- Wszystko będzie dobrze, mój drogi - Albus Dumbledore delikatnie przeczesał włosy swojego czternastoletniego wnuka - Jesteś dzielnym chłopcem, Harry, poradziłeś już sobie z dwoma poprzednimi zadaniami, dasz sobie radę.
- Boję się, dziadku - wyznał szeptem - Mam jakieś złe przeczucia odnośnie labiryntu.
- Wystarczy, że podniesiesz różdżkę i rzucisz zaklęcie, a my od razu wyciągniemy cię z tego, pamiętaj, że zwycięstwo nie jest tutaj ważne - powiedział, poprawiając czerwono złoty strój Pottera - Będę tu na ciebie czekać.
Wtedy po stadionie rozniósł się głos prowadzącego, co oznaczało, że zawodnicy powinni ustawić się przed wejściem do labiryntu. Harry chwiejnym krokiem podszedł do wyznaczonego miejsca i stanął pomiędzy Cedrikiem, a Victorem. Puchon uśmiechnął się do niego uspokajająco, a Harry zarumienił się lekko.
Obejrzał się po raz ostatni, aby spojrzeć na dziadka. Odkąd pamiętał mężczyzna zawsze był przy nim. Po śmierci jego rodziców, przyjął go do swojego domu i zaopiekował się nim jak swoim.
Chłopiec odgonił od siebie te sentymentalne myśli i wyciągnął różdżkę.
Serce biło mu z przeraźliwą prędkością, gdy wbiegał do labiryntu. Czuł się jak w transie, gdy omijał i pokonywał różnorakie przeszkody, jakie ten piekielny labirynt postawił na jego drodze. Z ulgą przyjął rezygnację Fleur, przynajmniej to nie on odpadnie jako ostatni, dopóki nie wpadł na Victora Kruma, który znajdował się pod wpływem mrocznego zaklęcia, wtedy pogratulował sobie obeznania, ponieważ od początku przeczuwał, że coś jest nie tak. Jednak nie na wiele mu się to zdało, skoro sam znajdował się teraz w tej wielkiej pułapce.
Biegł przed siebie, gdy wpadł na coś twardego, cokolwiek to było, wybiegło z jednego z bocznych korytarzy labiryntu. Spojrzał w górę, jednocześnie celując w postać różdżką, gdy zobaczył przed sobą czarujący uśmiech mężczyzny ubranego z żółto czarny strój.
- Jak widać to przeznaczenie - powiedział i pomógł mu wstać - Jedyne miejsce, w którym twój dziadek nas nie widzi i akurat na siebie wpadamy - pochylił się do niego, chcąc go pocałować, jednak mniejszy chłopiec go odepchnął.
- Zwariowałeś?! To nie jest czas, ani miejsce na takie rzeczy! Cedrik, tutaj dzieje się coś złego!
- Spokojnie, maleńki. To już jest koniec - kolejny czarujący uśmiech, po którym odsunął się na bok, pokazując co znajduje się za jego plecami.
Puchar.
- No to na co czekasz? -zapytał zdezorientowany Harry - Łap go!
- Zrobimy to razem - powiedział i pociągnął go w kierunku nagrody.
- Co ty bredzisz? Puchar ci się należy, mnie nawet nie powinno tutaj być.
- Jaki będzie lepszy sposób na powiedzenie twojemu dziadkowi o nas, niż pokazanie mu, że uratowałem ci życie? - zapytał - Łapiemy go na trzy! Raz...dwa...trzy.
Cedrik i Harry złapali puchar w tym samym czasie i od razu poczuli dziwny ciąg w pępku, wskazujący na aportację. Gryfon westchnął z ulgą wiedząc, że za chwilę znajdzie się na stadionie i będzie mógł zapomnieć o tym okropnym zadaniu.
Kiedy uderzyli w ziemię, a puchar przeturlał się kilka metrów dalej. Harry spojrzał w górę. Nie byli na stadionie. To był cmentarz.
- Co do cholery? - zapytał Diggory, otrzepując się z ziemi.
