Rozdział 3

14 3 0
                                    

Czy snucie się za kimś przez cały dzień jest naprawdę tak męczącym zajęciem? Gdy wrócił nad ranem do swojej komnaty to pytanie nie dawało mu spokoju. Choć było to do niego niepodobne, był potwornie zmęczony. Może to ten koszmarny sen? Może okropne kadzidło ze świątyni? Bolała go głowa i piekły oczy. Zdecydowanie musi się chwilę zdrzemnąć. Nie miał nawet siły się przebierać. Padł na lóżko i zasnął po chwili.

W jego umyśle pojawił się odraz lasu. Sękate gałęzie wiekowych drzew, pokryte soczyście zielonymi liśćmi tworzyły nad jego głową sklepienie, przez które ledwie było widać niebo. Puszcza tonęła w cieniu. Biegł wąską, krętą ścieżką, która wiła się wśród skał. Kamienie porastał mech i paprocie. Po stromym zboczu spływała strumykami woda, a nad ziemią snuła się gęsta mgła. W białych obłokach pojawiła się postać w zwiewnej, jasnej szacie. Jej twarz zasłaniały opadające na czoło ciemne włosy. Dłońmi zaczęła odgarniać niesforne kosmyki do tyłu i spojrzała wprost na niego. Przypominające mozaikę ciemnej i świetlistej zieleni oczy patrzyły w jego własne. Uśmiechnęła się. Gdzieś z oddali słyszał znajomy śpiew: choć za mną... Lekki, melodyjny głos rozbrzmiewał gdzieś w jego głowie, chociaż dziewczyna nie poruszała ustami: mam dużo czasu, będę na ciebie czekać...

Otworzył oczy, obraz znikł. Kerian zwlekł się z łóżka. Chyba z drzemki niewiele wyjdzie. Za to przyda mu się zimna kąpiel, bo jak tak dalej pójdzie, zaśnie na stojąco. Przeczesał palcami splątane włosy i związał je rzemykiem. Wiatr rozchylał zasłony w oknie i do pokoju wpadały promienie wiosennego słońca, które stopiły już pewnie ostatni tej wiosny śnieg. Opuścił cicho pokój. Przemierzał korytarze i przejścia niezauważony, aż zszedł do zamkowych podziemi. Strome schody prowadziły do ukrytych pod pałacem basenów. Mrok rozświetlały liczne świece. Słyszał gwar rozmów, dźwięk przelewanej wody, śmiechy, kroki. Powietrze było przesycone wilgocią. Kerian zrzucił ubranie i zanurzył w lodowatej wodzie. Przechodziły go dreszcze. Oparł głowę o kamienną ścianę i opuścił powieki. Starał się skupić na przenikliwym chłodzie, który tysiącami igiełek wbijał się w jego ciało. Odgłosy wokół niego stawały się zamglone, przyciszone, niewyraźne. Nagle przez szum przebił się ledwo słyszalny śpiew, tajemnicza melodia. Otworzył gwałtownie oczy. Jego słuch zaatakowały wyciszone wcześniej chichoty i rozmowy, a pieśń zgasła. Nabrał w dłonie zimnej wody, przemywając twarz. Wstał i usiadł na otaczającym basen murku. Lodowate krople spływały po jego ciele. W głowie słyszał znajomy głos. Słowa były ciche, jakby pochodziły z daleka, ale miał wrażenie stoi tuż za nim i szepce mu do ucha. Zerwał się na równe nogi. Wydawało mu się, że mdły blask światła świec, odbijający się w wodzie razi jego oczy. Ubrał się w pośpiechu i prawie biegiem opuścił podziemie. Musi przestać się zastanawiać nad swoimi snami, bo niedługo po prostu zwariuje. Chociaż skoro słyszy mówiące do niego głosy nie tylko we śnie, ale też na jawie to może już oszalał? Tak... To chyba całkiem możliwe. Może wrażenie, że jednak wszystko z nim jest w porządku, choć bardzo realne, jest tylko wytworem chorego umysłu? Im dłużej się nad tym zastanawiał, tym mniej rzeczy wydawało mu się pewnych. Wizje skutecznie odebrały Kerianowi apetyt, więc bez zbytniego namysłu zrezygnował ze śniadania. Szedł mrocznymi się korytarzami, starając się zapomnieć o nawiedzających go obrazach. Nie zwracał uwagi dokąd idzie, ale nogi same niosły go w stronę tej części zamku, która dla większości była legendą, nieistniejącym tworem, stworzonym by opowiadać mrożące krew w żyłach historie. Mieszkańcy zamku doskonale wiedzieli, że w podziemiach pałacu znajdują się głębokie piwnice. Niewielu jednak zdawało sobie sprawę, że także ogromny ogród kryje pod sobą plątaninę tuneli i komnat, które z kolei prowadzą do piwnic i lochów miasta otaczającego pałac. Kerian schodził w głąb ziemi i w niemalże zupełnych ciemnościach podążał do świata należącego do Cieni. Urion dbał o to, by jego straż była otoczona jak największą tajemnicą. Było ich prawie stu i mieli opinie bezlitosnych morderców, którymi zresztą byli. Odkąd pamiętał był szkolony, aby zostać jednym z nich.

Otworzył drzwi prowadzące do obszernej sali, oświetlonej przez liczne pochodnie. Na kamiennych ścianach wisiała wszelkiego rodzaju broń: miecze, sztylety, łuki, włócznie: wypolerowany metal odbijał rzucane przez ogień światło. W rogu pomieszczenia siedziało kilka zakapturzonych postaci w czarnych płaszczach haftowanych srebrną nicią. Kerian zapatrzył się na zdobiące komnatę śmiercionośne narzędzia. Wyciągną przed siebie rękę i dotknął rękojeści długiego, ciężkiego miecza. Pod palcami czuł chłodną stal i wygrawerowane na niej wzory. Zręcznym ruchem zdjął go ze ściany, jego dłoń zacisnęła się na rękojeści.

- Który? - zapytał wypranym z emocji głosem.

Jeden z mężczyzn wstał z podłogi i sięgnął do zapięcia peleryny. Zrzucił niedbale okrycie na ziemie i w samej koszuli, z mieczem w ręce staną naprzeciw Keriana, który uśmiechnął się chłodno. Cień zaatakował, ale młody dowódca bez trudu uniknął śmiertelnego ostrza. Kiedy walczył, czas stawał dla niego w miejscu. Zawsze, gdy dzierżył w dłoni broń był absolutnie skupiony na przeciwniku. Nie liczyło się nic innego.

Obserwował uważnie, starając się przewidzieć ruchy rywala. Mimo panującego w podziemiach chłodu, wysiłek sprawił, że było mu gorąco, a po plecach spływały stróżki potu. Martwą ciszę wypełniały tylko ciężkie oddechy i dźwięk ścierającego się metalu. Czasem miecz rozcinał skórę któremuś z walczących. Kerian cieszył się, że wojownik, który podjął jego wyzwanie posługuje się bronią równie dobrze jak on. Pojedynek był wyrównany. Dwaj strażnicy okrążali się wzajemnie i obserwowali skupionym wzrokiem. Byli coraz bardziej zmęczeni. Krew powoli sączyła się z płytkich ran. Kerian zacisnął dłoń na rękojeści. Wiedział, że przeciwnik zaatakuje... Teraz. Ruch. Unik... Dowódca Cieni stał z ostrzem przyciśniętym do piersi strażnika.

- Niesamowite...- odezwał się głos za plecami kapitana.

Wojownik odwrócił się gwałtownie. Za nim stał Urion. Twarz mężczyzny szpeciły trzy blizny pod lewym okiem, które zasłaniała opaska. Srebrno-brązowe włosy cesarza opadały na ramiona. Patrzył się na młodego strażnika z zadowoleniem w okrutnym spojrzeniu. 

We mgleOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz