Budzę się następnego dnia rano i to nie za sprawą alarmu budzika, śmiechu Sus czy hałasów za oknem. Budzę się, gdy ktoś potrząsa mną jedną ręką za ramię a drugą klepie po policzku. Leniwie przeciągam się w poprzek materaca, jestem zdziwiona, kiedy po wyciągnięciu ręki w stronę puchatego koca dotykam tylko szorstkiego płótna, aż w końcu pojmuje, że nie jest to moje łóżko. Otwieram jedno oko, zostając na tej samej pozycji, ale jedyne co widzę to oślepiający blask słońca, który jest na tyle dokuczliwy, że mimowolnie unoszę jedną rękę, próbując nie dopuścić do siebie rażącego światła. Dopiero po chwili zdaje sobie sprawę z tego, co zrobiłam.
Miałam zyskać trochę czasu na zorientowanie się w sytuacji, sprawdzić, czy zagraża mi jakieś niebezpieczeństwo a dopiero gdy będę zaciskać dłonie na jakiejś broni pokazać, że wcale nie śpię.
„Jasny szlag"
Powoli obracam się na drugą stronę, gdzie uchylając powieki, nie napotykam ostrego światła.
Ze swojego miejsca wiedzę Times Square i kawałek Central Parku, budynki ze szkła, które zdawałoby się, że sięgają niebieskiego sklepienia i na nim niewielkie zachmurzenie. Wstaję na równe nogi, kręcąc się wokół własnej osi. Nigdy nie widziałam tego miasta z dachu jakiegokolwiek budynku. Na moment zapominam o zagrożeniu, a na moje usta wpływa uśmiech. Śmieje się, dopóki mój wzrok nie pada na dół. Czuję, jak dudni mi w uszach i wiatr się nasila, sprawiając, że na ramiona wstępuję gęsia skórka.„Cholerny lęk wysokości"
Przerażona szybko się cofam i ten nagły ruch omal nie kończy się bliskim spotkaniem z nawierzchnią dachu, jednak zatrzymują mnie ręce, które w porę pochwytają moje ramiona, chroniąc przed upadkiem. Odwracam się. Kiedy już stoję na nogach, szybko się cofam do momentu, kiedy wąska, metalowa barierka nie wbija mi się boleśnie w plecy.
Nie mogąc złapać tchu, obserwuje jak ciężkie buty, powoli zbliżają się w moim kierunku jednak fakt, że nie jest to te samo obuwie, które widywałam ostatnio, sprawia, że przez chwile w moich oczach rozpalają się iskierki nadziei. Opierając ciężar ciała na poręczy, zaczęłam, powoli sunąc wzrokiem w górę, przystając dopiero na czarnych oczach i lekko wykrzywionych ustach. Moje serce zamiera na chwilę. Nie uśmiechał się przyjaźnie, ale ja przyglądałam mu się nadal. Był to uśmiech, który nie mógł zwiastować niczego prócz kłopotów.
- Ja pierdole
Przeklinam cicho, stając przed facetem widzianym we śnie.
Serce bije mi tak mocno, że mogę być pewna, że i on to słyszy.
Żołądek skręca mi się na myśl, że będę musiała z nim walczyć o własne życie.
Za nic nie pamiętam żadnego z chwytów pokazywanych w telewizji czy też rozmów na ten temat z przyjaciółką, kiedy chciała, żebym broniła się przed szefem.Próbuje zwiększyć między nami odległość, dlatego się cofam.
I dopiero kiedy wąska metalowa barierka pod wpływem mojego ciężaru zaczyna niebezpiecznie odchylać się do tyłu, zamieram w bezruchu.Zaalarmowany mężczyzna szybko rusza w moją stronę, jednak ja niechybnie daje kolejny krok w tył.
Zaczynam wbijać szpilki pomiędzy betonowe płyty, próbując nie dopuścić do upadku z tak wysokiego piętra. Jedynie buty sprawiają, że nie zawisam w powietrzu.
Usiłuje znaleźć inne miejsce, gdzie mogłabym postawić nogi, ale najbliższe nie jest nawet w moim zasięgu.- Na boginię. Nie cofaj się - rozkazuje.
Do moich uszu dobiega przyjemny głos z lekkim akcentem, którego nie potrafię przypisać żadnej z narodowości.
- Nie cofaj się - powtarza, powoli wymawiając każde słowo.
Powiew wiatru uderza mnie z prawej, sprawiając, że balustrada odchyla się jeszcze bardziej, ale nim tracę stabilność, ręka obcego chwyta mnie za biodro, przyciągając w swoim kierunku. Zaciska drugą rękę na moim odsłoniętym ramieniu i kiedy jego palce dotykają nagiej skóry, w końcu mogę odetchnąć.
Opadamy na twarde podłoże, a ja nawet nie próbuje wstać. Beton drapie moją twarz i rani nogi.
Śmieje się histerycznie jednak kiedy zauważam jego wyraz twarzy i zaciśnięte dłonie w pięści natychmiast przestaje.Uświadamiam sobie, jak blisko siebie jesteśmy. Między nami nie zostaje żadnego odstępu. Zaczynam drzeć z zimna, a on przyciąga mnie do siebie jeszcze bardziej.
- Zabijesz mnie? - odzywam się. Wychodzi szept i kiedy chcę powtórzyć pytanie, ucisza mnie gestem ręki.
Czy tylko ja czekam z kartką życzeń?
Rozdział będzie poprawiony, więc nie ma sensu wytykania błędów.
CZYTASZ
Ursa
Science FictionUrodzona pod osłoną nocnego nieba w dniu, w którym nieznana gwiazda przelatywała pierwszy raz nad ziemią od setek lat, świadcząc o tym, że jest ona zdolna do wielkich rzeczy. Jej rodzice uznali to za zobowiązanie i dlatego nadali jej imię jednej z w...