Kruczowłosy rozglądał się po otoczeniu, gdy jego wzrok padł na jeden z nagrobków.
Tom Riddle Sr.
- Cedrik, łap za puchar, musimy stąd uciekać - mówił spanikowany.
- Ale co się dzieje? Co to za miejsce? - pytał, nie ruszając się z miejsca.
Harry próbował odpowiedzieć, ale ubiegł go ktoś inny.
- Nareszcie się zjawiliście - powiedział i zaśmiał się szyderczo - Czarny Pan czekał na was z niecierpliwością.
Czternastolatek spojrzał z nienawiścią w stronę szkaradnego mężczyzny, który zbliżał się do nich, niosąc małe zawiniątko na rękach. W jednej chwili Harry został odepchnięty do tylu, a Cedrik stanął przed nim, osłaniając go własnym ciałem i celując różdżką w przybysza.
- Kim jesteś? Czego chcesz?
- Zabij, niepotrzebnego - powiedział cichy głos, a zielone zaklęcie, poszybowało z różdżki Pettigrew, prosto w siedemnastolatka.
- Nie, Cedrik! - chłopiec rzucił się w stronę martwego ciała, kładąc sobie jego głowę na kolanach, ciężkie łzy zaczęły spływać po jego policzkach, gdy poczuł jak kolejne zaklęcie odpycha go od kochanka i zostaje przywiązany, grubymi linami do pomnika Toma Riddle'a Seniora.
Gryfon był tak przerażony, ledwo był w stanie poukładać sobie to wszystko w głowie. Cedrik nie żył. Przed sobą miał Peter'a Pettigrew, który wrzucał do kotła coś, co z pewnością mogło być tylko jednym. Lordem Voldemortem. Dziadek wiele razy opowiadał mu o tym czarnoksiężniku, dla chłopca był niczym więcej jak mordercą bez serca.
Patrzył z nienawiścią, jak podły szczur wrzuca do kotła kość ukradzioną z grobu, a teraz zbliżał się do niego z nożem w ręce i szerokim uśmiechem na ustach.
- Nie podchodź - zawołał wystraszony, na co mężczyzna zaśmiał się okrutnie i rozciął jego rękę, aby krew zebraną na nożu przelać do ogromnego kotła.
Wywar zaczął wrzeć, na co animag znów się zaśmiał, tym razem z czystej radości. Jego Pan za chwilę powstanie na nowo, aby nagrodzić go za jego lojalność!
Po chwili z kotła wynurzyła się postać, jednak nie wyglądała tak jak Harry sobie wyobrażał. Nie spotkał szparek zamiast nosa, ani przeraźliwie białej, łysej głowy. Mężczyzna wyglądał jak starsza wersja Toma Riddle'a, które dwunastoletni Gryfon spotkał w Komnacie Tajemnic.
- Ubierz mnie - wycharczał jedwabisty głos, a Glizdogon natychmiast zaczął owijać bladą skórę w czarne szaty - Harry Potter - wysyczał, podchodząc do przywiązanego nastolatka - Plotki jednak są prawdziwie, rzeczywiście jesteś niesamowicie piękny - przejechał palcem po policzku nastolatka.
Przez chwilę przyglądał się kruczowłosemu, po czym uśmiechnął się.
- Pójdziesz ze mną, laleczko - machnął różdżką, a więzy rozwinęły się, przez co przerażony chłopiec wpadł prosto w wyciągnięte ramiona Czarnego Pana. Mężczyzna wymruczał zaklęcie, a młodszy czarodziej zamknął oczy, zmuszony do snu - Och, Dumbledore będzie taki załamany - uśmiechnął się szyderczo.
CZYTASZ
Ukojenie W Ciemności
FanficHarry jest adoptowanym wnukiem Dumbledore'a, a Voldemort po swoim powrocie planuje obalić dyrektora. Czy istnieje lepszy sposób na zmuszenie przywódcy jasnej strony do poddania się niż porwanie najbliższej mu osoby? Okładka wykonana przez Nathallie_x