Słowa na H: historie miłosne, herbata z jaśminem, Hermiona

1.4K 80 38
                                    

Hermiona nie chciała być w tym roku w centrum uwagi. Jak mogła, unikała ciekawskich spojrzeń, jeszcze bardziej ciekawskich pytań i ogólnopojętego przebywania 'na świeczniku', choć wiele osób w jej sytuacji korzystałoby z chwili sławy i chwały. Gdy profesor McGonagall, nowo mianowana dyrektor Hogwartu, zaproponowała jej posadę prefekta naczelnego, odparła, że nie ma na to siły. Odmówiła i nie dała się przekonać argumentami o własnej sypialni czy możliwości korzystania z łazienki prefektów. Ona chciała być normalna. Choć na chwile być znowu zwyczajną dziewczyną, kujonką, nawet szlamą. Było to nieco masochistyczne, ale brakowało jej kłótni z Malfoyem, jego wrednych zaczepek, jego paskudnej postawy i podłego traktowania. Zamiast tego chłopak zdawał się schodzić jej z drogi, był cieniem dawnego siebie, a Hermiona obserwowała to zdziwiona, wręcz na niego zła za ten brak zainteresowania jej osobą. Gdy próbował do niej zagadać na peronie, kazała mu się trzymać z daleka. Jak tysiące razy wcześniej, a jednak teraz podziałało. Nie sadziła, że Malfoy weźmie to na poważnie. 

Jestem psychiczna, myślała sama o sobie. Przecież tyle razy chciała żeby się odczepił, żeby przestał istnieć. Jej marzenie spełniło się. Malfoya, którego znała, najwyraźniej już nie było. To prawda, nie spodziewała się, że Ślizgon zdecyduje się na powrót do zamku, ale skoro już tu był... czy nie mogło być jak dawniej? Miała mu to za złe. Ten element układanki się nie zgadzał, kolejny wyjęty puzzel z jej przeklętego życia. Puzzel, który jak miała nadzieje, będzie ją zakotwiczał w rzeczywistości. Nie tak to sobie zaplanowała.

Była za to inna osoba, której obecność w swoim życiu zawdzięczała brutalnym wydarzeniom w klubie pojedynków podczas bitwy o Hogwart.

Pansy.

Na początku Ślizgonka trzymała bezpieczny dystans, nie bardzo wiedząc jak Hermiona będzie reagować na jej towarzystwo. W końcu przez sześć lat pałały do siebie nienawiścią? Czy to było to uczucie ? Czy Pansy naprawdę miała powody, by nienawidzić Gryfonki ? Nie. To był tylko kolejny przejaw głupiego podporządkowywania się Malfoyowi, w którym była ślepo zakochana. Wniosek ten nasunął się jej gdy siedziała przy łożku Granger w szpitalu, wpatrując sie w jej spuchniętą twarz. Tamtego dnia to Parkinson wezwała Zabiniego, używając patronusa i wręcz błagała go, by zabrał obie Gryfonki, ryzykując własne życie, i przetransportował je przez przejście w pokoju życzeń, którym przed bitwą uciekali Ślizgoni. Patronus Parkinson, przybierający kształt świetlistej tchórzofretki, doparł Zabiniego na skraju lasu graniczącego z Hogsmeade. To z tamtego miejsca zamierzał się teleportować na południe Londynu, a następnie jak najdalej od tej przeklętej Anglii. Blaise przez chwilę walczył z własnym egoizmem, jednak coś ruszyło jego śpiące serce i ukryte głęboko wyrzuty sumienia. Ginny. Rudowłosa, szalona, dzielna Gryfonka. Gdy po jednym z przyjęć Slughorna Pansy zasugerowała mu, że zabujał się w Weasley, przeklął ją upiorogackiem.

-No ładnie, Blaise- powiedział wtedy sam do siebie. Tak, Blaise miał zwyczaj rozmawiania z samym sobą, ale to zdarza się przecież każdemu, czyż nie ? -Nawet ten twój upiorogacek to firmowe zaklęcie świrniętej Weasley. Nie mogę pozwolić jej tam umrzeć. Później możemy się dalej nienawidzić- tłumaczył sobie, przedzierając się z powrotem w kierunku przejścia do Hogwartu.

***

Pansy krytycznym okiem zerknęła na swoje lustrzane odbicie i poprawiła krawat w barwach Slytherinu. Idealnie, jak zwykle.

-Piękna i pusta - usłyszała za sobą, a dłonie Zabiniego przejechały po jej talii, by spocząć na brzuchu. Delikatnie nimi zabębnił, wyczuwając pod palcami napinające się mięśnie płaskiego brzucha dziewczyny. Pansy obróciła się w jego stronę i obdarzyła go słodkim uśmiechem. W jej przypadku ta słodycz zawsze była pomieszana z czymś trującym i wrednym. Jak cała ona.

Amortencja dla wroga - DramioneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz