Oto kim jestem

11K 724 75
                                    

Wszyscy zastanawiają się kim jestem.

Plotka o człowieku zabijającym na zlecenie szybko się rozniosła po okolicy. I nie tylko. Ludzie w okamgnieniu przypisali mi przezwisko Człowiek Północy i wiedzieli, że gdziekolwiek się pojawię przynoszę ze sobą śmierć.

Rozpoznają mnie po ubiorze, który jest dość charakterystyczny – skórzane spodnie i kurtki, na których wciąż mienią się szare futra królików i wilków. Jednak nie do wszystkich docierają plotki i często nie wiedzą z kim mają do czynienia. Jak mnie wkurzają to im to przypominam.

Latem nie zajmuję się tylko zabijaniem ludzi, ale także i zwierząt. Zabijając zwierzęta mogę sprzedać ich futro i mięso za dość dobrą sumę.

Jednak ich zabijanie przychodzi mi z trudem.

Ludzi, których zabijam nikomu nie jest żal, gdyż są to ścierwa i mordercy, i nikt za nimi nie uroni ani jednej łzy. Zwierzęta natomiast są osobnikami bezbronnymi i niewinnymi. Nawet drapieżniki zabijające swoich pobratymców są więcej warte od ludzi, gdyż wszystko co robią jest tylko próbą przetrwania. Ludzie robią to wszystko dla własnej satysfakcji i rozrywki.

To jest chore.

A ja nie jestem lepszy. Może i nie odczuwam jakiejś wielkiej przyjemności z zabijania, ale też nie mogę do końca przyznać, że nie czuję się lżej kiedy ich wykańczam i patrzę jak kolejna zła dusza odchodzi z tego świata. Żyję w przekonaniu, że bez nich jest lepiej.

Czasami zastanawiam się, czy kiedyś nie zjawi się ktoś taki jak ja i dokona tego samego, tylko że na mnie. A moich zbrodni byłoby tak wiele, że nawet w zaświatach nie byłoby dla mnie miejsca.

Trochę to smutne...

Cóż, mogło być gorzej.

Choć... co jest gorsze od śmierci? Może samo życie...

***

Ale jak to w ogóle się zaczęło? Dlaczego stałem się mordercą?

Nawet rodzina tego nie wie... ale oni nawet nie wiedzą co robię za każdym razem kiedy wyjeżdżam, więc ich w ogóle nie powinno się liczyć.

Zacznijmy od początku...

Każdego lata ojciec odstawiał mnie i rodzeństwo do swojego brata, by – według mojej opinii – mieć święty spokój. Dwa miesiące wolności.

Wujek oczywiście witał nas z otwartymi ramionami. Nie miał dzieci – i do tej pory też ich nie ma, dzięki Ci Boże – więc w ten sposób mógł poprzebywać trochę z wrzeszczącymi bachorami. Ogólnie rzecz biorąc nie był ani dobrym wychowawcom, ani zabawnym kompanem. Jedyne co potrafił robić to dużo gadać, a jako dzieci szybko się nudziliśmy i zwykle zostawialiśmy go samego pogrążonego w rozmyśleniach niepojętych dla umysłu ośmiolatka.

Jednak, trzeba mu przyznać, miał temperament. Wkurzał się dość często, co dla nas – dzieciaczków z dobrej rodziny – było niepojęte. Wydzierać się na dzieci tylko dlatego, że nie włożyły kurtki czy nie zjadły do końca warzyw? Dobra, rodzice też na nas krzyczeli, ale nie aż tak. Wujek darł mordę tak bardzo, że w okolicy prawie grzmiało.

Można powiedzieć, że moje siostry miały się łatwiej ode mnie i brata. Wujek traktował je najlepiej jak mógł. To były jego oczka w głowie. Nigdy na nie nie podniósł głosu, na wszystko im pozwalał. Moje mądre siostrzyczki oczywiście korzystały z jego pobłażliwości i niemal wchodziły mu na głowę chcąc nowej zabawki czy sukienki.

Razem z bratem mogliśmy jedynie liczyć na jego okrutne i twarde spojrzenia. Nawet nam się nie śniło o cokolwiek go prosić.

Od początku wiedziałem, że mam przerąbane. Nawet bardziej od brata.

Miałem pecha, że to mnie wujek wybrał jako... cóż, inaczej tego chyba nazwać się nie da...

Wybrał mnie jako worek treningowy.

Zacznijmy od tego, że nie bił mnie jak byłem w miarę młody... co oznacza, że do dwunastego roku życia miałem spokój. No mniej więcej. Wciąż mną gardził i ośmieszał. Czasami wolałem się nie pokazywać na kolacji byle by mi tylko dał spokój. Ale zwykle się myliłem, bo często mnie odnajdywał i kazał usiąść do stołu, a potem ze mnie drwił, kpił, szydził i śmiał się jak widział, że zbiera mi się na płacz.

Cóż, nie zawsze byłem twardy. Kiedyś byłem miękki i każdy wiedział, że jestem ofermą. Stare dobre czasy...

Ale do rzeczy.

Skończyłem dwanaście lat. I wtedy się zaczęło.

Pewnego popołudnia jak zwykle bawiłem się z rodzeństwem  w ogrodzie. Siostry rozbierały i na nowo ubierały swoje lalki, a ja z bratem walczyliśmy na drewniane miecze. Chcąc zrobić na złość siostrom zabrałem im jedną z lalek – przecież każdy chłopiec tak robił. Mama pewnie podeszłaby do mnie i grzecznie poprosiła, żebym oddał lalkę siostrom. Tata zagroziłby mi, że za karę nie dostanę deseru.

Ale wujek nie był ani ojcem, ani matką. Wstał z krzesła, podszedł do mnie i wyrwał mi lalkę z rąk. Oddał ją dziewczynkom i złapał mnie mocno za ramię. Wprowadził siłą do domu i dosłownie wrzucił do swojego gabinetu.

"Nauczę cię jak powinieneś się zachowywać." Wyciągnął zza pleców pas. "Wyjeżdżając ode mnie będziesz potulny jak baranek."

Tak... Reszty samemu można się domyśleć.

Byłem katowany każdego lata.

Zaczęło się od dziesięciu uderzeń, a z  każdym rokiem przybywało ich o następne dziesięć.

Można powiedzieć, że w wieku siedemnastu lat moje plecy były odporne na ból. Nie odczuwałem tych uderzeń taj mocno jak w wieku dwunastu lat.

Ale gdy tylko wuj zauważył, ża pas już nie sprawia mi takiego bólu zmienił broń.

Przeleciał mnie strach kiedy zobaczyłem, że sięga po bat. Czułem się jak zwierzyna.

Tego dnia kiedy wyżył się na mnie pejczem nie mogłem się ruszyć przez następne pół godziny. Krew ciekła z moich pleców na drewnianą, lśniącą podłogę. Widziałem jak wokół mnie tworzy się mała kałuża krwi.

Kiedy wreszcie zebrałem się w sobie i wstałem czułem jakby ktoś wbijał mi tysiące szpilek w skórę. Wtedy po raz pierwszy opatrywałem sobie rany. Nie było to proste. Męczyłem się przez kilka godzin.

Przez następny tydzień nie mogłem się schylać, gdyż rozerwałbym gojące się rany. Chodziłem prosto jakby ktoś włożył mi kijek w dupę.

Siostry niczego nie zauważyły. Jedynie brat był zaniepokojony. Wypytywał mnie, ale ja milczałem.

Poprzysiągłem sobie, że następnego lata stanę się silniejszy.

Od dwunastego roku życia czułe jak moim ciałem zawładnął strach, a teraz chciałem go zwalczyć. Następnego lata nie będę słaby, nie pozwolę się tknąć nawet palcem, myślałem.

Rok później wróciłem do domu bez ani jednego siniaka czy rany.

Tigre [W TRAKCIE POPRAWEK]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz