LUNA P.O.V.
-Katherine! -krzyknęłam i powędrowałam w jej stronę.
Dobiegłam do przyjaciółki i wspólnie powędrowałyśmy na lekcję transmutacji, którą gryfoni odbywali wraz ze ślizgonami.
-Po południu przyjadą uczniowie z innych szkół -powiedziała podekscytowana brunetka. -Mam nadzieje, że będzie jakiś ładny chłopak. -obydwie zaśmiałyśmy się, po czym przekroczyłyśmy próg sali, w której uczyła profesor McGonagall. Sufit był kolisty, pomalowany na odcień brudnego kremowego. Ściany, tej samej barwy przyozdobione były murowanymi, kolistymi, krótkimi kolumnami, umieszczonymi w połowię ściany. Na końcu pomieszczenia stały, na sztalugach dwie tablice. Ławki poustawiane były w równych rzędach (trzech). Po klasie, w przeróżnych miejscach porozrzucane były metalowe klatki, najwyraźniej pozostałość po wczorajszej lekcji. Usiadłyśmy razem w ławce ustawionej pośrodku pierwszego rzędu. Większość czwartoklasistów zajmowało już swoje miejsca, gawędząc wesoło. Po niecałych pięciu minutach każde krzesełko było zajęte, a przez kamienne drzwi wyłoniła się Minerva McGonagall. Miała na sobie długą, butelkowozieloną szatę oraz szpiczasty, czarny kapelusz.
-Otwórzcie książki na stronie trzeciej -przemówiła.
Otworzywszy podręcznik na odpowiednim temacie, ujrzałam mały, zwinięty kawałek pergaminu nadlatujący zza moich pleców. Wylądował na białych stronicach mojej książki. Odwinęłam go niepewnie, widniał na nim napis z czarnego atramentu.
'Przepraszam'
Spojrzałam za siebie, w ławce tuż za nami ujrzałam znajomego mi blondyna. Rzuciłam mu obojętne spojrzenie i postanowiłam skupić się na słowach nauczycielki.
Lekcja minęła zaskakująco szybko, włożyłam książki, pióro oraz pergaminy do torby i opuściłam salę lekcyjną. Udałam się prosto do lochów, gdzie odbywały się lekcje eliksirów, również ze ślizgonami. Otworzyłam drewniane drzwi, za nimi znajdowało się już wielu uczniów, siedzących na swoich miejscach.
-Siadać! -rozległ się beznamiętny głos profesora.
Wysoki mężczyzna o tłustych, czarnych włosach, ubrany w czarną szatę, podszedł do prostokątnej tablicy i zapisał na niej składniki potrzebne do uwarzenia eliksiru Słodkiego Snu.
...
Powędrowałam do szafki, gdzie na początku roku włożyliśmy swoje zapasy i wyjęłam z niej cztery gałązki waleriany. Kiedy wracałam na swoje miejsce, niechcący strąciłam kociołek Hestii Carrow, a jego zawartość wylądowała na rękach ślizgonki o mopsowatej twarzy. Dziewczyna piszczała, a jej ręce urosły do nieludzkich rozmiarów, co oznaczało, że jedna z bliźniaczek Carrow źle uwarzyła swój eliksir. Snape natychmiast podszedł do przestraszonej oraz wściekłej mieszkanki domu węża. Wysłał ją do skrzydła szpitalnego, po czym uśmiechnął się triumfalnie.
-Gryffindor traci pięćdziesiąt punktów. A teraz wracajcie do pracy, na koniec lekcji przetestuję gotowy eliksir na jednym z was -wskazał na klasę, jednak jego ręka była wyraźnie bardziej skierowana w stronę gryfonów. Z oburzeniem, spowodowanym tym w jaki sposób nauczyciel traktuję dom, do którego należę, wróciłam do ważenia eliksiru.
...
Przechodziłam kamiennym korytarzem, podziwiając uśmiechnięte twarze pierwszorocznych. W jednym z nich ujrzałam dziewczynę o jasnych blond włosach, sięgających aż do bioder. Ubrana była w kolorowe ogrodniczki oraz białą bluzkę. Moją uwagę przykuł brak butów na jej stopach. W ręku trzymała kilka egzemplarzy kolorowej gazety, które rozdawała napotkanym uczniom.

CZYTASZ
Nierozłączne
FanfictionDwie przyjaciółki zaczynają naukę w Hogwarcie na czwartym roku. Na swojej drodze spotykają dwóch chłopców. Czy ta znajomość zburzy ich dobre relacje? Czy Katherine zaakceptuje 'nowych znajomych' Luny, a ona jej?