Jeff ledwo łapał oddech w pośpiechu. Przed chwilą stracił Ben'a z pola widzenia. Biegł tak szybko jak tylko mógł, cały czas przeklinając w myślach czarnowłosą. Nie chciał się z nią całować i cholernie żałował, że znowu zrezygnował z próby odepchnięcia jej. Pewnie i tak zrobiłby to potem.
Znajdował się coraz głębiej w lesie gdzie stawało się coraz ciemniej. Dźwięk przygniatanych przez blondyna liści, z każdą chwilą malał, aż stał się dla niego niesłyszalny. Czarno włosy chciał przyśpieszyć, jednak nogi bolały go już od biegu.
Znowu usłyszał wycie. Bał się, że może to być to stworzenie, które zaatakowało ich w lesie. Co gorsze, mogło zrobić coś Benowi a Jeff nie miałby jak go obronić. Chciał jak najszybciej znaleźć młodszego, a teraz był jeszcze bardziej zdeterminowany.
Usłyszał głośny huk. Szybko pobiegł w stronę skąd pochodził. Kiedy dotarł na miejsce, ujrzał Bena skulonego pod drzewem. Słyszał jego cichy szloch i głośno nabierane powietrze. Bez zastanowienia usiadł obok niego. Dopiero teraz dostrzegł, że blondyn trzyma się za kostkę, z której wypływa krew.
- Ben? - wypowiedział drżącym głosem.
Ten, podniósł głowę i spójrz na niego załzawionym wzrokiem.
- D-dlaczego to zrobiłeś? - spytał ponownie czarno włosy. - Dlaczego uciekłeś?
Po raz kolejny nic nie odpowiedział, tylko przyciągnął chłopaka do siebie i wtulił się w niego. Jeff, trochę zdezorientowany, objął go mocno.