Ściany niewielkiego pomieszczenia obite były bogato haftowanym, czerwonym materiałem. Podłogę pokrywały wzorzyste dywany. Pokój nie miał okien. Oświetlały go świece w lichtarzach. W rogu stało skryte pod baldachimem łoże, a pod ścianami ciemne, drewniane meble. Nad toaletką wisiało ogromne lustro w złotej ramie.
Oktawia przeczesywała palcami długie, płomiennie rude włosy. Układała je w pośpiechu, spinając kosmyki złotymi ozdobami. Wstała i owinęła się w długą, szkarłatną szatę. Ujęła w dłonie poły krwistoczerwonej sukni i skierowała się w stronę ciężkich, dębowych drzwi. Na korytarzu czekała na nią zakapturzona, wysoka postać. Na czarnym płaszczu wyhaftowane były ledwie widoczne, srebrne wzory - jeden z Cieni. Zawsze, gdziekolwiek się wybierała towarzyszył jej strażnik. Nie byli to jednak wiecznie pijani, głośni żołnierze pilnujący murów zamku. Cienie byli inni. Byli nieuchwytni i niebezpieczni. Przemykali przez pałac niezauważeni. Zabijali bez mrugnięcia okiem.
Mężczyzna sięgną do skrywającego twarz kaptura i zdjął go z głowy. Kerian. Kapitan straży. Wojownik spojrzał na nią przenikliwymi, ciemnozielonymi oczami. Jego wzrok był chłodny, bez emocji. Skłonił sztywno głowę i brązowe, prawie czarne włosy, opadły mu na ramiona. Towarzystwo młodego dowódcy sprawiało, że Oktawię przechodził zimny dreszcz. W tym surowym, milczącym człowieku było coś przerażającego i nie chodziło tylko o świadomość, że walczył i zabijał bez zbędnych pytań, jeśli padł taki rozkaz, bo każdy z Cieni wykonywał królewskie polecenia bez zbędnych pytań. To przez te oczy... Mimo, że ich kolor przywodził na myśl zacieniony ogród, to wydawały się dziwnie zimne, ale nie martwe. Wolałaby, żeby był taki jak inni...
Ruszyła przez korytarz, a Kerian bezszelestnie podążył za nią. Przemierzała ze swoim strażnikiem labirynt zamkowych przejść, aż w końcu znalazła się przed bramą z białego kamienia - Wrota Świątyni Ognia. Przeszła przez dziedziniec jeszcze pusty z powodu wczesnej pory.
- Zaczekaj tu na mnie- rzuciła do strażnika, nie patrząc za siebie i przekroczyła drzwi.
Sanktuarium było pogrążone w mroku. W powietrzu unosił się dym ze spalonego kadzidła. Na środku sali stał ogromny, wykuty z metalu świecznik w kształcie drzewa, na gałązkach którego płonęły świece. Ściany pokrywało malowidło przedstawiające rośliny o krwistych kwiatach. Po kamiennej posadzce przechadzały się kobiety w szkarłatnych szatach, które w mroku miały fioletowy odcień. Jedna z kapłanek podeszła do niej, niosąc misę z suszonymi liśćmi ziół, korą i płatkami kwiatów. Oktawia wrzuciła do od ognia garść kadzidła i patrzyła na smugi dymu, unoszące się nad płomieniami.
- Bądź pozdrowiona, pani - głos kapłanki wyrwał ją z zamyślenia.
Spojrzała na dziewczynę i skłoniła lekko głowę. Oczy młodej kobiety były jakby zamglone. Patrzyła na Oktawie wzrokiem, w którym szaleństwo mieszało się z sennością, rzeczywistość z omamami, które czasem powodował zawarty w ziołach narkotyk.
- Tu trzeba zawsze słuchać głosów - mamrotała półprzytomnym głosem. - Mówią, że winny ma się bać gniewu dusz... Krew jest wszędzie, krew... i jest ta, która...
- Dość !- warknęła Oktawia. - Nie chce tego słuchać!
- Czarownica z północy przeklnęła dusze splamione winą... Ktoś obraził bogów i zbudził pogańskie demony. Krew... Wilki chłeptały krew...
- Zamilcz...
- Coś się zbliża. Krew zabarwi zieleń, krew zabarwi biel... – kapłanka wymruczała półprzytomnie.
Oktawia odwróciła się i szybkim krokiem skierowała w stronę wyjścia. Otworzyła wrota i weszła na otulony śniegiem dziedziniec. Łatwiej jej było oddychać bez duszącego, wonnego dymu. Zaczerpnęła głęboko powietrza, próbując walczyć z narastającym lękiem.
- Coś się stało, pani?- Głos Keriana był tak samo chłodny jak upiorne, ciemnozielone oczy. Odwróciła się. Kapitan stał kilka kroków za nią i najwyraźniej czekał na jej odpowiedz.
- Nie, nic. Wracamy.
Dowódca Cieni kiwną tylko głową i podążył za Oktawią do jej prywatnych komnat. Gdy dotarli do drzwi usłyszała głos strażnika:
- Mam ci towarzyszyć dziś cały dzień i strzec ciebie i pana podczas dzisiejszej uczty.
- To jego rozkaz? - Kiwnął głową. - No tak... Trudno.
Oktawia zniknęła w pokoju, zamykając za sobą drzwi na klucz. Słowa kapłanki wytrąciły ją z równowagi, a obecność zimnokrwistego zabójcy po drugiej stronie drzwi nie pomagała zebrać myśli. Czemu Urion musiał wybrać akurat Keriana? Przebywając z innymi Cieniami miała wrażenie, że jej strażnicy to... przedmioty. Miała wrażenie, że przebywa obok rzeźby: kamienna twarz i puste, martwe oczy. Mody kapitan nie był bezmyślną maszyną do zabijania i paradoksalnie to było w nim najbardziej przerażające. Jeśli ktoś ma w sobie jeszcze duszę, ale morduje z czyjegoś rozkazu, to jego serce musi oplatac nieprzenikniony mrok.
Opadłą ciężko na posłanie. Była zmęczona, a czekał ją jeszcze długi dzień. Cztery razy w roku: zimą, wiosną, latem i jesienią cesarzowa powinna wyprawić ucztę i prosić bogów o pomyślność. Urion obawiał się zawsze tych uroczystości, bo był święcie przekonany, że zdrada przyjdzie właśnie ze świątyni. Oktawia położyła się na łóżku i otuliła kocem. Zamknęła powieki, starałajac się nie myśleć o niczym i po chwili odpłynęła w niespokojny sen.
Obudziła się dopiero późnym popołudniem, gdy służąca przyszła pomóc jej przygotować się na ucztę. Młoda dziewczyna upięła kunsztownie jej włosy, namaściła ciało olejkiem, pomogła założyć ciężką suknię wyszywaną klejnotami i z ukłonem opuściła pokój. Oktawia wyjęła z ozdobnej szkatułki diadem i włożyła ozdobę na głowę. Przyjrzała się swojemu odbiciu w lustrze. Mimo upływu lat wciąż mogła się poszczycić nienaganną figurą i niezwykłą urodą: jej ogniste włosy nie nosiły nawet śladu siwizny, a ukryte za wachlarzem czarnych rzęs szare oczy nie zmieniły się od czasu, gdy była młodą dziewczyną. Wstała pozwalając, by tren sukni ciągną się za nią po ziemi, otworzyła drzwi i wyszła na korytarz. Na podłodze, obok wejścia siedział oparty plecami o ścianę Kerian. Na jej widok strażnik podniósł się z ziemi. Patrzył na nią znudzonym, a jednocześnie czujnym wzrokiem, co przyprawiało Oktawie o ciarki. Nigdy nie bała się Uriona mimo całego jego gniewu i okrucieństwa, ale milczący, pozbawiony emocji Kerian budził w niej dziwny lęk. Razem z podążającym za nią krok w krok dowódcą Cieni zeszła w dół do sali balowej. Urion zauważył ją, gdy stała jeszcze na schodach. Posłał Oktawii zmysłowy uśmiech, który sprawił, że poczuła języki ognia liżące jej skórę. Jego szaro-brązowe włosy opadały na potężne ramiona, a lewe oko ukrywała czarna opaska, która nie zasłaniała jednak trzech podłużnych blizn, szpecących lewą część twarzy. Wstał i uniósł do góry kielich.
- Przyjaciele, powitajcie Jej Wysokość, Cesarzową Oktawię: najpiękniejszą z kobiet, moją ukochaną towarzyszkę...
Do toastu przyłączyły się śmiechy i wiwaty, a ona z gracją zeszła po schodach i zajęła miejsce obok Uriona. Straciła z oczu swojego strażnika, ale była pewna, że jest tam gdzieś wśród cieni i bacznie ich obserwuje.
i
CZYTASZ
We mgle
Viễn tưởng„Obudził się z krzykiem, zlany zimnym potem. Znał ją. Widywał w snach jej twarz" „Zatrzymał się gwałtownie, zdając sobie sprawę, że prawie biegnie. Stał sam w pustym, ciemnym korytarzu. Dokąd próbował uciec? Stąd nie ma przecież wyjścia." Kerian...