Mógłby uspokajać oceany

25 7 0
                                    

Przed wyjściem z domu nie kąpię się - rachunki za wodę i tak znacznie przekraczają to, co dostajemy w zasiłku. Ubieram się najszybciej i najciszej jak potrafię, żeby nie obudzić rodziców, co byłoby praktycznie niemożliwe przez poziom odurzenia, w jakim teraz są. Wolę jednak być ostrożny i dmuchać na zimne.

Zakładam plecak wypełniony książkami na jedno ramię i wychodzę. Nie kłopoczę się z zamknięciem drzwi. I tak zazwyczaj są otwarte, a potencjalny złodziej mógłby ukraść chyba tylko firanki.

Szkoła jest oddalona od mojego domu o jakieś dwa kilometry, więc postanawiam przejść ten odcinek na pieszo. Lubię te momenty w moim życiu, w których odrywam się od tej całej szarości i mogę korzystać z czegoś tak pospolitego jak spacer.

Szkoła nie jest aż tak zła jak mogłoby się wydawać, chociaż nie przyznałbym się do tego na głos. Poza paroma (okej, jest ich trochę więcej niż parę) osobami, które pragną zniszczyć moje życie jeszcze bardziej niż jest ono obecnie zniszczone, wszystko tutaj jest w miarę w porządku. Zresztą te osoby też niespecjalnie mi przeszkadzają, chyba nie znają piekła, które przeżywam w domu, jeśli myślą, że przejmuję się tymi paroma wulgarnymi uwagami rzucanymi w moim kierunku.
A nauka jest całkiem w porządku, chociaż tego też nie przyznałbym na głos.

Po trzech lekcjach z moją klasą i dwóch indywidualnych, mamy przerwę.

Siedzę na szkolnej stołówce i jem fundowany przez szkołę posiłek. Spoglądam na innych uczniów. Kojarzę większość z nich, a oni pewnie znają mnie jedynie jako "ten z domu pijaków".
Po kolejnych dwóch lekcjach, mogę odetchnąć z ulgą i wreszcie stąd iść. Mimo wszystko wolę być gdzieś indziej niż w tym miejscu.

Więc idę tam gdzie zazwyczaj.

.

Siedzę na wąskiej, betonowej półce i opieram się o metalowe barierki. Ich zimno szczypie mi plecy. Skłamałbym mówiąc, że jest mi wygodnie czy ciepło. Zazwyczaj w takich momentach chwyciłbym po alkohol, ale tym razem nie zrobię tak. Wiem, że nie powinienem, nie chce stać się taki jak rodzice.

Wokół mnie panuje cisza. Delikatny szum strumyka działa na mnie uspokajająco. Głównie dlatego tu przychodzę - bo nie przychodzą tu inni ludzie. Tylko tutaj mogę być spokojny.

Nie uważam się za osobę aspołeczną, wbrew pozorom naprawdę lubię ludzi. Lubię ich gesty, mimikę. To, jak odchylają głowę do tyłu gdy się śmieją, czy rumieńce na policzkach gdy czują wstyd. Lubię obserwować osoby wokół mnie, zauważać ich detale i niedoskonałości, zwracać uwagę na drobne gesty. Bo to właśnie sprawia, że są wyjątkowi.

Ale czasami po prostu potrzebuję się od wszystkiego oderwać i pobyć sam, żeby uporządkować myśli, które czasem nie dają mi spokoju.

Zamykam oczy i zadzieram głowę do góry. Napawam się ciszą, którą zakłóca tylko szum wody. Wiatr, który dzisiaj jest wyjątkowo mocny, omiata moją twarz.

I wtedy słyszę kroki. Nie są one blisko mnie, ale wystarczająco blisko żebym je usłyszał. I nie są to bynajmniej kroki trudne do usłyszenia, są ciężkie i szybkie, jakby ktoś biegł. I kiedy zbliżają się ku Mostowi, zwalniają, jakby znalazły to, czego szukały. Otwieram oczy i leniwie obracam głowę. I wtedy widzę go; po drugiej stronie mostu, skąpanego w słabym świetle latarni. Chłopak zatrzymuje się by odpocząć, a następnie, zdecydowanym, aczkolwiek nie gwałtownym ruchem chwyta się balustrady i przekłada nogę na jej drugą stronę.

Najciszej jak się da przeskakuję barierki i szybkim krokiem podchodze do chłopaka.

Jest wysoki, dość dobrze zbudowany. Nie mogę dostrzec jego twarzy, ponieważ stoi obrócony w stronę rzeki. Trzyma się barierek, ręce mu drżą.

Ma na sobie czarne rurki, grubą bluzę i trampki tego samego koloru. Wiatr rozwiewa jego blond włosy tak, że opadają mu na twarz. Odgarnia je szybkim ruchem ręki, mogę zauważyć, że ma chude dłonie. 

Podchodzę bliżej, lecz nadal nie słyszy moich kroków. Dopiero teraz zauważam, że zrobiło się już ciemno. W drodze do chłopaka pocieram ręce o siebie, aby je rozgrzać, moje zazwyczaj zimne dłonie teraz, przez zdenerwowanie, są jeszcze bardziej zimne. Nie wiem czemu się stresuję.

Chłopak podnosi głowę i patrzy prosto w moje oczy. Jego twarz, mimo że zaczerwieniona i opuchnięta, jest piękna. Ma mocno zarysowaną szczękę i wysokie kości policzkowe, mały, skierowany mu górze nosek i usta ozdobione niewielkim, czarnym kolczykiem. Zatrzymuje wzrok na jego oczach, które są w najpiękniejszym odcieniu błękitu, jaki kiedykolwiek było dane mi zobaczyć. Chłopak przeciera wierzchem swojej dłoni nos, płakał. Pod jego oczami widzę duże, fioletowe plamy. Wygląda na zmęczonego, bardzo zmęczonego, jakby nie spał parę dni, ale może tylko mi się wydaje.

Stoimy tak w ciszy jeszcze kilka sekund, osiągając się nawzajem wzrokiem i żadnemu z nas najwyraźniej to nie przeszkadza.
Nagle jednak chłopak odwraca się i wykonuje krok do przodu, teraz stoi na krawędzi, cały drży. Pociera nogę o nogę, widzę że się denerwuje. Dopiero teraz dochodzi do mnie co chce zrobić.

- Hej! - krzyczę bezmyślnie. Naprawdę nie wiem, co mam powiedzieć. Boję się, że zrobię coś nieodpowiedniego, że zezłoszczę go i przyczynię się do jego śmierci. Może powinienem zażartować, albo zaczać mowić coś, żeby on zapomniał o swoich zamiarach? W końcu jednak pytam: - Co masz zamiar zrobić?

Chłopak ociera rękami twarz i siada na zimnej posadzce, tak, że jego nogi wiszą nad rzeką. Widzę jak łzy spływają po jego policzkach. Wyglądał na załamanego i bezsilnego. Przez szloch odzywa się: - Nie wiem czy da się to inaczej rozwiązać... Nie dam sobie bez niej rady, nie widzę siebie bez niej... Wydaje mi się, że bez niej będę nikim.

-  Nie rób tego - staram się wymyślić coś bardziej przekonywującego - daj sobie jeszcze jedną szansę.

Chłopak drży. Stara się nie płakać, jednak nie może powstrzymać szlochu wstrząsającego jego ciałem.

- Była dla mnie wszystkim, całym moim szczęściem, ja nie potrafię - zatrzymuje się i bierze głęboki wdech. - Ja nie potrafię już żyć.

Spogląda w dół, jakby był coraz bardziej pewien tego, że podjął właściwą decyzję.

nienienienie

- Zaczekaj! - krzyczę. Nie wiem już, co mógłbym powiedzieć. Zaciągam się powietrzem i naciągam rękawy na ręce, starając się wymyślić coś sensownego, ale nic nie przychodzi mi na myśl. - Rozumiem, że to dla ciebie trudne, ale mógłbyś to jeszcze przemyśleć, a teraz przyjść tutaj, do mnie? - pytam z nadzieją.

Chłopak nie odpowiada przez chwilę. Daję mu chwilę czasu, nie chcąc wywierać na nim presji. Po chwili odwraca głowę w moją stronę i delikatnie kiwa głową, tak, że łzy spadają z jego policzków na ziemię.

Widzę, że nie radzi sobie z przejściem przez ogrodzenie przez jego drżące ręce, więc podchodzę bliżej i wyciągam dłoń w jego kierunku. Spogląda na mnie pytająco.

- Spokojnie, złap mnie za rękę i przełóż nogi.

Robi tak jak mówiłem. Czuję jego lodowatą dłoń na swojej i zaciskam ją. Pomagam mu przejść na drugą stronę. Przez chwilę panuje cisza. Potem chłopak odzywa się:
- Pójdę już.

Boję się o niego, boję się, że zrobi sobie krzywdę. Chciałbym odprowadzić go dokądkolwiek, upewnić się, że wszystko będzie w porządku.

Ale ja go nawet nie znam.

- Dasz radę, um, przyjść tu jutro?

Chłopak spogląda na mnie niepewnie i tylko wzrusza ramionami, po czym przytakuje.

- Więc... cześć - mówię, chociaż brzmi to bardziej jak pytanie. Chłopak mruczy tylko ciche "cześć", odwraca się i odchodzi w strone, z której przyszedł. Śledzę go wzrokiem, dopóki nie znika z mojego pola widzenia, a wtedy odwracam się, aby wrócić do domu.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Dec 10, 2016 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

melting [muke]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz