2

5.4K 213 4
                                    

Z góry przepraszam za błędy 😊

Głowa bolała mnie jakbym co najmniej oberwała kijem hokejowym.
Niepewnie otworzyłam oczy i zorientowałam się, że leżę we własnym łóżku.
Musiałam być tak pijana że nawet nie pamiętałam jak się tam dostałam.
A spotkanie ze staruszką to pewnie był tylko sen. - wmawiałam sobie.
- No w końcu się obudziłaś. Już myślałam że zapadłaś w śpiączkę. - usłyszałam głos Mayi.
- Wybacz. - odparłam, podnosząc się do pozycji siedzącej. Całe ciało mnie bolało i czułam się strasznie. - Chyba zdecydowanie za dużo wypiłam. Czuje się jakbym miała zaraz umrzeć.
- No w końcu znalazłam cie nieprzytomną na chodniku. Musiałaś nieźle zabalować po drodze.
Poczułam że krew odpływa mi z twarzy.
- Jak to?
- Normalnie. Wyszłam chwilę po tobie, bo się martwiłam i znalazłam cie na chodniku. Byłaś cała rozpalona. - na jej twarzy pojawiło się zmartwienie - Nie strasz mnie tak więcej.
- A był ktoś ze mną ?
- Jakaś kobieta się nad tobą pochylała, ale jak mnie zobaczyła to uciekła. Zupełnie jakby rozpłynęła się w powietrzu. Ale dość o tym.- przyjaciółka objęła mnie ramieniem,siadając obok mnie.
- Zrobiłam ci śniadanie.
Posłałam jej życzliwy uśmiech.
- Serio,co ja bym bez ciebie zrobiła.

Mimo olbrzymiej dawki kofeiny i śniadania cały dzień czułam się potwornie i nie miało to nic wspólnego z dziwnym mrowieniem pod skórą.Myślałam o tym, co mówiła staruszka.
" Z wielką mocą przychodzi wielka odpowiedzialność "
- O co jej chodziło? - pomyślałam.
Przypomniał mi się prąd który poczułam na ciele.
Po chwili jednak potrząsnęłam głową.
Drugi dzień pracy wcale nie różnił się od poprzedniego, tyle że dziś szefowa czepiała się mnie jeszcze bardziej.
Pracowałam w niewielkim butiku z ubraniami i cały czas czułam na sobie spojrzenie kobiety. Serio, nie wiem dlaczego mnie tak nienawidziła i nawet nie starała się tego ukrywać.
- Hej,ty !- zawołała z wyższością - Chodź tu na chwilę.
Pokornie podeszłam i spojrzałam na nią pytająco.
- Trzeba iść wyrzucić śmieci i posprzątać zaplecze.
- Ale ja pracuje na stanowisku sprzedawcy, a nie sprzątaczki - odparłam czując rosnącą irytacje.
- Pracujesz dla mnie, masz robić co ci karze, niewdzięczna gadzino - zawołała pani Sophia.
- Gadzino?- powtórzyłam przez zaciśnięte zęby. To już była przesada.
Irytacja przerodziła się w furie i poczułam jak prądy elektryczne przepływają przez moje ciało spływając do rąk. Żarówki zaczęły migotać i zdziwiona spojrzałam na lampę która zleciała metr od szefowej i rozbiła się w drobny mak a powietrze w sklepie jakby zgęstniało.
- Co do cholery?- mruknęłam i spojrzałam przerażona na własne ręce. W tej samej chwili drzwi wejściowe otworzyły się z głodnym hukiem i do środka wpadły chyba na raz wszystkie wiatry świata.
- Co się dzieję? - zawołała pani Sophia trzymając swoją farbowaną na blond czuprynę. Spojrzała na mnie z nienawiścią - Coś ty zrobiła?- syknęła.
- Ale to nie ja! - wrzasnęłam, próbując przekrzyczeć wiatr. - Nie wiem co się dzieje!
- Wynocha!- krzyknęła szefowa wskazując na drzwi .
Zacisnęłam mocno usta i szybko wybiegłam na ulicę. Biegłam aż poczułam tępy ból w płucach i rozejrzałam się po parku. Zapadał zmierzch więc pobliżu nie było żywej duszy. Usiadłam zrezygnowana na ławce.
- Nie ma szans że to byłam ja.- przekonywałam samą siebie. Jednak ten diabelski głosik w mojej głowie podpowiadał, że w sumie jest taka możliwość. W chwili gdy byłam już w pełni gotowa oddać się w ręce szpitala psychiatrycznego mój telefon zawibrował.
- Halo? Andrea? - usłyszałam głos Mayi. - Dzwonie, bo jest późno i powinnaś być już w domu. Trochę się martwiłam.
- Nic mi nie jest - odparłam smętnie.
- Gdzie jesteś? - zapytała przyjaciółka, ignorując moje zapewnienia i po kilku minutach siedziała już obok mnie.
- Wiesz doskonale że twoje "nic mi nie jest" nigdy na mnie nie działa. - rzuciła, a ja byłam wdzięczna bogu za tą telepatie i za taką przyjaciółkę.
- No wiem ale nie chciałam żebyś uważała mnie za wariatkę. Wystarczy że ja tak o sobie myślę.
- Sprawdź mnie.
Jednym tchem opowiedziałam jej wszystkie zdarzenia począwszy od spotkania staruszki do akcji z latającymi lampami w pracy. Nagle w parku zapanowała grobowa cisza.
- Mówiłam, potrzebuje kaftana bezpieczeństwa. - wzruszyłam ramionami.
- Ja tam wierze w takie rzeczy jak magia- odparła, wprawiając mnie w zdumienie. - Skoro zrobiłaś to raz, powiedzmy teoretycznie że to byłaś ty, to możesz to powtórzyć, prawda?
- No chyba. - rzuciłam i podniosłam się. - Ale ja nie umiem. Nie wiem jak sie robi takie czary mary.
- Pomyśl o kimś, kto cię denerwuje i zobaczymy.
Zamknęłam oczy i przypomniałam sobie wszystkie złe rzeczy, które przydarzyły mi się w życiu. Wraz z rosnącą irytacją poczułam znajomy prąd spływający do rąk i po chwili usłyszałam wokół siebie szum wiatru.
- Chcę otwierać oczy?- krzyknęłam do Mayi przekrzykując go.
- Chcesz!
Zrobiłam to i z otwartą buzią wpatrywałam się w liście fruwające wokół nas jak stado ptaków.     - O w mordę! - wrzasnęliśmy obie w tym samym czasie. Liście wirowały wokół nas tworząc dziwne kształty i wzlatywały aż pod same korony drzew. Nagle wiatr zniknął tak samo szybko jak się pojawił.                                 - Wystarczy!- obie zwróciłyśmy głowy w stronę z której dobiegł głos.       - To pani!- krzyknęłam, stając twarzą w twarz z tajemniczą staruszką.

Niebezpieczna graOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz