Nowi przyjaciele

112 22 0
                                    

Katherine P.O.V. 

Wracałam z biblioteki, szłam w kierunku WS, bo byłam głodna. Zobaczyłam Lunę rozmawiającą z MALFOYEM. Nie przepadam za nim, ale na razie mi nie podpadł tak bardzo. Kiedy szłam w ich stronę, zaczepił mnie ciemnoskóry chłopak. 

-Hej słoneczko, jestem Blaise Zabini, ale możesz mówić mi Diabeł. -powiedział to ze swoim figlarskim uśmiechem. 

-Nie mów tak na mnie, nie podoba mi się to. 

-Przepraszam księżniczko.

-Powiedziałam ci, że masz tak do mnie nie mówić -odeszłam od niego i poszłam w stronę Luny.

Po chwili usłyszałam krzyk mojej przyjaciółki. 

-Katherine! -krzyknęła i powędrowała w moją stronę, a Malfoy za nią. 

Zagotowało się we mnie,  kiedy poszedł za nią. Podbiegła do mnie, a ja ją mocno przytuliłam. 

-A ty czego tu? -zwróciłam się do szarookiego. 

-A co już się z koleżanką nie można przywitać? 

-Od kiedy jestem twoją koleżanką?

-Jesteśmy w jednym domu, więc... 

-Więc co... idziemy. -poszłam wraz z Luną do sali od transmutacji. 

  -Po południu przyjadą uczniowie z innych szkół -powiedziałam

 -Mam nadzieje, że będzie jakiś ładny chłopak -odpowiedziała blondynka.

Zajęłyśmy miejsca i czekałyśmy na nauczycielkę.  Gdy lekcja się rozpoczęła McGonagall zaczęła swoją interesującą przemowę, której nie słuchałam. Miałam wrażenie, że ktoś mnie obserwuję, miałam rację. Kiedy odwróciłam się i ujrzałam Blaise'a, który się we mnie wpatrywał. Odwróciłam się przodem do klasy, McGonagall szukała czegoś w szufladzie. Ponownie spojrzałam do tyłu, ujrzałam, że czarnoskóry wciąż się we mnie wpatruje. Zaczęłam mu machać rękami przed oczami. 

-Co się tak gapisz?

-A już nie można?

 -Nie nie można, bo...

-Panno Lloyd, jeśli chce pani iść z panem Zabinim na randkę proszę to zrobić po lekcji. Usłyszałam zduszony śmiech Luny, zrobiłam się cała czerwona. Odwróciłam się w stronę ławki. 

-To co jesteśmy umówieni? -zapytał, a towarzyszył śmiech Dracona. 

Wzięłam rękę do tył i pokazałam mu środkowego palca. 

-To znaczy tak? W pokoju wspólnym o 19.00. 

-Ale... 

-Do 19.00 księżniczko. 

Reszta lekcji minęła szybko. 

-Pójdziesz? -zapytała mnie moja przyjaciółka, 

-Oczywiście, że nie.

-Dlaczego?

 -Bo go nie trawię. 

-Nie jest brzydki, jest w twoim typie.

-Słucham? 

-Mylę się?

-Oczywiście, że tak.

-Nie sądzę

-Zostawmy już ten temat w spokoju. 

-Czyli jednak jest coś na rzeczy?

 -Muszę iść do biblioteki. Widzimy się później. 

Luna P.O.V.

... Zamknęłam oczy, spodziewając się upadku do jeziora, jednak zamiast tego poczułam czyjeś ręce w mojej tali. 

-Dziękuję -cicho powiedziałam.

-Nie ma za co -usłyszałam męski głos.

Spojrzałam się za siebie, stał tam średniej wielkość, chudy chłopak o rudych włosach. Był uśmiechnięty co sprawiało, że wyglądał uroczo. Ubrany był w czerwoną koszulkę oraz jeansy, na to narzuconą miał szatę Gryffindoru.

-Jestem Fred -podał mi dłoń

-Luna -podałam mu dłoń, jednak byłam wpatrzona w jego brązowe oczy.

-Fred! Fred! -usłyszałam wołanie, a chłopak szybko spojrzał się za siebie.

W naszym kierunku szedł identyczny chłopak, ubrany w złotą koszulkę oraz czarne spodnie, również miał narzuconą szatę.

-Fred! Choć Lee ma pomysł na kolejny cukierek do Bombonierek Lesera.

-Bombonierek Lesera? Co to? -zapytałam

Chłopak spojrzał na mnie i wyciągnął rękę

-Jestem George

-Luna -odwzajemniałam gest

-Bombonierki Lesera składają się z cukierków, powodujących rożnie, niegroźne schorzenia. Możesz zjeść je na lekcji jak ci się nudzi, a wtedy nauczyciel zwolni cie do pielęgniarki. Za drzwiami zjadasz drugą połowę i cieszysz się wolnym czasem. -powiedział z dumą-

-Na razie mamy Karmelki Gorączkowe, powodują gorączkę i Krwotoczki Truskawkowe, po jej zjedzeniu masz silny krwotok z nosa -dodał Fred.

Katherine P.O.V. 

Przekroczyłam próg biblioteki. Podeszłam do jednego z regałów, w poszukiwaniu 'Magiczne Zwierzęta i Jak Je Znaleźć' . Ujrzałam ją na samej górze. Próbowałam ją sięgnąć, ale byłam za niska. Po chwili usłyszałam kogoś za mną. Odwróciłam się i ujrzałam wysokiego, rudego chłopaka. 

-Pomogę ci -sięgnął książkę. 

-Jestem George

-A ja Katherine 

-Jesteś ślizgonką? 

-Tak, ale nie zrażaj się do mnie. 

-Odprowadzę cię do WS, co ty na to? 

-Z wielką chęcią. -wzięłam książkę i wyszliśmy z biblioteki. 

Poszliśmy z stronę Wielkiej Sali, mijając po drodze zdziwionych uczniów, nie przyzwyczajonych do widoku ślizgonów oraz gryfonów razem. 

Weszliśmy do środka.

-Dziękuję za pomoc -dałam George'owi buziaka w policzka 

-Nie ma za co, polecam się na przyszłość -zarumienił się i odszedł w stronę stołu Gryfonów. 

-Co to miało być? -zapytał mnie Blaise

-A co ślepy jesteś? Kupić ci okulary? 

-On nie jest ślepy w przeciwieństwie do ciebie, nie całuję się z Weasley'ami -powiedział Draco

-A ty co adwokatem jego jesteś? Blaise'owi zabrakło języka, że musisz się wtrącać?

Wzięłam kanapkę i wyszłam z Wielkiej Sali wściekła. Poszłam w stronę dormitorium. 

Luna P.O.V. 

 Wróciłam do swojego dormitorium i usiadłam na łóżku. Po chwili usłyszałam stukanie w szybę. Spojrzałam w stronę okna i ujrzałam dużą, czarną sowę należącą do mojej rodziny. Wpuściłam ją do środka i poczęstowałam krakersami. Odwiązałam list, przywiązany do jej nóżki i szybko go rozwinęłam. Był od mojej mamy. Moje oczy momentalnie się zaszkliły. Wybiegłam na korytarz, szukałam mojej przyjaciółki, jednak nigdzie jej nie było. Zrezygnowana usiadłam na jednym ze szkolnych parapetów. Siedziałam tak kilka minut, a może kilka godzin, kiedy nagle poczułam czyjąś rękę na moich ramionach.

-Wszystko w porządku -zapytał Draco, chłopiec którego poznałam w pociągu.

-Jasne -odpowiedziałam wpatrują się w szybę.

-Dlaczego płaczesz? Coś się stało? -zapytał,a w jego głosie usłyszałam... troskę?

-Mój chomik, Lea, zdechł dziś rano. Byłam do niego bardzo przywiązana, dostałam go kiedy byłam mała.

Szarooki przytulił mnie, wtedy zza zakrętu wyszła Kat.



NierozłączneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz