— Jeff! — krzyczał blondyn spanikowany.
Z każdą chwilą, robiło się coraz ciemniej. Korony ściśle rosnących drzew, zakrywały światło gwiazd lub księżyca. Można powiedzieć, że tam gdzie się znajdował było wręcz czarno.
Chłopak błądził po nieznanym mu lesie. Desperacko szukał czarnowłosego, jednak bez skutku.
Usłyszał szelest zza drzewa. Szybko stanął w bezruchu, nasłuchując. Niestety, nie był to tylko wiatr, ponieważ dźwięk stawał się coraz głośniejszy. Ben nagle spanikował. Okropnie się bał.
Postać wychyliła się zza drzewa. Blondyn miał nadzieję, że przez panujący mrok go nie zauważy. Jednak, zaczęła powoli się zbliżać.
Nagle zobaczył jego czerwono krwiste, błyszczące oczy. Wpatrywały się w niego tak, jakby miały go zaraz zabić.
— Ben! — usłyszał nagle głos Jeff'a.
Obrócił głowę do tyłu, a postać zaczęła biec w jego kierunku. Chłopak zdezorientowany spojrzał na niego. Przygotował się na to, co się zaraz stanie.
Jedynym co usłyszał, był głośny skowyt bólu. Otworzył szybko oczy.
— Uciekaj! — krzyknął szarooki, po raz kolejny wbijając swój nóż w ciało napastnika.
Jeff rzucił w jego stronę broń, sam biegnąc za blondynem.
Ben szybko podniósł pokryty jeszcze świeżą krwią nieznajomego, nóż. Biegli przez las obok siebie, czasami potykając się o wystające konary, bądź kamienie. Postać, goniła ich na początku, jednak potem ją zgubili.
— Nic ci nie jest? — spytał zdyszany Jeff.
Złoto włosy, tylko pokiwał przecząco głową.
Stali, opierając się o jakieś drzewo, łapiąc oddech. Ben nadal widział przed sobą, czerwone jak ogień oczy nieznajomej postaci. Nie mógł pozbyć się lęku, wywołanego przez napastnika.
Do lasu przyszli następnego dnia, od historii, którą opowiedział Jeff. Blondyn próbował przypomnieć sobie z tego cokolwiek, jednak na marne.
Ben, chciał jeszcze raz zobaczyć jezioro przy, którym się obudził. Mimo, że i tak niewiele by mu to dało, chciał w jakiś sposób, zorientować się jak tu się znalazł.
Jednak, teraz wracali zrezygnowani do miejsca, z którego przyszli. Czarnooki, nadal trzymał jego nóż w kieszeni.
***
Byli już prawie na miejscu, kiedy słońce zaczęło wschodzić. Ich oczom ukazał się biało-niebieski, zniszczony dom. Na zewnątrz, wyglądał znacznie gorzej, niż w środku. Jedno z okien na dole było wybite. Budynek był w niezbyt dobrym stanie.
Jeff opowiedział mu, że po tym jak uciekł, znalazł ten dom w środku lasu. Nie wiedział do końca, do kogo należał wcześniej. Wnioskując z pozostawionych zdjęć, była to niewielka rodzina. Czarnowłosego ciekawiło, dlaczego mieszkali tak daleko od miasta, jednak zdecydował się tym nie przejmować.
Przyśpieszyli kroku, kiedy usłyszeli wycie. Brzmiał tak, jakby należał do wilków, jednak po tym co się stało, nie byli tego pewni. Szarooki otworzył drzwi i wepchnął do środka blondyna. Zatrzasnął je i zamknął na zamek.
Ben usiadł na starej kanapie w, tak jakby, salonie. Rozpiął bluzę, którą dał mu Jeff i pociągnął nosem.
— Nie zimno ci? Mogę znowu dać ci leki. — zaproponował.
Złoto włosy, szybko spojrzał na niego. Stał do niego przodem, przebierając koszulkę. Widział wtedy jego lekko umięśniony tors. Na jego bladej, wręcz białej skórze, widniało kilka blizn. Mimo to, Ben mógł stwierdzić, że chłopak był... Ładny?
Blondyn przygryzł wargę, a jego policzki pokryły się czerwienią. Nagle przypomniał sobie o pytaniu wyższego.
— N-nie. Nie trzeba. — powiedział cicho, spuszczając głowę.
Jeff zaśmiał się pod nosem. Naciągnął na siebie, swoją zwyczajną, białą bluzę i podszedł do niego. Usiadł obok niego krzyżuj nogi.
— Przestań. — powiedział w końcu, Ben.
— C-co? — spytał zmieszany.
— Czemu się tak na mnie patrzysz? Przestań wreszcie. — wytłumaczył dość stanowczym tonem.
— Czemu ci to przeszkadza? — Jeff, zrozumiał sytuację, a na jego twarz wkradł się zawadiacki uśmiech.
— Jezu, przestań! — nie wytrzymał i krzyknął.
Blondyn czuł, jak bardzo gorąca robi się jego twarz. Szybko schował ją w dłonie. Na prawdę, nie wiedział co miałby mu odpowiedzieć, więc po prostu, powiedział to co mu przyszło mu do głowy.
W pokoju, przez chwilę panowała cisza. Czarnooki, siedział zażenowany na kanapie, a Jeff obok niego, w bezruchu, myśląc co miałby teraz zrobić.
W końcu, Ben poczuł ramiona czarnowłosego, obejmujące go mocno. Przysunął go bliżej, a blondyn schował twarz w jego szyi. Siedział Jeffowi na kolanach, obejmując go w talii nogami.
— Nie denerwuj się tak. — wyszeptał wyższy, bawiąc się jego włosami.
— To przez ciebie. — powiedział niewyraźnie, przez to, że był wtulony w niego.
— Tak, tak. — wymruczał.
***
Było około trzeciej w nocy. Oboje zasnęli, mocno wtuleni w siebie. Leżeli na sofie, nie mając zamiaru się z tond ruszać.
Jeff usłyszał dosyć głośne pukanie do drzwi. Myślał, że się przesłyszał, dlatego chwilę nie reagował. Jednak hałas nie ustawał.
Nie miał pojęcia, kto to i dlaczego tak późno. Westchnął niezadowolony. Spróbował wstać, nie budząc przy tym Ben'a. Po chwili wyplątał się z jego ciepłego uścisku i niechętnie wstał.
Podszedł do drzwi i powoli otworzył. Jego oczom ukazała się, znienawidzona przez niego czarnowłosa.