.

491 45 13
                                    

   Mój drogi, mały, czarny aniołku. Piszę do ciebie ten list z nadzieją, że go chociażby zobaczysz, przeczytasz... Wiem, że to niemożliwe, lecz chyba znasz mnie. Niemożliwe zawsze było dla mnie na wyciągnięcie ręki. Odkąd cię tu nie ma, jest pusto. Jak to Jan Kochanowski napisał w Trenie VIII: ,,Pełno nas, a jakoby nikogo nie było. Jedną, maluczką duszą tak wiele ubyło". Mój Kochany, to samo mógłbym powiedzieć o Tobie.

   Brakuje mi Twego głosu, cichutkiego, pojawiającego się tak rzadko i tak cenionego wśród herosów.

   Brakuje mi Twego straszliwego ubioru, z którego żartowałem, by na Twej twarzy zagościł wyraz złości. Wiem, że nie byłeś nigdy o to na mnie zły. Po prostu udawałeś twardziela, by zaczęto traktować Cię z należytym Ci szacunkiem, a nie jak czternastoletniego gówniarza.

   Brakuje mi Twej jasnej karnacji, przez wielu uważanej za straszną, a dla mnie, za najcudowniejszą rzecz na świecie. Kiedy trzymałem Cię za rękę, nasze dwa odcienie skóry były dla innych rozpoznawalne z daleka, a dla nas, wtapiały się w siebie. Czasem miałem wrażenie, że wtedy byliśmy jednością.

   Brakuje mi Twych czarnych włosów, często dotykanych przez moje ręce. Były takie miękkie w dotyku, że nie potrafiłem się powstrzymać. Widziałem, jak sprawiam Ci przyjemność. Chciałem to robić cały czas. I przyznaj, udawało mi się.

   Brakuje mi Twego pierścienia, którego zabrałeś ze sobą do grobu. Błagałem opiekuna by pozwolił mi go zatrzymać, lecz on kategorycznie mi tego zabronił. Sądzi, że teraz ciąży na nim klątwa... Paranoja.

   Brakuje mi Twego miecza, którym porwałeś mi kawałek mojej ulubionej koszuli! Pamiętam, jak wtedy za karę kazałem Ci pocałować mnie na środku obozu... Pamiętam wzrok dziewczyn, kiedy zorientowały się, że jestem zajęty... No dobra, nie było tak. Pozwól mi pomarzyć!

   Brakuje mi Twego humoru. A raczej jego brak. Kiedy udawało mi się Ciebie rozbawić, czułem się co najmniej, jakbym wygrał w maratonie na pięćset tysięcy kilometrów. Zmęczony, spocony, ale wygrany. Ooo tak, dobre określenie.

   Brakuje mi Twojego pojękiwania. Pamiętasz nasz pierwszy raz? Nieźle się natrudziłem. Wyrwanie takiego marudę jak Ty graniczyło z cudem! Ale... mi się udało. Przyznaj, poczułeś się jak w niebie. Widziałem po wyrazie twarzy, że zadowoliłem Cię w stu procentach. Widziałem również Twoje podniecenie, kiedy włożyłem go do ust... Nadal pamiętam jego smak... Mógłbyś choć raz się umyć!

   Brakuje mi Twojego języka. Zupełnie poważnie. Szczerze, głupio mi się to pisze, ale potrafiłeś zrobić takiego loda... Stanął mi. Przepraszam, to miał być romantyczny list. Ale ja nie umiem być romantyczny... Przekonałeś się o tym. Ja umiem udawać romantycznego.

   Brakuje mi Twoich oczu, patrzących na mnie z nadzieją na lepsze jutro. Pamiętasz, jak zginął Percy? Załamałeś się wraz z Annabeth. Pomagałem ci w pocie czoła, pomagałem ci zapomnieć. Byłem na każde Twoje wezwanie, często ignorowałem własne potrzeby (nie higieniczne, bo wtedy strasznie narzekałeś). A kiedy ci pomogłem, dostałem nagrodę. Twoje usta.

   Właśnie, brakuje mi Twoich ust. Tych... idealnych, słodkich ust. Pamiętam, kiedy je nadgryzłem i poczułem Twą słodką krew... Wtedy poczułem się jak Edward ze Zmierzchu... Chciałem jeszcze i jeszcze... I skończyło się na tym, że ugryzłem Cię w język i później przez kilka dni nie dawałeś się całować. Wiesz, jaka to była katorga?!

   Brakuje mi Twoich stóp. Wiem, jak to wygląda. Ale naprawdę... Były takie malutkie, często, kiedy Cię ignorowałem na łóżku, smyrałeś mnie nimi po plecach i twarzy. Przy tej drugiej opcji krzyczałeś: „Perfumy za całusa!" i później domagałeś się tego całusa, którego z wielką chęcią Ci oddawałem.

   Brakuje mi Twego uśmiechu. Pojawiał się tak rzadko... A kiedy już to robił, był najcudowniejszą rzeczą na świecie. Mam jego zdjęcie na biurku. To było wtedy, kiedy zaczęliśmy zrywać truskawki i się nimi karmiliśmy. Wtedy, ktoś nam zrobił zdjęcie z ukrycia i dał mi po Twojej śmierci. Tym kimś okazał się nasz dobry znajomy – Jason.

   Brakuje mi Twoich rączek. Czasem wydawało mi się, że jesteś taki malutki i delikatny... Jakby najmniejszy wiatr mógł cię przewrócić. Kit z tym, że brałeś udział w wielu bitwach. Dla mnie, zawsze trzeba było Cię bronić i uważać na Ciebie.

   Brakuje mi Twojego noska. Kolejna malutka rzecz. Taki słodziutki i zawsze zimny. Kiedy jeździł po mym torsie, czułem się wniebowzięty.

   Brakuje mi Twoich czerwonych policzków. Zawsze, kiedy cię całowałem na oczach innych, słodko się rumieniłeś. To było genialne uczucie widząc Cię zawstydzonego, ale szczęśliwego jednocześnie.

   Brakuje mi kłótni z Tobą. Były rzadko, lecz zawsze poważne. Raz nie odzywaliśmy się do siebie jakieś pięć dni. Serce mi się krajało, jak widziałem, że Jason Cię pociesza. Tylko ja mogłem to robić. Rozumiesz?! Tylko ja. Wypomniałem Ci to i widziałem satysfakcję w Twoich oczach, gdy zauważyłeś, że byłem zazdrosny.

   Brakuje mi Twych łez. Tych spowodowanych smutkiem szybko się pozbywałem, ale za to, z tych ze szczęścia, byłem dumny.

   I ostatnie, brakuje mi wypowiedzianych przez Ciebie słów. Tych dwóch słów, które poruszyły me serce. Tych słów, których nie zdążyłeś wypowiedzieć tuż przed swoją tragiczną śmiercią. Chciałbym mieć je nagrane i odtwarzać codziennie... Błagam, wyślij mi je na dyktafonie... Z Hadesu chyba się da... Błagam, wyślij je. Nie chcę być jak Orfeusz, iść po Ciebie, bo boję się, że popełnię ten sam błąd co on. Odwrócę się, by zobaczyć Twą piękną twarz, której nie widziałem już cały rok. Dzisiaj mija rocznica od Twojej śmierci.

   Dokładnie rok temu i dwa dni usłyszałem ostatni raz słowa, które tylko Ty mogłeś z czystym sumieniem wypowiedzieć.

   Kocham Cię – te słowa masz mi wysłać na dyktafonie.

____________________________

No i pojawiło się także Leico. Stwierdziłam, że po prostu będę wstawiać tutaj wszystkie krótkie historie, które napisałam :))

Pozdrawiam!

(Nie)romantyczny list |LeicoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz