Rozdział 3

51 3 2
                                    

Następnego dnia obudziłam się leżąc na swoim łóżku, przykryta moim ulubionym, puchowym kocem. Przeciągnęłam się i spojrzałam na zegarek. Była 12:30.

Cholera, za godzinę mam lekcję jazdy konnej.

Szybko wyskoczyłam z łóżka i podeszłam do szafy, z której wyjęłam czystą bieliznę, luźne, szare dresy i biało-szarą bluzę w paski. Następnie skierowałam się do łazienki, gdzie wzięłam szybki prysznic i zmyłam rozmazany makijaż z wczorajszej imprezy. Zajęło mi to zaledwie dwadzieścia minut. Zeszłam po schodach i skierowałam się do kuchni. Gry tylko przekroczyłam próg pokoju, przywitała mnie uśmiechnięta od ucha do ucha Liv.

- No zobacz, a już miałam iść ciebie budzić... Śniadanie czeka na stole.

- A kon...

- Konie też nakarmiłam, kochanie - przerwała.

- Wybacz, ale za jakieś piętnaście minut mam lekcję i muszę wyczyścić i osiodłać Daisy.

- Nie martw się, przełożyłam jazdę na jutro - powiedziała zadowolona Liv - No dalej, usiądź sobie. Zjemy razem śniadanie i porozmawiamy jak matka z córką.

Ok, to nie jest jej normalne zachowanie. Ona NIGDY nie robi mi śniadań i karmi konie tylko kiedy mnie nie ma - czyli wcale!

Niepewnie zajęłam swoje miejsce przy stole. Wzięłam łyk herbaty. Liv cały czas obserwowała moje ruchy. W końcu wypaliła:

- Zabezpieczacie się?

Zakrztusiłam się napojem. Nie spodziewałam się takiego pytania.

- C-co?!

- Czy zabezpieczacie się? Wierz mi Melka, dzieci to ogromny obowiązek, a ty masz jeszcze całe życie przed sobą...

- Co?! - podniosłam głos.

- No ty i ten chłopak, który ciebie odwiózł i zaniósł do twojego pokoju. Niezłego przystojniaka sobie wybrałaś...

- Chodzi ci o Troya?!

- Tak.

- To nie jest mój chłopak, tylko kolega!!! - krzyknęłam - Znamy się ledwo jeden dzień i do tego jest sławnym treserem koni!!!

- Och - twarz Liv wyraźnie posmutniała - Wiedziałam, że go skądś znam. Cóż, zostawił ci swój numer, gdybyś czegoś potrzebowała.

- Nie przyda się - odparłam chłodno i wyszłam z domu.

Wyszła za mną Liv, złapała mnie za nadgarstek i powiedziała:

- Wybacz, pewnie ci się to nie spodoba, ale... zaprosiłam go dzisiaj na obiad.

- Co?! - krzyknęłam - Może niech jeszcze z nami zamieszka, a ty urządzisz nam wesele?!

Po tych słowach poszłam do stajni. Wchodząc, trzasnęłam drzwiami i wzięłam się za czyszczenie Tequilla i Daisy. Kiedy pozbyłam się wszystkich sklejek z sierści, uczesałam grzywy i ogony koni oraz wyczyściłam im kopyta, zajęłam się porządkowaniem siodlarni. Włączyłam radio. Leciała akurat jedna z moich ulubionych piosenek Union J, moje ciało zaczęło podrygiwać w rytm muzyki, a ja zaczęłam podśpiewywać sobie pod nosem słowa piosenki.

Baby you amaze me

You still knock me off my feet

- Ładnie śpiewasz.

Odwróciłam się i zobaczyłam opierającego się o framugę drzwi Troya. Trzeba przyznać, że wyglądał niesamowicie seksownie. Jego brązowe włosy pozostawione były w artystycznym nieładzie, a ciemnoniebieska koszula idealnie opinała jego umięśnione ciało. Do tego miał na sobie czarne dżinsy i granatowe adidasy Nike.

My PassionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz