. Poznaliśmy się na obozie fotograficznym. Niestety później straciliśmy kontakt...

-Heh, naprawdę nie wiem jak to zrobiłeś, ale w ogóle się nie zmieniłeś, Feliks.

-Dzięki, ty też generalnie wyglądasz prawie tak jak wtedy. Ile lat to było?

-Tak z dwadzieścia pięć spokojnie. Przepraszam, jak pewnie widzisz jestem w pracy i nie bardzo mogę rozmawiać. Masz.-podał Polakowi chusteczkę.- Mój numer telefonu. Pogadamy później.

-Dobra, cześć.-przez chwilę siedzieliśmy w ciszy.

-Ummm... Czy on wie--- -Ludwig zaczął niepewnie.

-Hmm? O, raczej nie, jak już generalnie mówiłem, straciliśmy kontakt.-wszyscy odetchnęliśmy z ulgą. Już się baliśmy, że będziemy musieli mu to wszystko tłumaczyć. Na jedzenie czekaliśmy wyjątkowo krótko. Gdy przyszedł Sadiq, podał nam nasze zamówienia i przyciągnął krzesło ze stolika obok, żeby usiąść przy naszym stoliku, obok Feliksa.

-Udało mi się wyciągnąć od szefa dziesięć minut przerwy. Opowiadaj, co tam u ciebie?

-Nah, u mnie niewiele, lepiej ty powiedz, co ty tu generalnie robisz? Zawsze chciałeś wyjechać do Francji i robić karierę kulinarną.

-Heh, próbowałem, serio. Ale widzisz, czasy się zmieniły. Na ulicy patrzą na mnie jak na kosmitę, kilka razy nawet zostałem pobity, nie mogę nigdzie wyjechać ani nawet pracy znaleźć. Ledwo tu mnie przyjęli...

-Przykro mi... Hej, to co ty robisz w Polsce? Przecież po obozie wracałeś do Turcji.-mężczyzna zarumienił się. Jednocześnie mocno zacisnął pięści. Byłem gotowy interweniować w razie potrzeby, Ludwig podobnie.

-No widzisz, powody bywają różne.-wysyczał.-Nie chcę o tym rozmawiać. Przepraszam.

-Dobrze, to może zmieńmy temat.-zaczął Ludwig.

-Dobrze, przepraszam, nie powinienem tak na to reagować. Umm, słuchajcie, przerwa mi się kończy, muszę już lecieć. Fajnie się gadało. Chcecie się dzisiaj spotkać?

-Gdzie i o której?

-Ustalmy to telefonicznie. To cześć.

-Pa!-krzyknął za nim Feliks i zajął się jedzeniem powoli stygnącego makaronu. Musiał być bardzo głodny, gdyż jadł z ogromnym zapałem.

-Aww, Gilbcio, zajmij się jedzeniem, Feliks, to znaczy deser będzie później~-gdy usłyszałem te słowa zdałem sobie sprawę z tego, że chyba patrzyłem na blondyna trochę za długo. Autor komentarza i Feliks wybuchli głośnym śmiechem, nawet Ludwig zaczął chichotać.

-Pfft, jakby było na co patrzeć...-mruknąłem i spuściłem wzrok.

-Giilboo, no weeeź, my generalnie tylko żartujemy~ -spojrzałem na Polaka. Znowu wróciło to uczucie niedowierzania, że nie widzieliśmy się tak długo. Więcej, że jego nie BYŁO, w dodatku przez tak długi czas.

-No niech wam będzie...-mruknąłem, próbując ukryć uśmiech.

~~~~

Po śniadanio-obiedzie wróciliśmy od razu do hotelu.

-Tooo... Jak udało ci się wrócić?-zapytał nieśmiało Feliciano Feliksa. Polak jakby spoważniał. Spuścił głowę i zaczął nerwowo bawić się włosami.

-O-o co ci generalnie chodzi?

-No wiesz, jakim cudem wróciłeś do żywych.-blondyn spojrzał na mnie błagalnym wzrokiem. Sam byłem bardzo ciekawy, ale postanowiłem mu pomóc.

-Hej, Feli, może dajmy mu trochę czasu, co? Niedługo sam pewnie na o tym opowie.

-No weeź, nie mów, że ciebie to nie interesuujee.-naciskał Włoch.

-Nie mówię, że nie, ale to może być delikatny temat, nie musimy go poruszać teraz.

-Gilbert ma rację, może porozmawiajmy o czymś innym.-poparł mnie Ludwig.

-Vee~ Ale ja jestem ciekaw~

-Nie martw się, niedługo wam o tym opowiem.-Feliks spojrzał na mnie z podziękowaniem.

-Vee~ To co robimy teraz~?

-Możemy przejść się po mieście, tak totalnie się stęskniłem za moim krajem...-westchnął Polak.

-Tak, to niezły pomysł.-zgodził się Lud.

-To co, za dziesięć minut pod drzwiami, tak?

~~~~

Spacer był bardzo długi, może i nawet za długi. Ja jednak nie mogłem za bardzo narzekać. Miałem Feliksa przy sobie. Nareszcie, po tylu latach bezsensownego czekania, moje skryte (i nierealne) marzenie zostało w, dosłownie, cudowny sposób spełnione. Niestety, poczucie winy wciąż do mnie wracało. Dalej go nie przeprosiłem za to chamskie zostawienie go na lodzie w momencie, w którym mnie najbardziej potrzebował. Obiecałem więc sobie, że po pierwsze już nigdy go w taki sposób nie wystawię, po drugie przeproszę go i jakoś spróbuję mu to wynagrodzić. Nie wiedziałem jednak jak to zrobić. 'Hej Feliks, przepraszam, że strzeliłem na ciebie focha w momencie, w którym byłeś na łożu śmierci i potrzebowałeś mnie najbardziej, a ja jako przyjaciel powinienem być przy tobie, w zamian postawię ci jakieś ciastko i będziemy kwita, nie?', czy coś w tym stylu raczej nie wchodziło w grę. Wiedziałem, że nie uniknę długiej i pewnie dosyć dołującej rozmowy, ale nie było innej opcji. Postanowiłem, że gdy jakimś cudem uda nam się zostać sam na sam porozmawiamy o tym. Nie mogłem tego za długo odkładać. Z drugiej strony jednak wciąż bałem się, że za krótko z nami jest, żeby zaprzątać mu głowę takimi sprawami. Dla niego to musiało być jeszcze bardziej bolesne, niż dla mnie, a ja ledwo się po tym pozbierałem (nie obyło się bez terapii). Podjąłem jednak decyzję, że przynajmniej go zapytam, czy jest gotowy na tą rozmowę. Najwyżej odpowie, że nie i poczekamy z tym. Mając w głowie gotowy plan, wróciłem do rozmów na przeróżne tematy i podziwiania widoków kraju, w którym spędziłem prawie połowę życia.

___________________________________________________________________________________

Strasznie przepraszam, że tak długo nie było rozdziału. Niestety wena ostatnio często mnie opuszcza, a dopada leń. Taaa, muszę coś z tym zrobić. Mam nadzieję, że nie jest źle, klasycznie jakby były jakieś błędy to proszę pisać. Cześć C:

Ty i ja vs. świat (zawieszone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz